Jedno, co dobre

Pierwszy po ponad trzech miesiącach występ Jakuba Vojtusza w wyjściowym składzie GKS-u był dość szalony. 24-letni napastnik ze Słowacji, który w czerwcu rozstał się z Tychami, ale przed dwoma tygodniami podpisał nowy kontrakt, brał udział w wielu akcjach, które wpłynęły na końcowy (porażka 1:4) rezultat sobotniej wyjazdowej konfrontacji z Bytovią.

Wszerz – niepotrzebnie

Przede wszystkim, to po jego stracie w środkowej strefie – zagraniu piłki wszerz boiska – rywale wyprowadzili kontrę zakończoną zdobyciem gola na 1:0. Potem dwukrotnie Słowak mógł wyrównać. Jeszcze przed przerwą spudłował z bliska po centrze Łukasza Grzeszczyka z rzutu wolnego. Tuż po zmianie stron z kolei, ruszył wraz z Mateuszem Grzybkiem do pressingu i miał przed sobą niemalże pustą bramkę. Uderzył jednak z około 12 metrów tak, że golkiper bytowski zdołał jeszcze interweniować, a koledzy Vojtusza tylko łapali się z niedowierzaniem za głowy.

– Mógł nie uderzać z pierwszej piłki. Później miał jeszcze okazję do strzału głową. Gol na 0:1? Zdarza się. Podanie wszerz było niepotrzebne. Nigdy personalnie nie wypowiadam się na temat zawodników, ale powiem ogólnie, że w niektórych sytuacjach, przy naporze przeciwnika, nie ma sensu chcieć ładnie rozgrywać piłki – przyznaje trener Ryszard Tarasiewicz, nawiązując poniekąd do faktu, że tyszanie wszystkie cztery gole stracili w Bytowie po kontrach.

Wiosną się to nie zdarzało

W grze Vojtusza były też jednak i pozytywy. Jeden – czysto statystyczny, bo był to dopiero jego trzeci w tym roku występ od 1 do 90 minuty. Dwa z kolei – już boiskowe. Przyczynił się do zdobycia wyrównującej bramki, walcząc o piłkę wrzuconą wcześniej z autu przez Dawida Abramowicza i usiłując wycofać ją do Mateusza Grzybka, zaś w 77 minucie, przy stanie 2:1 dla Bytovii, to po pojedynku powietrznym z Vojtuszem właśnie, z boiska mógł (powinien?) wylecieć z drugą żółtą kartką Łukasz Wróbel, grający II trener kaszubskiego zespołu. – Jedno, co dobre, to fakt, że dochodził do sytuacji. Wiosną to się nie zdarzało – zauważa szkoleniowiec GKS-u.

Jeszcze nie wiedział o „Zapolu”

Pierwsze półrocze 2018 roku Jakub Vojtusz spędził w Tychach na wypożyczeniu z Miedzi Legnica. Zagrał w 11 meczach (7 w wyjściowym składzie) i strzelił 2 gole. W czerwcu rozstał się z GKS-em, by ostatecznie rozwiązać kontrakt z Miedzią i w ostatnich dniach okna transferowego wylądować znów przy Edukacji 7. O ile tydzień wcześniej, z Wartą Poznań, wszedł na boisko z ławki rezerwowych, o tyle w Bytowie zagrał już od pierwszej minuty. Sztab szkoleniowy tak naprawdę nie ma wyboru – w końcówce sierpnia z klubem rozstali się Michał Fidziukiewicz i Piotr Giel, a Kamil Zapolnik został sprzedany do Górnika Zabrze. Vojtusz jest dziś więc tyskim napastnikiem nr 1, a jego konkurentami są głównie młodzieżowcy.

– Wracając do Tychów, jeszcze nie wiedziałem, że Kamil pójdzie do Zabrza. To był nowy temat, dlatego nawet nie podchodziłem do tego na zasadzie, że o regularne granie będzie mi łatwiej. W futbolu konkurencja musi przecież być zawsze – stwierdził Vojtusz. Co cieszy trenera Tarasiewicza, to fakt, że Słowak pod względem fizycznym prezentuje się dziś lepiej niż wiosną. Ale czy okaże się jednym z lekarstw na problemy GKS-u?

 

Na zdjęciu: Tyskim kibicom nie pozostaje nic innego, niż gorąca wiara w Jakuba Vojtusza…