JKH GKS Jastrzębie. Pożaru (jeszcze) nie ugaszono

Jastrzębianie od powrotu do ekstraligi w sezonie 2008/09 po raz pierwszy przegrali trzy początkowe mecze z rzędu!


Trzy spotkania, zero punktów, 10 straconych goli i tylko jeden zdobyty na 107 strzałów (wedle statystyk PHL) – taki jest dorobek hokeistów JKH GKS-u Jastrzębie, kandydatów do najwyższych ligowych laurów. Tak fatalnego startu nie pamiętają najstarsi kibice tej drużyny. Te straty mogą się odbić sporą czkawką, wszak trzeba pamiętać, że po dwóch rundach sezonu zasadniczego wyłoni się kwartet, który pod koniec grudnia będzie rywalizował o Puchar Polski.

Inny wymiar

Robert Kalaber, trener JKH, w trakcie okresu przygotowawczego i w meczach kontrolnych był zadowolony nie tylko z postawy obcokrajowców, ale całego zespołu, który okazale się prezentował. Strzelał sporo bramek, nieźle wyglądał w grze obronnej i do bramkarzy też trudno było mieć pretensje. A jednak początek ligi wypadł poniżej oczekiwań i zaczęto się zastanawiać gdzie tkwi przyczyna.

– Mamy kilku młodych obcokrajowców z ciekawymi perspektywami – mocno podkreśla wiceprezes klubu, Jan Miszek. – W meczach kontrolnych grali bez większych obciążeń i fajnie to wyglądało. Jednak gdy przyszła gra o punkty, jest większe obciążenie psychiczne i zaczęła się nerwowa gra. Oczywiście, nie można obciążać obcokrajowców za niepowodzenia, bo nasi zawodnicy też nie prezentują formy, jakiej od nich oczekujemy. To rzeczywiście trudny czas dla zespołu, ale jestem przekonany, że nasi trenerzy sobie z tym poradzą i wyjdziemy z dołka w jakim się znaleźliśmy.

Witalijs Pawłows, łotewski napastnik, pożegnał się z zespołem, bo był tylko liderem z nazwy. Teraz działacze prowadzą rozmowy z czeskim napastnikiem, który do tej pory występował Dukli Trenczyn i lada chwila powinien pojawić się w Jastrzębiu. Czy Czech spełni oczekiwania i będzie supersnajperem? Tego nikt nie zagwarantuje…

Kto to wie

Trener Kalaber ma prawo chodzić jak chmura gradowa, ale ma plan wyjścia z kryzysu. Czy przypadkiem zawodnicy nie grają przeciwko trenerowi? – zapytaliśmy wprost szkoleniowca. – A tego nigdy… nie wiesz – natychmiast zripostował sympatyczny Słowak. – Trener o takich sprawach dowiaduje się ostatni i już po czasie – dodał po chwili.

Przegrane na własnym lodzie z Zagłębiem i Podhalem po 0:4 nie wystawiają hokeistom najlepszego świadectwa. Jednak w meczu z katowickimi obrońcami tytułu mistrzowskiego było już sporo walki i niezłej gry. Jednak zanotowano kolejną porażkę, 1:2.

– Na wynik składa się wiele wydarzeń i niektórych można było uniknąć – przekonuje trener Kalaber. – W pierwszym meczu mieliśmy sporą przewagę, ale bramkarz popełnił błąd, a potem były kolejne potknięcia w obronie i rywale to bezlitośnie wykorzystali. W następnym meczu historia z naszymi błędami niemal się powtórzyła. W wielu sytuacjach brakuje też… sportowego szczęścia. Krążek skierowany do pustej bramki gdzieś pod drodze trafi na drobną, niewidzialną przeszkodę i mija słupek. Z Katowicami było już nieźle, ale punktów nie ma.

Przerwać impas

W klubie, jak wszyscy deklarują, nie ma nerwowych ruchów i wszyscy oczekują wyjścia z tej kiepskiej sytuacji. Może wyjazdowe spotkanie w Oświęcimiu sprawi, że zespół zdobędzie pierwsze punkty.

– Na pewno nie będzie to łatwe zadanie, ale jestem przekonany, że zespół zaprezentuje solidną grę – deklaruje szkoleniowiec. – Na ile skuteczną nie potrafię tego powiedzieć. Natomiast wiem, że po tym meczu zawodnicy otrzymają dwa dni wolnego, zaś od poniedziałku przystępujemy do treningów i wierzę, że one wprowadzą nas na zwycięską ścieżkę. Zdajemy sobie sprawę, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji i mamy program naprawczy. Będziemy mieli kilka spokojnych dni na pracę, która powinna przynieść wymierne efekty.

Kalaber to wymagający trener i zdecydowanie najwięcej oczekuje od swoich najbardziej doświadczonych zawodników, zarazem reprezentantów kraju. Zespół zawsze się chlubił grą obronną, ale tym razem jest zgoła inaczej.

– Różne mało pochlebne komentarze przeczytałem w internecie, ale nie wiem czy były one dziełem naszych kibiców – mówi bramkarz JKH GKS-u, Michał Kieler. – Dla nas wszystkich ta sytuacja jest szokiem. Jednak nie możemy już analizować co się wydarzyło, lecz trzeba patrzeć w przyszłość. Wiemy, że popełniliśmy falstart, ale musimy odrabiać stracony dystans i myśleć o udziale w finałowym turnieju Pucharu Polski. Jestem przekonany, że trudny czas już za nami.

Jedno jest pewne: przed trenerami i hokeistami poważne wyzwanie – przełamanie niefortunnej passy. Mogą to zrobić tylko wspólnymi siłami. A gdyby się nie udało, wówczas pewnie do akcji będą musieli wkroczyć działacze. A do takiej sytuacji, jak się domyślamy, nikt nie chce dopuścić. Wszyscy muszą się uzbroić w cierpliwość i… czekać na mecz w Oświęcimiu.


Na zdjęciu: Zatroskana mina Macieja Urbanowicza, kapitana JKH GKS-u, mówi sama za siebie.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus