Janusz Bodzioch: Emocji nie zabraknie

Rozmowa z Januszem Bodziochem, byłym obrońcą i Górnika Zabrze i Rakowa Częstochowa.


Komu będzie pan w sobotnim meczu w Częstochowie kibicował?

Janusz BODZIOCH: – Hmm… Obu drużynom, a niech wygra lepszy.

Przed meczem wydaje się, że można stawiać pewną „1” w typach, a o wygranej Rakowa nie ma co dyskutować. A może jednak niespodzianka? Jak pan na to patrzy?

Janusz BODZIOCH: – W takim meczu jak ten, wszystko jest możliwe. Nie można przed spotkaniem powiedzieć, że faworyt na pewno odniesie zwycięstwo, to tak nie działa. Liga jest wyrównana. Sam byłem na meczu Rakowa z Piastem. Częstochowianie grają konsekwentnie swoje, kosztem jakiejś tam straty piłki, ale nic nie zmieniają i mimo, że trochę punktów na wiosnę w wyjazdowych meczach już pogubili, to też trzeba pamiętać, że wszystkich spotkań nie da się wygrać. Tak się nie da.

A co można powiedzieć o Górniku?

Janusz BODZIOCH: – Zaczęli od porażki z Cracovią, potem dwa ważne mecze u siebie i tylko dwa zdobyte punkty, ale jest trochę jak w zeszłym roku, gdzie początek też był słabszy, a potem zabrzanie zaczęli punktować. Na pewno zapowiada się między tymi drużynami ciekawy pojedynek, a jak będzie, zobaczymy.

Jaki element w takim spotkaniu może zdecydować o powodzeniu?

Janusz BODZIOCH: – Ciężko odpowiedzieć i wskazać na coś konkretnie. Wrócę jeszcze do meczu Rakowa z Piastem, kiedy gliwiczanie mieli stuprocentową okazję, ale Kądzior nie strzelił. Później przewaga częstochowian, wrzutka, zdobyty gol i dowieźli zwycięstwo do końca. Wiadomo, że na papierze przed tym meczem z Górnikiem zdecydowanym faworytem jest Raków, który – jak mówię – gra konsekwentnie swoje. Częstochowianie są groźni, a jak złapią przeciwnika, to już nie puszczają, nieraz odbierając piłki na 20-30 metrze od bramki swojego rywala. Będzie przewaga Rakowa, ale zabrzan nie można z góry skazywać na niepowodzenie, bo choćby – jak pokazała poprzednia runda – też potrafili się rozkręcić.

Pan grał i w klubie z Częstochowy i z Zabrza. Jak to wtedy było?

Janusz BODZIOCH: – W Rakowie grałem jeszcze na zapleczu ekstraklasy [był to sezon 1992/93 – przyp. red]. Raków przywrócił mnie, jeśli mogę tak powiedzieć, na szczebel centralnych rozgrywek. Miałem tam wtedy bardzo dobry sezon, co zaowocowało przejściem do Górnika Zabrze, gdzie budowano wtedy mocny zespół. Było w nim sześciu olimpijczyków, srebrnych medalistów igrzysk w Barcelonie, jak Tomek Wałdoch, Alek Kłak, Darek Koseła, Rysiu Staniek, Jurek Brzęczek, Grzesiu Mielcarski. Do tego Piotrek Jegor, Rysiu Kraus, Jacek Grembocki, Heniu Bałuszyński. Była to bardzo mocna ekipa. Dla mnie było to wielkie wyróżnienie być i grać w takim zespole. Tam, niestety, skończyło się na 6 meczach. W spotkaniu z Wartą Poznań doznałem poważnej kontuzji. Leczenie trwało bardzo długo, bo sześć miesięcy.

Co było potem?

Janusz BODZIOCH: – Raków akurat awansował [wiosna 1994 r. – przyp. red.], a że zapamiętali mnie wcześniej z bardzo dobrej strony, to zaproponowali powrót do Częstochowy, mimo że nie grałem wcześniej przez kilka miesięcy.

Z Górnikiem mierzyliście się wtedy przez kilka lat. Jak wspomina pan tamte spotkania? Z jednej strony zabrzanie wciąż z Wałdochem, Brzęczkiem czy Hajtą, a z drugiej Raków z bramkarzem Gaikiem, czy Gwiździelem.

Janusz BODZIOCH: – W pierwszym sezonie przegraliśmy wprawdzie u nich, bodajże 0:1, ale w spotkaniu rewanżowym w Częstochowie wygraliśmy 2:0, gdzie strzeliłem zresztą jedną z dwóch bramek. W jaki sposób? To było po rzucie rożnym.

Jaka była atmosfera przed tymi spotkaniami? Górnik nie był już tak mocny jak kilka lat wcześniej, prawda?

Janusz BODZIOCH: – To prawda, nie grał o czołowe miejsca w ekstraklasie, ale to zawsze Górnik, niezależnie od tego, gdzie akurat gra. My jako Raków byliśmy beniaminkiem, stawialiśmy pierwsze kroki w tej lidze, dopiero pisaliśmy swoją historię. Przecież to były dla Rakowa wtedy historyczne sezony w ekstraklasie. Górnik zawsze będzie jednak Górnikiem, dochodzą kibice, cała ta otoczka. To zawsze buduje atmosferę.

Jak w październiku 1995 roku, kiedy graliście u siebie z „górnikami”, przegrywaliście 1:2, żeby w końcówce wyrównać po drugim golu Krzysztofa Stępnia. Czerwoną kartkę zobaczył wtedy Piotr Jegor.

Janusz BODZIOCH: – Tak, pokazał mu ją prowadzący wtedy mecz pan Michał Listkiewicz. Piotrek Jegor zawsze był impulsywny (uśmiech). Czy teraz będzie też tak ciekawie? Przed meczem nie wyreżyserujemy tego, jaki będzie przebieg tego spotkania. Uważam, że będzie to stojący na dobrym poziomie mecz, jak zawsze z emocjami, a jak mówię, niech wygra lepszy, albo będzie remis.

Na koniec pytanie, Raków będzie mistrzem Polski, a Górnik spokojnie utrzyma się w ekstraklasie?

Janusz BODZIOCH: – Chciałbym bardzo, żeby tak było.


Na zdjęciu: Mecze Rakowa z Górnikiem zawsze są ciekawym widowiskiem. Jak będzie teraz?

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus