Jest co poprawiać!

Rozmowa z Januszem Kupcewiczem, byłym reprezentantem Polski, medalistą MŚ 1982.


Co możemy powiedzieć po dwóch meczach Ligi Narodów z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną?

Janusz KUPCEWICZ: – Tak szczerze, to za wiele powiedzieć nie możemy, bo przecież graliśmy poważnie osłabieni, bez Roberta Lewandowskiego, a więc gracza, wokół którego rywal zawsze skupi dwóch, trzech swoich zawodników. Po drugie, co do meczu z Holandią, to spotkał nas najniższy wymiar kary, mimo że przeciwnik też niczego wielkiego nie grał. Co do nas, to postawiliśmy tam autobus.

Taka gra na pewno nikogo nie cieszy. Reprezentację stać na to, żeby być częściej przy piłce i oddawać strzały na bramkę rywala. A my ile ich tam w Amsterdamie oddaliśmy? Jeden… Z kimkolwiek byśmy grali, to taki bilans jest poniżej krytyki. Zawodnicy sam powinni zdawać sobie sprawę, że w taki sposób meczu nie można wygrać. Co do drugiego spotkania w Bośni, to graliśmy z drużyną, która zremisowała we Włoszech. Przeciwnik do 30 minuty dominował, a potem my staliśmy się nagle zupełnie innym zespołem.

Fot. Michał Zichlarz/Sport

Zaczęliśmy grać szybko, były podania, wyjścia na pozycje, pokazywanie się. Po Bośniakach widać było, że zeszło z nich powietrze. Nie wiem, co było tego przyczyną? Być może za długo cieszyli się po remisie z Włochami (śmiech). Graliśmy z dwoma zupełnie innymi reprezentacjami. Z jednej strony mocna Holandia, a z drugiej przeciętna Bośnia, ale sztuką jest wygrać z każdym rywalem, tym bardziej na jego terenie.

Po meczu w Amsterdamie odium krytyki spadło na selekcjonera Brzęczka, za – jak pan powiedział – ustawiony autobus przed polem karnym. Jak pan na to patrzy?

Janusz KUPCEWICZ: – Ani pan, ani ja nie wiemy, jakie były faktycznie założenia. Wiadomo, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a umówmy się, że każdy zespół grający techniczną piłkę i dobrze prezentujący się w środku pola nas przewyższa. Nawet te teoretycznie słabsze reprezentacje, też często nas przewyższają i to dosyć mocno, jeżeli chodzi o operowanie piłką. Spójrzmy na eliminacyjne mecze z Austrią… To jednak my wyszliśmy potem z pierwszego miejsca.

W piłce trzeba mieć trochę szczęścia, ale na pewno po tym, co zobaczyliśmy, jest sporo rzeczy do poprawienia. Swoje zrobiła też ta długa przerwa. A czy to jest wina trenera? W zeszłym roku mieliśmy Młodzieżowe Mistrzostwa Europy we Włoszech.

Wygraliśmy z Belgią, wygraliśmy z Włochami, choć tak po prawdzie to powinniśmy przegrać, że ho ho, a potem dostajemy piątkę od Hiszpanii. Następnie ten zespół, przez „Piłkę Nożną”, jest nominowany do najlepszej jedenastki roku. Dla mnie to nieporozumienie! Nie wychodzimy z grupy, a zachwycamy się postawionym autobusem…

Jako świetnego rozgrywającego można pana zapytać, czy nasza słabsza postawa nie wynika z tego, że poniżej oczekiwań gra duet środkowych pomocników, Zieliński z Krychowiakiem?

Janusz KUPCEWICZ: – Tak jest. „Krychę” na pewno stać na dużo lepszą grę. To nie ten zawodnik, do którego się przyzwyczailiśmy i nie ten, który tak dobrze radzi sobie i zbiera dobre recenzje w Lokomotiwie Moskwa, a liga rosyjska jest dużo lepsza niż polska. Co do Zielińskiego, to bardzo lubię tego chłopaka. Mam sentyment do tak technicznie grających zawodników, jak on. W reprezentacji nie potrafi jednak do końca pokazać umiejętności, które ma, które na co dzień prezentuje w Napoli.

Może wynika to z tego, że tak gra z lepszymi zawodnikami, w lepszym zespole, a u nas się męczy? Może zbyt wiele jest na jego barkach? Stać go na pewno jednak na dużo, dużo lepszą grę i nie ukrywam, że mocno mu kibicuję. Tak samo, jak Szymańskiemu, który niestety w tym pierwszym meczu nie pokazał się z dobrej strony.

O obrazie naszej gry i wynikach decydują weterani, jak Kamil Glik i Kamil Grosicki, co pokazali z Bośnią. To powód do zadowolenia czy zadumy?

Janusz KUPCEWICZ: – Na pewno do zadowolenia. Powiem jednak, że jeśli chodzi o grę z Bośnią, to Grosicki mnie nie przekonał i jego gra mi się nie podobała. Co zaś do Glika, to był jednym z naszych najlepszych zawodników. Pamiętajmy jednak, z jakim przeciwnikiem graliśmy i na jakim etapie jesteśmy. Rola trenera w okresie pandemii nie jest łatwa.

Czy największym wygranym tych pierwszych meczów kadry jest Kamil Jóźwiak?

Janusz KUPCEWICZ: – Myślę, że tak, bo pokazał się z bardzo dobrej strony jako debiutant w podstawowym składzie naszej reprezentacji. Wypadł bardzo fajnie.

Ktoś jeszcze pana przekonał?

Janusz KUPCEWICZ: – Bardzo dobrze spisał się Jacek Góralski. On w każdym meczu pokazuje swoje cechy wolicjonalne. Można na niego liczyć, choć jasne, że czasami jego wślizgi czy faule są bezsensowne. Taki chłop jest jednak potrzebny. Mam takie porównanie z moimi czasami i z harówką w środku pola, którą wykonywał Waldek Matysik. To była „czarna robota”. Nikt o nim nie mówił, nic o nim nie pisano, a on biegał za dwóch. Do tego stworzony jest też Góralski, który – co byśmy o nim mówili – pracuje na całą drugą linię. Jest takim prawdziwym pracusiem.

Na koniec powiem jeszcze, że wkurza mnie to, że z powodu pandemii w wielu meczach trenerzy mogą dokonywać pięciu zmian, a w takich meczach, jak te w Liga Narodów – tylko trzech. W takich spotkaniach aż się prosi o większą liczbę zmian. Ja w takim meczu jak ten z Bośnią i Hercegowiną, z przyjemnością chciałbym zobaczyć w składzie takiego zawodnika, jak Jakub Moder. Jak sobie radzi w środku pola. To piłkarz, który ma niezłą technikę, potrafi uderzyć z drugiej linii. Myślę, że UEFA coś przeoczyła w swoich wytycznych.


Na zdjęciu: Zdaniem Janusza Kupcewicza, Jacek Góralski to jeden z największych wygranych wrześniowego zgrupowania kadry.
Fot. PAP/Andrzej Lange