Komentarz Sportu. Dobrze, że Ryszarda Tarasiewicza nie było na ławce

W tej kolejce było kilka wydarzeń godnych skomentowania, ale moim zdaniem na plan pierwszy wysunął się pojedynek Bruk-Betu Nieciecza z GKS-em Tychy. Nie tylko ze względu na grad bramek, jaki w nim oglądaliśmy, lecz przede wszystkim z powodu „temperatury” widowiska i dramaturgii boiskowych wydarzeń.

Po zakończeniu spotkania zastępujący na trenerskiej ławce gości Ryszarda Tarasiewicza Tomasz Wolak nie omieszkał wytknąć sędziemu kilka błędów. Stwierdził, że bramka na 3:3 dla gospodarzy padła ze spalonego, ponadto arbiter nie podyktował dla tyszan rzutu karnego. Najpierw za zagranie ręką w „16”, a potem nie zauważył faulu na Sebastianie Stebleckim.

Zobacz jeszcze: Dariusz Dudek zatoczył koło

W tym momencie pomyślałem sobie, że jak to dobrze, że na ławce GKS-u Tychy w tym meczu nie siedział trener Tarasiewicz. 57-letni szkoleniowiec słynie „z temperamentu”, a ponadto od dawna ma „na pieńku” z sędzią Jackiem Małyszkiem, czego nie ukrywa. Po końcowym gwizdku mogło dojść do kolejnej wymiany poglądów, w której „Taraś” stałby na z góry przegranej pozycji. Przy okazji zastanawiam się, na czym polega ów fenomen, że trenerowi Tychów najbardziej narażają się sędziowie z Lublina. Przed tygodniem złym chłopcem był Mateusz Złotnicki, Jacek Małyszek to wręcz kultowa „ofiara”. Następną będzie Wojciech Myć?