Je małą łyżeczką

Mateusz Bochnak czekał półtora miesiąca na pierwszy skład w meczu ekstraklasy. Gdy na niego zapracował, od razu cieszył się z gola.


Trener Cracovii Jacek Zieliński musiał zareagować na słaby występ drużyny w Gliwicach i przed spotkaniem ze Śląskiem Wrocław wymienił w wyjściowym składzie trzy ogniwa. Od pierwszej minuty szansę dostał sprowadzony zimą z pierwszoligowego Chrobrego Głogów pomocnik Mateusz Bochnak. – Dał sobie radę, oceniam jego występ bardzo pozytywnie. Mógł mieć tremę, ale poradził sobie bardzo dobrze i będziemy mieli z niego pociechę. Piłka go szuka – podkreśla Jacek Zieliński.

Najłatwiejszy gol

W 54 minucie Bochnak wpisał się na listę strzelców, gdy niemal z linii wbił piłkę do bramki po dograniu z lewej strony Otara Kakabadze. Gdyby nie dołożył nogi, z gola cieszyłby się reprezentant Gruzji. – Po meczu nic nie mówił, więc uważam, że między nami wszystko jest w porządku. W przerwie trener uczulał nas, byśmy domykali dalszy słupek. Kakabadze już w I połowie wrzucał dobre piłki, ale byliśmy trochę spóźnieni. W drugiej zdarzyła się podobna akcja i ja dobiłem. Na pewno była to najłatwiejsza bramka w dotychczasowej przygodzie, jednak cieszę się z niej tak samo jak z innych. Gol to gol – podkreśla zawodnik, dla którego było to 9. trafienie w sezonie. Poprzednie osiem zaliczył jesienią w I lidze dla drużyny z Głogowa. Zdradza, że w wyjątkowym dla siebie dniu nie zaprezentował specjalnej „cieszynki”, ponieważ wcześniej też nie przygotowywał nic specjalnego. W niedzielę po prostu bardzo się ucieszył, że mógł zdobyć bramkę.

Ofensywnie usposobiony piłkarz w meczu Cracovia – Śląsk pokonał najdłuższy dystans – prawie 11,5 kilometra. – Czułem, że zostawiłem na boisku trochę zdrowia. W pierwszym meczu w podstawowym składzie chciałem się jak najlepiej pokazać – podkreśla. Bardziej zadowolony jest z drugich 45 minut, ale nie tylko dlatego, że doprowadził do wyrównania, co ostatecznie dało krakowianom punkt. – Do przerwy grałem średnio. Nie byłem zbyt często pod grą, ustawiony plecami do bramki. Czuję się lepiej, gdy mogę się rozpędzić i wykorzystać swoje atuty. Powiedzmy, że pierwsza połowa to było takie zapoznanie się z boiskiem ekstraklasy w pełnym wymiarze – tłumaczy.

Zabrakło wygranej

Trener Zieliński powoli wprowadzał wychowanka Pogoni Szczecin do ekstraklasy. Sześć dni po transferze przesiedział na ławce rezerwowych cały mecz z Górnikiem Zabrze. W wyjazdowych spotkaniach z Koroną Kielce i Legią Warszawa wchodził w 87 i 86 minucie, ze Stalą Mielec w 74, a w Gliwicach w 83 minucie. Szkoleniowiec nie wrzucił debiutanta od razu na głęboką wodę, dawkował występy, „karmił” małą łyżeczką. W czasie treningów poprzedzających rywalizację z „wojskowymi” Bochnak czuł, że może dostać szansę od początku, jednak niepewność pozostała z nim prawie do końca.

Przyznaje, że udało mu się zachować chłodną głowę i skupić na pracy. Swoje nazwisko zobaczył w wyjściowej jedenastce dopiero na przedmeczowej odprawie. – Trener ma na mnie plan. Podchodzę do tej sytuacji ze spokojem. Dostaję coraz więcej minut, w niedzielę zagrałem mecz w pełnym wymiarze. Teraz chcę utrzymać podstawowy skład – deklaruje.

Cracovia zremisowała szósty mecz w sezonie, trzeci na swoim stadionie. Zdaniem Bochnaka gospodarzom do pełni szczęścia zabrakło skuteczności i szczęścia. Żałował zwłaszcza niewykorzystanej okazji Davida Jablonsky’ego. Przy wyniku 1:1 czeski obrońca dobrze uderzył głową, ale piłka odbiła się od słupka, a następnie zdołał ją wybić gracz Śląska. – Był to jednak zdecydowanie lepszy mecz od tego w Gliwicach, odpowiednio zareagowaliśmy. Pomogli nam kibice, w II połowie było czuć, że stadion nas niesie. Ostatnio słabiej prezentujemy się na wyjazdach, głupio tracimy punkty. Teraz gramy z Wartą Poznań, która dobrze punktuje, ale myślę, że tam wygramy – wierzy pomocnik.

Widoczne różnice

Udzielając pierwszej rozmowy po podpisaniu kontraktu zawodnik „Pasów” miał nadzieję, że przełoży poczynania z boisk pierwszoligowych na ekstraklasowe. Deklarował, że jest gotowy na przeskok. Jak ocenia sześć tygodni w nowej drużynie i rozgrywkach? Nie było to dla niego bolesne zderzenie, ale… – Widać większą jakość u zawodników, którzy zwłaszcza w ofensywie potrafią zrobić różnicę. W ekstraklasie najmniejszy błąd może być wykorzystany, natomiast w I lidze nie prowadzi od razu do straty bramki. Pod względem fizycznym, jak na pierwszy występ, czułem się porządku. Trudno mi teraz wszystko oceniać, ale na pewno inna jest też otoczka spotkań, co jest wiązane z telewizją – zauważa.

Bochnaka nie mógł się nachwalić Sebastian Steblecki, wychowanek Cracovii. W rundzie jesiennej piłkarze dzielili jedną szatnię w Głogowie. „Stebel” podkreślał skromność i pracowitość kolegi, ale też to, że potrafił dobrze funkcjonować w drużynie na boisku i poza nim. Nowy nabytek „Pasów” nie znał bliżej nikogo z graczy krakowskiego klubu, więc sporo informacji o jego specyfice otrzymał od Stebleckiego.

Przy Kałuży występuje z koszulką z numerem „17”, którą kiedyś zakładał Steblecki. – Żartowaliśmy, że wziął „ciężki” numer. Mam nadzieję, że mu się powiedzie w klubie, z którym jestem mocno związany – mówił gracz Chrobrego. – Sebastian mi pomógł – nie ukrywa Bochnak. – Od pierwszych dni mam bardzo dobry kontakt z wszystkimi kolegami. Szatnia mnie przyjęła, choć nie ukrywam, że trochę się obawiałem, stresowałem. Zastanawiałem się, czy w ekstraklasie nie będzie inaczej, ale już po kilku dniach miałem tylko pozytywne odczucia.


Na zdjęciu: Pomocnik „Pasów” liczy, że nie odda miejsca w wyjściowym składzie.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus