Ligowiec. Dwie twarze Wisły

O kontaktach pracowników pionu organizacyjnego podwawelskiego klubu z ludźmi z półświatka szeptano w środowisku piłkarskim od dawna. Nikt jednak wcześniej nie wyświetlił tak mocno tej kwestii jak autor telewizyjnej produkcji wyemitowanej w sobotę. Mimo późniejszych wyjaśnień jednego z antybohaterów reportażu, który stanowczo zaprzeczył postawionym tezom, a nawet faktom, temat niewątpliwie powinien zainteresować zarówno spółkę Ekstraklasa, jak i PZPN. Cień – na razie wizerunkowy – padł bowiem na cały polski futbol. A temat raczej nie zniknie szybko z mediów. Zwłaszcza że problem nie dotyczy jedynie Wisły, tylko jest – niestety – powszechny.

Oczywiście trener Maciej Stolarczyk i piłkarze nie mają żadnego wpływu na to, kto odpowiada za układanie wszystkich klocków w Wiśle – i z kim te osoby się komunikują – ale rykoszetem zespół może dostać wcale nie w ostatniej kolejności. A szkoda byłaby niepowetowana, bo nawet jeśli Biała Gwiazda nie gra dziś najlepszego futbolu w lidze, to na pewno jej mecze są najbardziej atrakcyjnymi widowiskami.

Zdaniem wtajemniczonych obecnemu szkoleniowcowi – debiutantowi na seniorskiej ławce – udało się wskrzesić w szatni niepowtarzalną atmosferę z czasów, kiedy Wisłę napędzali Franek Łowca Bramek i Żuraw Władca Muraw, a Stolarczyk także miał wkład w wyniki i klimat w drużynie. A jaka to – niekwestionowana – wartość w słabej polskiej ekstraklasie, widać po pozycji Białej Gwiazdy w Lotto Ekstraklasie, która wysforowała się na czoło tabeli. Wychodzi też na to, że rację ma prezes Zagłębia Sosnowiec, Marcin Jaroszewski, że ekstraklasowe doświadczenie u szkoleniowca wcale nie jest czynnikiem niezbędnym. Stolarczyk potwierdza, że entuzjazm, świeże spojrzenie i motywacja mogą być równie cenne.

Trener Wisły nie uczy się oczywiście przy Reymonta zawodu, posiada niezbędne licencje, a prowadzenie drużyny nie jest dla niego nowością, tyle że w Pogoni Szczecin, w której pracował w zupełnie innej roli, nikt właściwie nie ocenił jego predyspozycji. Biała Gwiazda zaryzykowała i tego akurat postawieni w nieciekawym świetle we wspomnianym telewizyjnym reportażu działacze mogą sobie pogratulować. Stolarczyk sprawił, że zawodnicy mają frajdę z gry. Bezbłędnie też zestawia skład, a z siedmioma Polakami w wyjściowej jedenastce ma na boisku zarówno artystów, jak i ludzi, którzy nie brzydzą się szorowaniem czterema literami po murawie. Przede wszystkim zaś – ma wyniki. A o to w tej całej zabawie chodzi przecież najbardziej.