Kanonada na nizinach

 

Wisła powoli wychyla się z grobu. Nie dalej jak dwa tygodnie temu, po porażce w Zabrzu, wyliczano że w zimowy sen może zapaść ze stratą nawet 13 punktów do drużyn znad strefy spadkowej. To raczej nie dodawałaby grupie ratowników klubu motywacji do szukania kompromisu w negocjacjach z Towarzystwem Sportowym dotyczących przejęcia akcji „Białej gwiazdy”. Zespół Artura Skowronka najpierw pokonał jednak liderującą Pogoń, a wczoraj poszedł za ciosem, wygrywając arcyważne starcie „na nizinach” w Łodzi. Po raz ostatni dwa zwycięstwa z rzędu przytrafiły się krakowianom jeszcze w maju.

Sadlok w objęciach Kmiecika

Mecz dwóch najniższej sklasyfikowanych zespołów był świetnym widowiskiem. Padło 6 goli, przy czym tylko jeden – z akcji, jeden samobójczy, a aż 3 z rzutów karnych. Było aż 9 kartek, w tym czerwona. Emocji było pod dostatkiem, a o odpowiednią temperaturę zadbał też Paweł Raczkowski. Stołeczny arbiter dość nisko ustawił próg tolerancji, przez co dzielił „żółtkami” już od pierwszego gwizdka, a podjął też dwie kontrowersyjne decyzje, których jednoznacznie nie uwiarygadniał nawet VAR, za którego sterami zasiadał Szymon Marciniak.

Kluczowa okazała się 10 minuta. Wtedy to Kamil Juraszek „wyciął” przed polem karnym Pawła Brożka, za którym podążali jeszcze Jan Grzesik i Jan Sobociński. Początkowo stoper ŁKS-u ujrzał żółtą kartkę, ale po wideoweryfikacji Raczkowski zmienił decyzję i z czerwienią odesłał go pod prysznic. To był pierwszy cios, a drugi wyprowadził natychmiast [Maciej Sadlok]. 30-latek po blisko 10 tysiącach minut bez bramki wreszcie się jej doczekał! Lewy obrońca „Białej gwiazdy” strzelił piątego gola w ekstraklasie, a pierwszego – bezpośrednio z rzutu wolnego. Precyzyjnie przymierzył nad murem i Arkadiusz Malarz nie miał szans. Sadlok ruszył do linii bocznej, tonąc w objęciach Kazimierza Kmiecika. – Często zostaje z nami po treningach na stałe fragmenty. Powiedziałem przed meczem, że jeśli trafię, to podbiegnę do trenera – uśmiechał się defensor Wisły.

Zapędy nieokiełznane

1:0, gra w liczebnej przewadze… Jeśli któryś kibic Wisły pomyślał, że jest po wszystkim, to musiał czuć się rozczarowany. ŁKS poczynał sobie bez większych kompleksów i został za to nagrodzony, acz w sposób, który wzbudził wiele wątpliwości. Rafał Janicki zablokował dośrodkowanie [Bartłomieja Kalinkowskiego]. Gra toczyła się dalej, ostatecznie Raczkowski ją przerwał, podbiegł do monitora, przeanalizował i wskazał na 11. metr. Piłka odbiła się najpierw od klatki piersiowej, a dopiero potem trąciła rękę defensora „Białej gwiazdy”.

Wielu obserwatorów przyjęło tę decyzję z dużym zdziwieniem. Karnego wykorzystał Dani Ramirez i zrobił się remis.

– Ewidentna „jedenastka” – przekonywał Kalinkowski. – Wygląda to jednak tak, jakby wszystko sprzeniewierzyło się przeciw nam. Po doprowadzeniu do remisu pospieszyliśmy się ze swoimi zapędami. Może wypadało wytrzymać, poczekać do przerwy na wskazówki trenera, i ewentualnie potem, mimo osłabienia, zaatakować w drugiej połowie – zastanawiał się pomocnik ŁKS-u, który jeszcze przed zmianą stron został wypunktowany.

Dali o sobie znać dwaj najlepsi piłkarze na boisku. Michał Mak przyczynił się do czerwonej kartki, bo to on prostopadłym podaniem obsłużył Pawła Brożka. Wywalczył też karnego, gdy ewidentnie powalił go Kamil Rozmus. Z „wapna” nie pomylił się Jakub Błaszczykowski. Sadlok do gola dorzucił z kolei asystę, choć taką… nieoczywistą. Dośrodkował z kornera, w górę wyszli Marcin Wasilewski i Rozwandowicz. Piłka po głowie stopera ŁKS-u wpadła do siatki. 1:3… Było w zasadzie po wszystkim.

Rycerze z głowami w kolanach

Trudno jednak napisać, by Wisła w II połowie w pełni kontrolowała grę. Musiał wykazać się Michał Buchalik, broniąc próby Daniego Ramireza czy wprowadzonego z ławki Łukasza Sekulskiego. Koledzy Buchalika z pola załatwili sprawę w ostatnim kwadransie. I wreszcie doczekaliśmy się gola z akcji, a nie stałego fragmentu gry.

Prawą stroną szarżował Błaszczykowski, w polu karnym Burliga walczył o piłkę z Ricardo Guimą, wycofał ją za „szesnastkę”, skąd efektownie, od poprzeczki, kropnął Vullent Basha. Wciąż mało było Sadlokowi. Był bliski asysty, położył już Malarza, dograł do Aleksandra Buksy, ale strzał 16-latka do „pustaka” jakimś cudem zdołał zatrzymać Jan Sobociński. Na osłodę ŁKS-owi został kolejny gol Ramireza z karnego (wcześniej Wasilewski ręką zablokował strzał Pirulo).

Wisła mogła cieszyć się z arcyważnej wygranej, w Łodzi zaś trudno o optymizm. „Rycerze wiosny” będą musieli wspiąć się na wyżyny wszystkiego, czym tylko dysponują, by w ogóle myśleć o grze w ekstraklasie w kolejnym sezonie. Rok temu, gdy rywalizowali w I lidze, mogło być to celem. Teraz jawi się bardziej jako pobożne życzenie.

 

ŁKS Łódź – Wisła Kraków 2:4 (1:3)

0:1 – Sadlok, 14 min (wolny), 1:1 – Ramirez, 33 min (karny), 1:2 – Błaszczykowski, 43 min (karny), 1:3 – Rozwandowicz, 45+1 min (samobójcza), 1:4 – Basha, 77 min (asysta Burliga), 2:4 – Ramirez, 90+2 min (karny).

ŁKS: Malarz – Grzesik, Juraszek, Sobociński, Rozmus – Piątek, Kalinkowski (67. Sekulski) – Ramirez, Wolski (16. Rozwandowicz), Trąbka (46. Guima) – Pirulo. Trener Kazimierz MOSKAL. Rezerwowi: Budzyński, Bogusz, Ratajczyk, Sajdak, Srnić.

WISŁA: Buchalik – Burliga, Janicki, Klemenz (19. Wasilewski), Sadlok – Basha, Pawłowski – Błaszczykowski, Chuca (53. Boguski), Mak – Brożek (72. Buksa). Trener Artur SKOWRONEK. Rezerwowi: Lis, Szota, Silva, Bartosz, Niepsuj, Szot.

Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 4852.
Żółte kartki: Wolski (6. faul), Sobociński (16. faul), Guima (76. faul), Ramirez (81. faul), Rozwandowicz (83. faul) – Chuca (34. faul), Pawłowski (82. ręka), Wasilewski (90+1. ręka). Czerwona kartka: Juraszek (13, faul ratunkowy).
Piłkarz meczu – Maciej SADLOK.

 

Wojciech Chałupczak

 

POWIEDZIELI PO MECZU

Artur SKOWRONEK: – Przełamujemy kolejną serię, już dawno nie wygraliśmy na wyjeździe. Gratuluję zespołowi, że kontrolował w tym meczu ogromne emocje. Nie daliśmy się sprowokować i radziliśmy sobie w ataku pozycyjnym, który był kluczowy w grze w przewadze. Dostaliśmy kolejnego kopa mentalnego. Cieszymy się ze zwycięstwa, ale nadal niczego nie wygraliśmy. Pomóc może nam tylko dobra praca wykonana zimą.

Kazimierz MOSKAL: – Przegraliśmy z kretesem. Nawet gdybym próbował sobie wyobrazić, jak ten mecz może przebiegać, w najczarniejszych snach nie przewidziałbym takiego scenariusza. Nie mogliśmy zacząć gorzej niż czerwoną kartką i stratą bramki. Udało się przed przerwą wyrównać. Trzeba było dotrwać do przerwy, może w drugiej połowie ten mecz przebiegałby trochę inaczej. Znów sprezentowaliśmy gole przeciwnikowi. To było takie podsumowanie tej rundy i sposobu, w jaki traciliśmy bramki. W szatni panuje raczej mało świąteczna atmosfera, bo jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji.

Czy wiesz, że…

* Wisła odniosła wczoraj pierwsze w sezonie wyjazdowe zwycięstwo. W lidze zanotowała dotąd 2 remisy i 8 porażek, kolejną poniosła w Stargardzie z II-ligowymi Błękitnymi w ramach Pucharu Polski. Po raz ostatni po pełną pulę sięgnęła na obczyźnie 3 maja (2:1 z Górnikiem).

* Już po kwadransie, wskutek faulu Jana Sobocińskiego, murawę opuścił Lukas Klemenz. Stoper Wisły został zniesiony na noszach, w szpitalu przeszedł badanie tomografem. Nie stwierdzono niczego niepokojącego.

110 MECZÓW czekał Maciej Sadlok na zdobycie swojej 5. bramki w ekstraklasie. Trwało to od 18 marca 2016. Dłuższej serii spośród zawodników z pola nie miał w rozgrywkach nikt inny!

4852 WIDZÓW zgromadziło się wczoraj na stadionie przy Alei Unii. To najniższa frekwencja na domowym meczu ŁKS-u od chwili powrotu do ekstraklasy – i zarazem pierwsza poniżej 5000.

Na zdjęciu: Vullent Basha (w środku) pięknym golem przypieczętował ważną wygraną Wisły, której kibice nza zakończenie roku dostali wreszcie zastrzyk optymizmu.