Ligowiec. Gol z innej ligi

Nie mam zielonego pojęcia, a tym bardziej nie mam zamiaru zgadywać, na którego szkoleniowca porażka w ostatnim meczu zadziałała bardziej przygnębiająco – Jensa Gustafssona z Pogoni Szczecin, czy Janusza Niedźwiedzia z Widzewa Łódź.


Nie da się ukryć, że ich zespoły były faworytami w spotkaniach z Górnikiem Zabrze i Radomiakiem. W momentach niespodziewanych porażek znacznie trudniej bowiem przełknąć gorzką pigułkę niż w przypadkach, gdy zespół z góry ustawiany jest na straconej pozycji.

Większe wrażenie porażka zrobiła chyba na szwedzkim szkoleniowcu „portowców”. – Był to dla nas koszmarny wieczór – przyznał Jens Gustafsson. – Popełniliśmy sporo szkolnych błędów, strata czterech bramek to wielkie rozczarowanie.

W przypadku Widzewa trenerowi było łatwiej „oswoić się” z pustym przebiegiem, wszak tydzień wcześniej jego zespół bezdyskusyjnie poległ w Zabrzu. – Po stracie pierwszych bramek zaczęliśmy widzieć niepokój w drużynie, graliśmy bardzo bojaźliwie – zdiagnozował problem Janusz Niedźwiedź. – Do tej pory zastanawiam się, jak żadna ze stworzonych przez nas sytuacji bramkowych nie zakończyła się zdobyciem gola. Mieliśmy ich sporo, więcej niż z Miedzią, czy Górnikiem. Takie mecze uczą nas pokory, że nawet mimo takiej dominacji, musimy obejść się smakiem.

Do tej pory napastnik Rakowa Częstochowa Vladislavs Gutkovskis nie grzeszył skutecznością, we wcześniejszych 14 meczach tylko raz wpisał się na listę zdobywców bramek. Ale „czteropak” Łotysza w potyczce z Wisłą Płock musiał zrobić wrażenie na każdym, zwłaszcza, że 27-letni piłkarz dokonał tej sztuki w ciągu zaledwie 38 minut! Bramkarz „Nafciarzy” Krzysztof Kamiński miał prawo czuć się tak, jakby przejechał po nim walec. We wcześniejszych 130 meczach w ekstraklasie „Gutek” ani razu nie zapisał na swoim koncie hat-tricka.

Nie da się zapomnieć o golu, który poszedł na konto Lukasa Podolskiego. To był prawdziwy majstersztyk w wykonaniu piłkarza Górnika Zabrze. Jeden z trenerów pracujących obecnie w ekstraklasie po trafieniu byłego reprezentanta Niemiec napisał do mnie krótkiego, ale jakże treściwego i wymownego sms-a: „To jest inna liga”. Nic dodać, nic ująć.

Po klęsce w Częstochowie naprawdę żal mi było trenera Wisły Płock, Pavola Stano. Po końcowym gwizdku arbitra Słowak wyglądał na tak zdołowanego, jakby na jego głowę runął Golden Gate. Wszelkie próby pocieszania go i dodania mu otuchy, pomogłyby tak, jak aspiryna na cholerę. Sam przyznał, że po takim wyniku (1:7) czekają go złe sny. Myślę, że to nie był zły sen, tylko koszmar jak z amerykańskiego horroru, w którym zobaczył jak kościsty palec kostuchy wykonuje przywołujący gest.

Trudno w tej chwili wyrokować, czy dni trenera Piotra Stokowca w Zagłębiu Lubin są policzone, ale ostatnimi czasy nie daje on żadnych argumentów swoim zwierzchnikom, by pozostawić go na stanowisku. Ostatnie cztery mecze w lidze zakończyły się czterema porażkami, przy kompromitującym bilansie bramkowym 0:11! Do tego pożegnanie z Pucharem Polski po przegranej 0:1 z drugoligowym Motorem Lublin. Jednym słowem „miedziowi” przyciągają s tej chwili kłopoty jak piorunochron gromy, więc cierpliwość działaczy jest na wyczerpaniu.


Na zdjęciu: Gol Lukasa Podolskiego (z prawej) w Szczecinie to trafienie z innej ligi.

Fot. Szymon Górski/PressFocus