Jeden krok od marzeń

Szczęśliwy Prezydent Rybnika – Piotr Kuczera ubrany w klubowe barwy – śpiewał razem z kibicami, a prezes ROW-u, Krzysztof Mrozek szalał na swoim quadzie. Zawodnicy zaś przez dobrą godzinę rozdawali autografy i pozowali do zdjęć z kibicami.

Trudno się dziwić. Przed meczem w ekipie gospodarzy po cichu marzono o 10-punktowej wygranej z mistrzem rundy zasadniczej – Speed Car Motorem Lublin. Tymczasem miejscowi wygrali aż 14 punktami i w najbliższą niedzielę, w rewanżu w Lublinie, mogą sobie pozwolić nawet na komfort 13-punktowej porażki.

– Taka strata stawia Motor w bardzo niekorzystnej sytuacji. W żużlowych play offach zdecydowanie lepiej jest uciekać, niż gonić – przyznał były reprezentant Polski, Jan Krzystyniak.

–  Kilka punktów więcej, szło jeszcze gdzieś powciskać. Wtedy zadowolenie byłoby jeszcze większe. Cieszymy się jednak z wygranej i teraz cały tydzień będziemy ciężko pracować, by dobrze spisać się w Lublinie – zapewnił kapitan Kacper Woryna.

Te dodatkowe „oczka” to m.in. prosty błąd Andrzeja Lebiediewa w ostatnim biegu, o który Łotysz sam miał do siebie pretensje i słaba postawa jednego z liderów – Troya Batchelora.

Pozytywnie zaskoczył za to młodzieżowiec, Lars Skupień. Po ostatnich słabych występach nikt za bardzo na niego nie liczył. Tymczasem w 4 startach przywiózł aż 10 punktów. 21-latek był bardzo szybki na dystansie, w czym wielka zasługa jego wujka – byłej legendy ROW-u, Eugeniusza Skupienia, który przygotował mu motocykle.

Skupień to taka rybnicka „złota rączka”. O tym, że doskonale potrafi podrasować silniki wie nawet Tomasz Gollob, który w przeszłości korzystał z motocykli przygotowywanych przez Skupienia. Silniki „Egona” stały też w tym roku za zwyżką formy, którą pod koniec sezonu zanotował junior MrGarden GKM-u Grudziądz, Kamil Wieczorek. Na razie jednak Skupień w ślady Ryszarda Kowalskiego (tunera m.in. Taia Woffindena, Bartosza Zmarzlika i Macieja Janowskiego – przyp. red.) pójść nie zamierza. – Za drogi szpas. Mocno by trzeba zainwestować – stwierdził.

W sukces rybnickich żużlowców mocno inwestuje za to miasto. W najbliższą niedzielę planowana jest prawdziwa fiesta na rynku. Najpierw wspólne oglądanie transmisji z rewanżu na wielkim telebimie, a potem długie świętowanie. Organizatorzy szacują, że w centrum miasta pojawi się kilka tysięcy osób!

Jedno jest pewne. Jeśli rybniczanom uda się wrócić do PGE Ekstraligi to błyskawicznie muszą pomyśleć o wzmocnieniach. Tym bardziej, że chociaż okienko transferowe oficjalnie otworzy się dopiero w listopadzie, to liczba zawodników dostępnych na rynku powoli się kurczy. Kolejni żużlowcy deklarują bowiem pozostanie w swoich klubach. We wtorek ogłosili to: Niels Kristian Iversen – Get Well Toruń i Przemysław Pawlicki – MrGarden GKM Grudziądz, a wcześniej m.in. Bartosz Zmarzlik – Cash Broker Stal Gorzów, Artiom Łaguta i Antonio Lindback (obaj Grudziądz) oraz Jason Doyle (Toruń).

Z największych zagranicznych „armat” do wzięcia będzie w zasadzie tylko Nicki Pedersen, który ogłosił, że nie przedłuży umowy ze zdegradowaną Grupą Azoty Unią Tarnów. Przy czym Duńczyk po świetnym sezonie będzie mógł mocno przebierać w ofertach i podbijać stawkę. Rybnik zaś przynajmniej jednej „armaty” potrzebuje, bo aktualny zespół nadziei na utrzymanie nie daje. Tym bardziej, że zawieszony za doping Grigorij Łaguta będzie mógł wrócić na tor dopiero w czerwcu. O ile zdecyduje się w ogóle pozostać w ROW-ie, bo chociaż ma ogromny dług wdzięczności w stosunku do prezesa Krzysztofa Mrozka (wspierał Rosjanina w walce o uniewinnienie), to oferty składają mu inni. Ostatnio ponoć dzwonili do niego z Gorzowa. Nikt tego oczywiście oficjalnie nie potwierdzi, bo do końca października działacze mają zakaz rozmów transferowych z zawodnikami innych drużyn.