Ligowiec. Bonus dla „miedziowych”

Prawdę powiedziawszy nie potrafię rozgryźć Zagłębia Lubin. Drużyna trenera Waldemara Fornalika wiosną najpierw zmasakrowała we Wrocławiu Śląska, potem przegrała u siebie z Legią (do przewidzenia), przegrała na własnym stadionie zdecydowanie z Piastem Gliwice, a w minioną niedzielę wywiozła komplet punktów z twierdzy mistrza Polski. Szkoleniowiec „miedziowych” tę zdobycz ma pełne prawo potraktować jako bonus, który może być języczkiem uwagi w walce o utrzymanie.


Drużyna Waldemara Fornalika była dla Lecha miła niczym rekin młot, bo strata punktów przez „Kolejorza” może być brzemienna w skutkach, to znaczy pozbawić go realnych szans na wicemistrzostwo Polski. Szkoleniowiec ekipy z Bułgarskiej John van den Brom po ostatniej, zaskakującej dla niego porażce, wyglądał na tak wstrząśniętego, jak nie przymierzając handlarz ryb, któremu zaproponowano kupno stęchłych dorszy.

Przerwała złą passę (dwie porażki z rzędu) szczecińska Pogoń, która „zamknęła” mecz z Wartą Poznań w ciągu trzech minut. Jak przyznał trener gości Dawid Szulczek decydujący wpływ na przebieg spotkania i jego wynik miał geniusz Kamila Grosickiego. Trener „portowców” Jens Gustafsson znowu promieniał, chociaż gra jego zespołu daleka była od doskonałości. „Z I połowy nie byliśmy zadowoleni. Zdobyliśmy fantastyczną bramkę, ale to było wszystko. W pierwszym kwadransie II połowy zagraliśmy świetnie i pokazaliśmy swoją jakość” – cieszył się 44-letni Szwed.

Bezpieczną przewagę nad Legią utrzymuje Raków Częstochowa. W przeszłości Górnik Zabrze „nie leżał” drużynie spod Jasnej Góry, lecz w sobotę 14-krotny mistrz Polski miał niewiele do powiedzenia w starciu z aktualnym liderem. Trudno marzyć o korzystnym wyniku, choćby remisie, skoro w ciągu ponad 90 minut nie oddaje się ani jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika! Z tej perspektywy mecz w Częstochowie w wykonaniu Górnika był równie ekscytujący, jak przyglądanie się człowiekowi pchającemu taczki. Nie wiem, czy trener zabrzan Bartosch Gaul za fatalną serię swoich podwładnych (dwa punkty w pięciu ostatnich meczach, bramki 1:8) zapłaci głową, ale po meczu z Rakowem jeden rzut oka na jego twarz wystarczyłby, by odstraszyć każdego agenta ubezpieczeniowego, próbującego sprzedać mu polisę na życie.

Coraz bliżej niebezpiecznej strefy jest Śląsk Wrocław. Co drugi mecz trener Ivan Djurdjević robi dobrą minę do złej gry. Po porażce z Widzewem stwierdził, że jego zespół w II połowie był lepszy od przeciwnika, lecz zszedł z boiska pokonany. No właśnie, dlaczego? Jak trafnie zauważył, teraz nikogo to już nie obchodzi, bo wynik poszedł w świat, a zaksięgowanych punktów nikt łodzianom już nie odbierze. Narzekania, że bardziej sprawiedliwy w tym meczu byłby remis, przypominają człowieka, który poznał tajemnicę kopalni złota, tylko gdzieś zgubił mapę. Jeżeli w najbliższej potyczce ligowej z Lechem Poznań (następna w kolejce czeka Cracovia) drużyna z Oporowskiej nie zdobędzie choćby punktu, jej sytuacja w tabeli może być „podbramkowa”…


Fot. Tomasz Folta/PressFocus