Kamil Wróbel zapowiada: Idziemy na mistrza!

Jesteśmy odpowiednio przygotowani i już nie mogę się doczekać pierwszego finałowego meczu – mówi napastnik JKH GKS, Kamil Wróbel.


Chcemy się zapisać w historii hokeja, pierwszy złoty medal jest niemal na wyciągnięcie ręki – uśmiecha się napastnik JKH GKS, Kamil Wróbel, który w tym sezonie nie był rozpieszczany przez los, ale jego zakończenie dla niego i jego kolegów może być niezwykle radosne. Trzeba tylko wygrać finałową rywalizację z Comarch Cracovią.

Odrzucam kratę

Jeden z ostatnich meczów kontrolnych przed sezonem z Toruniem dla Wróbla okazał się niezwykle pechowy. Igor Szkodenko, upadając na lód zranił jastrzębianina, a uraz wyglądał koszmarnie. Na policzek założono 21 szwów i doznał kilku złamań, m.in. zatoki szczękowej i kości nosowej, a jego twarz była mocno zniekształcona. Na szczęście nie ucierpiały oko oraz zęby, obyło się więc bez operacji.

– Po wypadku byłem wściekły, że wszystkie przygotowania diabli wzięli – wspomina 24-letni napastnik. – Ale gdy ból minął zacząłem jeździć na rowerze stacjonarnym, a po miesiącu wyjechałem na lód. Początkowo ostrożnie, indywidualnie, ale potem założyłem kask z kratą i dołączyłem do kolegów. Nadal jestem pod opieką specjalistów chirurgii szczękowej. Nie tak sobie wyobrażałem ten sezon, ale najważniejsze, że byłem częścią zespołu. Gra w kracie nie jest komfortowa, bo mam ograniczone pole widzenia, ale daje mi poczucie bezpieczeństwa. Niemniej w przyszłym sezonie zamierzam ją zlikwidować, bo bolesny uraz powoli idzie w zapomnienie.

Trudno grzeszyć…

Miesięczna przerwa na pewno miała wpływ na formę Kamila. Szybko jednak odrobił stracony czas i udało mu się wskoczyć do składu zespołu Roberta Kalabera. W sezonie zasadniczym wystąpił 27 meczach, w których zdobył 5 goli i zaliczył 12 asyst. W play offie należy do najskuteczniejszych strzelców, po 9 spotkaniach ma 6 punktów (4+2)

– Gdy powróciłem do gry, miałem okazję grać okazję występować w trzech formacjach i na dodatek w różnych konfiguracjach personalnych – opowiada Wróbel. – Nasz trener lubi rotację w składzie i niemal na każdy mecz ma nowy pomysł na ustawienie. Do każdego meczu jesteśmy odpowiednio przygotowani taktycznie.

Wcześniej grałem z Markiem Hovorką i Zachem Phillipsem, do tego ustawienia wróciliśmy na mecze z Katowicami. Treningi i gra z nimi to nie tylko przyjemność, ale i solidna porcja nauki dla mnie. Oni należą do topowych graczy naszej ligi i nie punktować w ich towarzystwie byłoby… wielkim grzechem. Tak się złożyło, że wszystkie bramki zdobyłem w meczach z GKS-em Katowicami i na dodatek zaliczyłem asystę. Ten dorobek punktowy powinien być większy, bo miałem kilka sytuacji zarówno z Podhalem, jak i z Katowicami. W niektórych momentach brakuje mi precyzji czy też szczęścia.

Zrealizować marzenia

Dla zespołu z Jastrzębia ten sezon może być wyjątkowy. Zdobył już Superpuchar (z Tychami 3:2) oraz Puchar Polski (z Re-Plastem Unią Oświęcim 3:2), a teraz przed nimi występy w finałowej rozgrywce o mistrzostwo Polski.

– Trochę żałowaliśmy, że nie startowaliśmy z pierwszego miejsca, ale to tylko nasza wina, bo straciliśmy kilka punktów na własne życzenie – podkreśla Wróbel. – Jednak po dotychczasowych występach w play offie wszystko poszło w zapomnienie. Wysokie wygrane w ćwierćfinale i półfinale 4-0 i 4-1 nie odzwierciedlają tego co się działo na lodzie, bo nie było łatwo. To już za nami, a teraz chcemy zrealizować swoje marzenie. Mamy wyjątkową okazję sięgnąć po upragnione złoto.

Idziemy na mistrza! – takie hasło obowiązuje w naszej szatni. Cracovia jest zupełnie inną drużyną niż w sezonie zasadniczym, bo na finiszu okresu transferowego pozyskała wielu dobrych zawodników. Doceniamy ich klasę, ale nie czujemy przed nimi lęku. Nasza drużyna jest odpowiednio skomponowana i jest odpowiednio przygotowana. Nie mogę się doczekać pierwszego finałowego meczu. Jeżeli tylko będziemy realizować plan nakreślony przez trenerów, to jestem spokojny o końcowy rezultat.

Trener Robert Kalaber mówił wcześniej, że chce w finale spotkać się z „Pasami”. Rywalizację zaczną bowiem na własnym lodzie, a to poważny atut. Także ze względu na Leszka Laszkiewicza, bowiem rozstanie dyrektora sportowego JKH GKS-u z „Pasami” nie należało do przyjemnych.


Na zdjęciu: Kamil Wróbel jeszcze w kracie, ale w przyszłym sezonie ma pójść w zapomnienie.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus