Komentarz „Sportu”. 05 zgłoś się!

To nic przyjemnego przegrać mecz różnicą pięciu bramek, więc podejrzewam – chociaż nie do końca – jak czuł się trener Podbeskidzia Bielsko-Biała Mirosław Smyła po sobotniej wizycie w Rzeszowie.


Miejscowa Stal dosłownie zmasakrowała jego drużynę i nie pomogą żadne tłumaczenia. Gorsza od samego wyniku była bezradność bielszczan, którzy de facto ani razu nie zagrozili bramce rywali. Chodzonym to można się chwalić na weselu, zwłaszcza po oczepinach panny młodej, nie zaś na boisku w trakcie meczu piłkarskiego. Nie wiem, jaką „karę” dla swoich podopiecznych wymyśli trener Smyła w ramach „resocjalizacji”, ale kilka kilometrów przebieżki za autokarem z pewnością by im nie zaszkodziło, skoro na placu gry odstawili „stójkę”. Nie polecałbym natomiast tańczenia twista w ciasnym pomieszczeniu, bo człowiek nawet oszczędnie przesuwając stopy mógłby doznać wielu obrażeń.

Po raz piąty w tym sezonie chłopcem do bicia była opolska Odra, która wróciła z pustymi rękami z Łęcznej. Jest powód do zmartwienia, bo dla Górnika była to pierwsza wygrana w bieżących rozgrywkach. Co gorsza, drużyna prowadzona przez trenera Piotra Plewnię ma najbardziej dziurawą defensywę w całej stawce, a 17 straconych bramek w ośmiu meczach jest powodem do wszczęcia alarmu.


Na zdjęciu: Mirosław Smyła ma nad czym myśleć po meczu w Rzeszowie.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus