Kit kolejki

W meczu 15. kolejki PKO Ekstraklasy, Legia Warszawa zagrała u siebie z Lechem Poznań. Zobacz jaki padł w meczu Legia – Lech wynik.


Tak nudnego widowiska, jakie zaserwowały kibicom piłkarze Legii i Lecha, powinno się pokazywać za karę niegrzecznym dzieciom.

Miało być dobre widowisko

To miał być hit 15. kolejki PKO BP Ekstraklasy, zresztą pojedynki Legii z Lechem zawsze elektryzują kibiców piłki nożnej. Ale tym razem zamiast emocji były nudy na kółkach, a z hitu wyszedł niestrawny spektakl piłkarski, czyli… kit kolejki.

Pierwszy kwadrans spotkania na Łazienkowskiej był równie ekscytujący co przyglądanie się człowiekowi pchającemu taczki. Dopiero później piłkarze obu zespołów „rozruszali się”. Bardziej konkretni w swoich akcjach byli gospodarze i niewiele brakowało, by w 17 minucie strzelili gola. Po dośrodkowaniu z kornera do odbitej przez obrońców „Kolejorza” piłki na 7. metrze dopadł Patryk Kun, uderzył potężnie lewą nogą z woleja i tylko instynktowna interwencja bramkarza Bartosza Mrozka uchroniła gości przed stratą gola.

Przedwczesna radość

W 42 minucie spotkania legioniście dopięli swego i zmusili golkipera Lecha do wyciągnięcia piłki z siatki. Po dośrodkowaniu z prawego skrzydła najwyżej do piłki wyskoczył kapitan gospodarzy Artur Jędrzejczyk, ale Mrozek obronił jego główkę, jak również dobitkę. Potem do piłki dopadł Albańczyk Ernest Muci i wpakował ją do siatki. Radość podopiecznych trenera Kosty Runjaicia okazała się przedwczesna, bo sędzia liniowy dopatrzył się ofsajdu „Jędzy” i gol został anulowany.

Po przerwie spektakl w stolicy był jeszcze gorszy niż w pierwszych trzech kwadransach, więc sympatycy futbolu, którzy pofatygowali się na trybuny, mogli ten czas uznać za stracony. Też należałem do grona tych naiwniaków, którzy czekali przed ekranem telewizorów na zmianę scenariusza i chociaż odrobinę emocji. Gdyby nie zawodowy obowiązek, dawno zająłbym się czymś pożyteczniejszym, bo na taki spektakl piłkarski szkoda prądu. Naprawdę i piszę to bez przenośni.

W końcówce pojedynku Lech już nawet nie markował ataków, tylko skupił się na defensywie, więc musiałby się wydarzyć jakiś cud, żeby padł choć jeden gol.


Legia Warszawa – Lech Poznań 0:0

LEGIA: Tobiasz – Jędrzejczyk, Augustyniak, Kapuadi – Wszołek, Slisz, Elitim, P. Kun (77. Dias) – Josue (89. Rosołek), Muci (89. Kramer) – Pekhart (77. Gual). Trener Kosta RUNJAIĆ.Rezerwowi: Hładun, Ribeiro, Pankow, Çelhaka, Strzałek.

LECH: Mrozek – Pereira, Blażicz, Milić, Douglas – Murawski, Karlstroem – Ba Loua (80. Wilak), Marchwiński (90+2. Sobiech), Velde (87. Szymczak) – Ishak. Trener John van den BROM. Rezerwowi: Bednarek, Andersson, Gholizadeh, Kwekweskiri, A. Czerwiński, Pingot.
Sędziował
Piotr Lasyk (Bytom). Widzów 29028. Żółte kartki: Pekhart (14. faul), Kapuadi (87. faul), Kramer (90+1. faul) – Murawski (64. faul), Ishak (73. faul).

Piłkarz meczu Bartosz MROZEK.


Na zdjęciu: Rafał Augustyniak (z lewej) i Filip Marchwiński oraz ich koledzy uraczyły kibiców niestrawnym spektaklem piłkarskim.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus