Komentarz „Sportu”. „Rocky” nietuzinkowy

Po raz ostatni spotkałem Piotra Rockiego 6 kwietnia ubiegłego roku po zakończeniu meczu Pniówek 74 Pawłowice – Ruch Radzionków w ramach rozgrywek 3. ligi.


Pełniący wówczas funkcję II trenera Ruchu „Rocky” był w siódmym niebie, bo goście wygrali to spotkanie 1:0, z kolei zwycięskiego gola strzelił dla nich syn Rockiego, Kevin. Nie przypuszczałem wówczas, że po raz ostatni rozmawiam z „Rockym”…

Cała Polska znała Piotra Rockiego z „cieszynek”, które wymyślał, będąc zawodnikiem wodzisławskiej Odry. On i jego koledzy demonstrowali je po zdobyciu gola. W wyjazdowym meczu z Górnikiem Zabrze był dyrygentem górniczej orkiestry, którą prowadził, wymachując wyciągniętą z narożnika boiska chorągiewką. W meczu z Groclinem/Dyskobolią przyjął postawę dyskobola i rzucił dyskiem w trybuny, gdzie siedział prezes klubu z Grodziska Wielkopolskiego, Zbigniew Drzymała. W meczu z Lechem Poznań piłkarze Odry utworzyli lokomotywę.

Mnie najbardziej zapadły w pamięć „cieszynki” ze zwycięskich meczów z Wisłą Kraków (1:0 i 3:2). W pierwszym z nich gola zdobył Łukasz Sosin, wypożyczony z… Wisły! „Rocky” pobiegł natychmiast do narożnej chorągiewki, podniósł kij, na którym była drewniana głowa konia i wspólnie z kumplami „odstawił” lajkonika. W drugim pojedynku z „Białą gwiazdą” wodzisławianie prowadzili 1:0 i 2:0, ale dopiero po trzeciej bramce autorstwa Jacka Ziarkowskiego piłkarze Odry zademonstrowali „cieszynkę”. Był nią walczyk tańczony w parach.

Piotr Rocki był piłkarzem o ogromnym poczuciu humoru, czego wielokrotnie dał dowody. Raz namówił kolegów, by zafarbowali sobie włosy na… czerwono. Sam nie miał z tym problemu, wiadomo z jakiego powodu. Jednym z jego kultowych żartów było wysmarowanie pastą rozgrzewającą majtek bramkarzowi Grzegorzowi Tomali. Piłkarze Odry pojechali potem na piwo i wszyscy ukradkiem spoglądali, kiedy pasta zacznie działać i „Dżaga” zacznie się wiercić. Mimo spożycia kilku „porcji” złocistego płynu bramkarzowi nawet nie drgnęła powieka. Wszyscy byli z tego powodu rozczarowani…

Piłkarz, który odszedł od nas przedwcześnie, znany był z tego, że zawsze miał kłopoty z wyborem obuwia. Na każdy mecz miał przygotowanych kilka par i nie mógł zdecydować się, które z nich założyć. Często zwracał się o poradę do kolegów, ale ostatnie słowo i tak należało do niego. To niepowetowana strata, że już GO wśród nas nie ma.

Fot. Tomasz Blaszczyk / PressFocus