Liga Mistrzów. Finał jest „Realny”

Świeżo upieczeni mistrzowie Hiszpanii mają plan. Chcą po raz siedemnasty w historii zagrać w finale Pucharu Europy.


Po tym, co 26 kwietnia wydarzyło się w Manchesterze, można dziś spodziewać się praktycznie wszystkiego. Real Madryt przegrał wówczas 3:4 z „Obywatelami”, a taki rezultat pierwszego spotkania wcale nie przekreśla szans „Królewskich” na awans do decydującej rozgrywki, która odbędzie się w Paryżu 28 maja. Real walczy o siedemnasty finał Pucharu Europy w historii. 13 razy wygrywał, 3 razy przegrywał, a smaczku wszystkiemu dodaje deklaracja, którą złożył tuż po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii Carlo Ancelotti. Słynny włoski szkoleniowiec, zapytany o swoją przyszłość, zadeklarował, że po przygodzie z Realem… odejdzie na emeryturę.

– Po tym etapie prawdopodobnie odejdę. Jednak jeśli Real będzie mnie chciał przez 10 lat, będę tu – podkreślił trener, który kilka dni temu przeszedł do historii. Jako pierwszy szkoleniowiec w dziejach zapisał na swoim koncie mistrzostwa w pięciu najsilniejszych europejskich ligach: włoskiej, niemieckiej, angielskiej, francuskiej i hiszpańskiej.

Pep Guardiola ma na swoim koncie triumfy w trzech z wymienionych lig. Wygrywał La Liga, Bundesligę i Premier League, a teraz postara się przechytrzyć Ancelottiego w rewanżu. Katalończyk nie był zadowolony po pierwszym spotkaniu mimo iż jego zespół strzelił cztery gole. Stracił trzy bramki u siebie i właśnie ta zmienna powoduje, że przed dzisiejszym spotkaniem „The Citizens” nie mogą być pewni swego. Tym bardziej, że z gry na pewno wypada Kyle Walker, a wielce prawdopodobne jest, że nie zagra również John Stones.

– Na razie to nie jest najważniejsze zmartwienie, ale niestety mamy kontuzje. Muszę skupić się na pozostałych zawodnikach – podkreślił Guardiola, którego zespół w minioną sobotę pewnie rozprawił się z Leeds United. Mimo braku wymienionych piłkarzy ekipa z błękitnej części Manchesteru nie miała litości dla rywala, wygrywając 4:0 na wyjeździe.

Manchester City jest w formie i to widać. Pewność siebie wręcz emanuje z drużyny, która kroczy po mistrzostwo Anglii. „Obywatele” potrafią grać pod presją. Przed meczem z Leeds, które walczy o utrzymanie w Premier League, wiedzieli, że Liverpool wygrał spotkanie z Newcastle. Manchester City, by nie stracić przewagi punktu nad „The Reds” musiał wygrać i już do przerwy prowadził 1:0. W II połowie strzelił trzy kolejne gole i było po zabawie.

– Tak, to był dobry występ. Wiemy jednak, że w Madrycie musimy zagrać jeszcze lepiej – powiedział Guardiola, który ze swoim zespołem wraca do stolicy Hiszpanii. Przypomnijmy, że w ćwierćfinale Manchester City mierzył się właśnie z madryckim rywalem. Rywalizował z Atletico i w pierwszym meczu u siebie wygrał jedną bramką. Nie 4:3, ale 1:0. W rewanżu, bez większego problemu, „The Citizens” zagrali na 0:0. Usposobione defensywnie „Atleti” nie było w stanie zrobić angielskiej drużynie krzywdy. Teraz jednak na coś podobnego mistrzowie Anglii liczyć nie mogą. Real prędzej czy później zaatakuje, a jeżeli będzie w meczu taki moment, że desperacko będzie potrzebował bramki, to zrobi absolutnie wszystko, by ją strzelić.

Wszyscy zatem zdają sobie sprawę z tego, że świeżo upieczeni mistrzowie Hiszpanii zrobią wszystko, by wygrać mecz i awansować do finału. Również z tego powodu, że pierwszy cel, który wyznaczyli sobie na bieżący sezon mają już z głowy. Kolejnym jest finał Ligi Mistrzów, a tym pomniejszym korona króla strzelców Champions League, która jednak – w przypadku Karima Benzemy – jest praktycznie zagwarantowana. Francuz zdobył już w bieżącej edycji 14 bramek. O jedną więcej od Roberta Lewandowskiego, którego zespołu nie ma już w rozgrywkach. Benzema jest w ostatnich tygodniach alfą i omegą Realu i to właśnie jego obrona Manchesteru City boi się najbardziej.


Półfinał Ligi Mistrzów

Środa, 4 maja, godz. 21.00

REAL MADRYT – MANCHESTER CITY

Sędzia – Daniele Orsato (Włochy).
Pierwszy mecz 3:4.


Na zdjęciu: Karim Benzema (w środku) to najgroźniejsza broń Realu Madryt przed rewanżem z Manchesterem City.
Fot. PressFocus