Komentarz „Sportu”. Zakrzywianie rzeczywistości

Na podsumowania jeszcze przyjdzie czas, ale przeglądając część wpisów kibiców Ruchu w różnych miejscach i widząc narzekania na sobotni remis w Tychach należałoby użyć filmowego cytatu i zapytać: czy wam czasem Wąski sufit na łeb się nie spadł?


Gdyby Ruch utrzymał uzyskane przed przerwą prowadzenie 2:1 do końca, dokonałby czegoś spektakularnego. GKS Katowice, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Zagłębie Sosnowiec – kluby te łączy status miejskich spółek oraz to, że solidarnie przegrywały tej jesieni z Ruchem. Jakby tak ustrzelił jeszcze do tego kwartetu GKS Tychy, to by była dopiero heca. Biedny Ruch, bez dyrektorów w garniturach, o zagmatwanej strukturze właścicielskiej, pokonujący drużyny wystawiane przez miasta, których rzeczywistość finansowa, ale i sportowo-infrastrukturalna nijak ma się do tej chorzowskiej.

Ten zespół już wręcz tylko może, nie musi, bo do utrzymania brakuje dosłownie kilku punktów, a spokojne wywalczenie tego wydawało się przed sezonem logicznym celem. Wystarczy spojrzeć, że w tyle został inny z beniaminków, Stal Rzeszów, o wielkich ambicjach i zdeterminowanym właścicielu, nie wspominając o Chojniczance, która wiosną awansowała do pierwszej ligi znacznie swobodniej niż Ruch, ale półmetek obecnych rozgrywek zastał ją w strefie spadkowej, z trzema zwycięstwami i na trzeciej od końca pozycji. Ruch ma trzecie miejsce i dwie porażki.

To jak mistrzostwo świata w świetle choćby tego, co pokazywał niedawno radnym miejskim na ostatniej sesji członek rady nadzorczej Piotr Małecki, prezentując kilka wykresów i tak jak „Niebiescy” wystrzelali tam w górę przy średniej frekwencji czy zapełnieniu stadionu, tak zupełnie dołowali skalą budżetu, wyprzedzając jedynie Skrę Częstochowa, z którą nota bene – będącą po ośmiu porażkach – zakończą w sobotni wieczór wspaniałą jesień i fantastyczny rok.

Potem przyjdzie czas na rozważania, co przyniesie następny i na pewno – jak to w Chorzowie – będzie ciekawie. Różne głosy słychać tu i ówdzie oczywiście już teraz; że nie doczekamy hitowego meczu z Wisłą Kraków na Stadionie Śląskim, nad czym się zastanawiano. Że – skoro o stadionach – szepcze się, że miasto ma nosić się z zamiarem zakupu projektu etapowej modernizacji Cichej 6.

Takie szepty są dość naturalne w obliczu nadchodzących wyborów samorządowych i tego, że z Ruchem po prostu trzeba zacząć się liczyć po jego sportowej odbudowie. Dlatego też miejska dotacja na 2023 rok może okazać się dużo obfitsza niż tegoroczne 1,8 mln zł i są pewne pomysły na jej montaż. Większe środki na pewno przydałyby się, by wzmocnić drużynę przed rundą wiosenną.

Skoro do rozegrania zostanie aż 16 kolejek, a różnice w tabeli są niewielkie, na zakupy z myślą o awansie ruszyć może dobrych 10-11 klubów, a dla Ruchu pewnym sukcesem może okazać się nawet zachowanie obecnej kadry.

Patrząc na chorzowski zespół, można przypomnieć sobie przypadek GKS-u Jastrzębie sprzed kilku sezonów, a pewnym wspólnym mianownikiem jest tu trener Jarosław Skrobacz. Jastrzębianie – jak Ruch – przebyli szybko drogę z trzeciej do pierwszej ligi, tam radzili sobie na tyle dobrze, by stwierdzić, że wartość sportowa wielu zawodników okazała się wyższa niż wcześniej warunkował to rynek i stopniowo byli kuszeni przez lepszych, możniejszych pracodawców, a o godnych następców przy niezmieniającym się stanie finansów było bardzo trudno.

To, że dziś trener Skrobacz po remisie Ruchu w Tychach denerwował się i czuł niedosyt – po remisie w takim mieście, z takim klubem, na takim stadionie! – tylko dowodzi, jak bardzo przy Cichej dokonało się w ostatnich miesiącach zakrzywienie rzeczywistości sportowej względem finansowo-infrastrukturalnej. Jakość piłkarska przewyższyła realia – dlatego tym większe powinno być zimą w Chorzowie poczucie szansy powrotu do wymarzonej ekstraklasy i świadomość, że w najbliższych latach może się po prostu nie powtórzyć.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus