Czy mógł zrobić więcej?

Był doliczony czas gry meczu Piast – Lech. Piłka po zamieszaniu w polu karnym trafiła pod nogi obrońcy gospodarzy. Arkadiusz Pyrka stojąc metr przed pustą bramką, nie był w stanie opanować futbolówki na tyle, żeby umieścić ją w siatce. Po tym zdarzeniu internauci podzielili się na dwa obozy.


Jedni uważają, że to wstyd dla zawodnika z ekstraklasowego klubu, żeby nie trafić w tak dogodnej okazji, która mogła przynieść gliwiczanom remis. Drudzy natomiast zauważają, że sytuacja wcale nie była tak prosta do wykończenia. Chwilę przed oddaniem strzału piłkę strącił golkiper Lecha Filip Bednarek, przez co Pyrka mógł zostać zmylony. Różnica w interpretacji tej sprawy jest zrozumiała. Nie była to stuprocentowa szansa na bramkę, choć na taką wyglądała na pierwszy rzut oka. Z drugiej jednak strony można odnieść wrażenie, że gdyby w miejscu Pyrki znalazł się ktoś inny, zawodnik z większym doświadczeniem, Piastowi udałoby się zremisować.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że nawet jeśli założy się, że 20-latek gola musiał strzelić, to nie można obarczać go całością winy za przegrane spotkanie. Jeśli oceniać mecz i sytuacje boiskowe zero-jedynkowo, to równie korzystną okazję jak Pyrka zmarnował Jakub Czerwiński. Defensor w 77 minucie meczu dobiegł do piłki odbitej przez bramkarza Lecha i z najbliższej odległości oddał strzał… wprost w Bednarka. Przy potencjalnym trafieniu Piast wyrównałby wynik meczu. Więc jeśli już mamy sądzić jednostki za to, że gliwiczanie stracili punkty, to oprócz Pyrki, nie można zapominać o Czerwińskim. Wciąż jednak taki „wyrok” byłby co najmniej krzywdzący dla obu zawodników. Nie można przecież zapominać, że Piast stracił w tym meczu dwie bramki, a przy pierwszej z nich dość łatwo wskazać winowajców (przede wszystkim Patryka Dziczka). A fakt, że ich błędy były mniej spektakularne, nie może ich zwalniać z odpowiedzialności za porażkę.


Czytaj także:


W tym samym spotkaniu, ale w pierwszej połowie, doszło do kontrowersji z udziałem sędziego. W 40 minucie w polu karnym zderzyli się ze sobą Michael Ameyaw i próbujący doskoczyć do piłki Bednarek. Arbiter spotkania Szymon Marciniak nie wahał się długo i podyktował rzut karny. W powtórce dobrze było widać, że bramkarz „Kolejorza” nie trafił w piłkę, a wpadł na ofensywnego zawodnika zespołu z Gliwic. Widać, że Bednarek podjął złą decyzję, a jej konsekwencją było powalenie Ameyawa. Mimo wszystko, patrząc na impet zderzenia, można mieć wątpliwości co do słuszności tej decyzji.


Na zdjęciu: W ostatniej kolejce ligowej Arkadiusz Pyrka stojąc metr przed pustą bramką, nie był w stanie opanować futbolówki na tyle, żeby umieścić ją w siatce.
Fot. Mateusz Birecki / PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.