Kubuś z dużymi oczami

Krzysztof Berger i Damian Galeja mówią o początkach kariery Jakuba Kiwiora.


W reprezentacji Polski, która przygotowuje się do pierwszego występu na mistrzostwach świata, jest ośmiu wychowanków śląskich klubów. Jednym z wybrańców Czesława Michniewicza jest Jakub Kiwior, który swoją przygodę z piłką nożna zaczynał w Chrzcicielu Tychy, a jego pierwszym trenerem był Krzysztof Berger.

– To były czasy, w których obowiązywał przepis, że treningi piłkarskie można rozpoczynać dopiero w wieku 10 lat – wspomina Krzysztof Berger. – Widząc jednak, że w Holandii działają już futbolowe przedszkola postanowiłem w 2003 roku w Tychach zorganizować piłkarskie zajęcia dla dzieci. Długo szukałem trenera, który by poprowadził grupę aż wreszcie znalazłem Marka Gołosza.

Zgodził się, ale miał duże wątpliwości i kilka razy zapytał nawet skąd weźmiemy zawodników? Ja byłem jednak optymistą i rozwieszając plakaty przy przedszkolach wierzyłem, że zbierzemy grupkę chętnych. Efekt przeszedł jednak moje najśmielsze oczekiwania i na pierwszych zajęciach pojawiło się 60 dzieciaków. Zaczęliśmy pod szyldem Rodakowskiego, bo prezes tego futsalowego klubu przygarnął nas na rok, ale w 2004 roku dostałem propozycję prowadzenia zajęć w Chrzcicielu Tychy i tam właśnie przeszedłem z naszymi zawodnikami, do których we wrześniu dołączył 4-letni Kubuś, którego na trening przyprowadził tata.

Pamiętam, że najpierw zauważyłem duże oczy Kubusia, który chłonął każde słowo na temat treningu i gry, a później zaczął biegać po boisku, mając to coś czego nie mógł się przecież wcześniej nauczyć. Wiedział gdzie podać, jak się ustawić, dokąd biec, a w dodatku gdy prowadził piłkę lewą nogą to ciągle miał futbolówkę pod kontrolą.

Nie popełniał błędów

Na tych fundamentach Krzysztof Berger bazował szlifując talent Jakuba Kiwiora, ale dorzucił także swoje pomysły na piłkarski rozwój adeptów, z którymi z Chrzciciela przeszedł do Gromu Tychy, założonego w 2007 roku.

– Oparłem się na metodzie Coervera, modyfikując ją na polskie warunki – dodaje pierwszy trener Jakuba Kiwiora. – Gdy przeczytałem, że Zinedine Zidane w dzieciństwie ćwiczył judo, które mnie też nie jest obce, wprowadziłem do naszych zajęć treningi tej dyscyplin sportu. Były również treningi z akrobatyki, bo bardzo fascynowali mnie piłkarze, którzy po strzeleniu gola popisywali się saltami, imponując przy okazji sprawnością.

Najważniejsza była jednak piłka nożna, do której Kubuś oprócz sympatii do futbolu miał wyjątkowy zmysł i predyspozycje psycho-fizyczne. Spokojnie mogłem go więc wprowadzać do gry z chłopakami starszymi nawet o trzy lata. Dawał sobie radę. Nie popełniał błędów. Dużo biegał.

Przynosi szczęście

– Wchodził na chwilę, ale schodził z boiska z kolejną dawką doświadczenia, z którym w 2011 roku przeszedł do UKS-u GKS-u Tychy, a dzisiaj jest w reprezentacji Polski na Mundialu w Katarze. To dla niej dobry znak, bo Kubuś to chłopak, który przynosi drużynie szczęście. Z nim wygrywaliśmy turnieje: Akademii Władysława Żmudy, Mini Mistrzostwa Europy Deichmana czy Adidas Football Challenge, więc patrząc na zespół Czesława Michniewicza wierzę, że biało-czerwoni sięgną w Katarze po medal. Uważam, że mając Lewandowskiego w ataku, Zielińskiego w pomocy, Kubusia na obronie i znakomitych bramkarzy możemy się cieszyć w połowie grudnia z miejsca na podium mistrzostw świata – kończy Krzysztof Berger.

Z trójkolorowym trójkątem na piersi

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do Tychów i młodego chłopca, który 11 lat temu ubrał koszulkę z trójkolorowym trójkątem na piersi, bo szyld GKS, choć w różnych odmianach towarzyszył Jakubowi Kiwiorowi aż do momentu, w którym jako 16-latek wyjechał do Anderlechtu Bruksela.

– Gdy Kuba przeszedł do UKS-u GKS-u Tychy był już wyróżniającym się zawodnikiem – przypomina Damian Galeja. – Mogłem obserwować jego rozwój przez 2,5 roku i widziałem jak z każdym dniem doskonali swoje umiejętności gry zarówno dominującą lewą jak i prawą nogą, a także głową. Jego sylwetka pozwalała mu też rywalizować ze starszymi, ale najbardziej wyróżniało go to, że cały czas spędzał na boisku. Był na nim nie tylko podczas treningów, ale i w tak zwanym czasie wolnym, a często nawet wtedy kiedy miał być… na lekcjach. Błyskawicznie uczył się sytuacji boiskowych i robił piłkarskie postępy dając sygnał, że idzie drogą prowadzącą na wielkie stadiony.


Fot. PressFocus