Konczkowski: Też chciałem strzelić!

Świetna asysta i wiele akcji przeprowadzonych prawą stroną. Czy mecz z Lechem nie był przypadkiem najlepszy w pana wykonaniu, odkąd zamienił pan Ruch na Piasta?
Martin KONCZKOWSKI: – Odpowiem typową formułką, że mam nadzieję, iż najlepszy mecz dopiero przede mną (śmiech). Faktycznie: możliwe, że to było najlepsze z moich dotychczasowych spotkań w barwach gliwiczan, ale i tak najważniejsza będzie ocena trenera.

Wykonał pan wiele udanych dośrodkowań, a to dla zawodnika o takiej charakterystyce, jak pan, bardzo ważny aspekt?
Martin KONCZKOWSKI: – Na pewno mogę przy rubryce dośrodkowania postawić plusik. Najważniejsze jest oczywiście dobro zespołu. Grałem na innej pozycji, ale pomogłem drużynie.

W końcówce meczu przed oczami zamiast kolejnej asysty miał pan chyba dużą ochotę na gola, lecz Jasmin Burić obronił mocne uderzenie.
Martin KONCZKOWSKI: – Przyznaję się bez bicia, że też chciałem strzelić gola. Widziałem dobrze ustawionego Michala Papadopulosa, ale od początku akcji postanowiłem, że będę uderzał. Szkoda, że nie wpadło.

Wspomniał pan o nowej pozycji. Jak się czuje Martin Konczkowski na prawej stronie pomocy, a nie obrony, gdzie gra pan od lat?
Martin KONCZKOWSKI: – Uważam, że nie stanowi to dla mnie jakiegoś dużego problemu. Lubię grać do przodu i zawsze tak było, a jako prawy pomocnik ma ku temu więcej okazji. Oczywiście nie zapominam o defensywie, ale mogę się wykazać także z przodu.

Poza pana indywidualnym występem na pochwały zasługuje cały zespół, bo przeciwko Lechowi trudno było znaleźć u was jakieś słabe punkty.
Martin KONCZKOWSKI: – Dokładnie. W defensywie zamknęliśmy obie strony i Lech nie potrafił nam zagrozić. Może początek spotkanie nie był aż tak łatwy, ale gol strzelony na 1:0 sprawił, że przejęliśmy inicjatywę i kontrolę nad tym spotkaniem. A w drugiej połowie zaprezentowaliśmy skuteczny futbol i z tego się bardzo cieszymy. Nie ma jednak co popadać w hurraoptymizm, tylko trzeba pracować dalej. Radość jest, ale od poniedziałku myślimy o kolejnym meczu.

Jak wytłumaczy pan to, że w drugiej połowie bramki sypały się jedna po drugiej i mogliście wygrać z Lechem jeszcze wyżej?
Martin KONCZKOWSKI: – Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że grając piłką sprawiliśmy, iż Lech musiał więcej biegać i – w porównaniu z początkiem spotkania – trochę opadł z sił. Poza tym w końcu mieliśmy taka skuteczność, jaką chcemy mieć zawsze, a jakiej bardzo nam brakowało w kilku wcześniejszych meczach.

 

Na zdjęciu: Martin Konczkowski na prawej stronie pomocy „śmigał” tak, że aż miło było popatrzeć…