Ligowiec. Kiedy ustaje czas szyderstw…

Jej występom też towarzyszyły turbulencje, oczywiście z nieodrodną groźbą zwolnienia z posady trenera Aleksandara Vukovicia. W tym drugim przypadku większym zagrożeniem, niż gubienie punktów w lidze, była wprawdzie ewentualna wpadka w europejskich pucharach, ale skoro jej nie było, to skład szkoleniowy mógł odczuwać „małą stabilizację”. W tym kontekście znacznie większy komfort mógł odczuwać Waldemar Fornalik – jego posada była (i jest) o niebo pewniejsza niż „Vuko” – niemniej i on musiał zmierzyć się z hejtem typu: „co to za mistrz z tego Piasta”.

Vuković: Słowa uznania dla drużyny

No więc Piast i Legia idą w górę tabeli, a stołeczny zespół wciąż jeszcze walczy o fazę grupową Ligi Europy – jeszcze trzy dni i będzie wiadomo, czy zdołała przeskoczyć Glasgow Rangers czy też nie. Jeśli przeskoczy, to i… ciekawych wniosków będziemy mieli pod dostatkiem.

Pierwszy dość oczywisty – swoistym nieszczęściem jest rozpoczynanie przygody w Europie wtedy, kiedy inni wciąż jeszcze wylegują się na plażach. Nie dość, że trafia się na zespoły, o których trudno powiedzieć, że są atrakcyjne i medialne, i na które ściągnięcie tłumów należy do prostych zadań, to jeszcze mechanizmy, na których oparta jest gra naszych drużyn, koszmarnie się zacinają i zgrzytają. Bo i świeżo po okresie przygotowawczym, i często-gęsto z nowymi zawodnikami w składzie, i z uczeniem się taktyki narzucanej przez sztab szkoleniowy…

Legia jest na to przykładem wręcz modelowym. Pamiętacie, że zaczęła od bezbramkowego remisu z zespołem z Gibraltaru, a może jeszcze lepiej pamiętacie, że za sprawą tegoż wyniku stała się pośmiewiskiem Polski „okołofutbolowej”. Ale zgrzytając i prychając, dotarła do tej fazy, w której znalazł się również Glasgow Rangers, z tak wielkim nazwiskiem na ławce, jak Steven Gerrard, i w której ustaje czas szyderstw, a zaczyna się wielka kasa.

Wniosek drugi – jeśli polski zespół będzie w stanie wziąć jedną, drugą, a może i trzecią przeszkodę, to mniejsze jest prawdopodobieństwo wielkich ubytków kadrowych, których regularnie doświadczali i doświadczają nasi pucharowicze. Można przyjąć, że piłkarz jeden z drugim zastanowi się, czy wciąż pracować na swoje nazwisko w dotychczasowym klubie, jeżdżącym po Europie, po coraz bardziej zacnych i większych stadionach, a jednocześnie zarabiać sporo grosza, czy też ruszyć w nieznane, jak to zrobił chociażby Joel Valencia, przenosząc się z Gliwic (gdzie był gwiazdą) na Wyspy Brytyjskie; i kto wie, czy tam słuch o nim nie zaginie. No, może kasa będzie się zgadzać.

Wniosek trzeci (naiwny) – trzeba „coś” zrobić, by ratować tyłki przed wyeliminowaniem we wczesnej fazie występów w pucharach, bo wtedy prawie wszystko się sypie. I klimat wokół drużyny, i skład, i psychika, nie mówiąc już o pieniądzach. Wtedy bowiem koło się zamyka, a nasze kluby wchodzą (już weszły) w „zaklęty krąg niemożności”. Ze skutkami na lata.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ