Ligowiec. Kroplówka na życzenie

Sprawcą największej niespodzianki w minionej kolejce była – bez dwóch zdań – Jagiellonia Białystok. Popularne „Żubry” na zwycięstwo w rozgrywkach ligowych czekały od 2 października ubiegłego roku, gdy rozgromiły na własnym boisku Koronę Kielce 4:1.


Teraz poprzeczka była zawieszona zdecydowanie wyżej, bo po przeciwnej stronie barykady stała Pogoń Szczecin. I nie ma znaczenia, że „portowcy” byli dłużej w posiadaniu piłki i oddali więcej strzałów (celnych i niecelnych) na bramkę przeciwnika. Istotne było to, że trener „Dumy Pomorza” Jens Gustafsson czuł się w Białymstoku tak, jak na kolacji u Lukrecji Borgii. Opiekun „Jagi” Maciej Stolarczyk miał prawo prężyć muskuły z powodu postawy swoich podopiecznych, którzy wygrali „przede wszystkim sercem, determinacją i chęcią zwyciężania”.

Krok do przodu zrobił Piast Gliwice, który w Lubinie ograł swojego byłego szkoleniowca. Aż strach pomyśleć w jakiej sytuacji byliby goście, gdyby pełną pulę zgarnęli „miedziowi”. Trudno nie zgodzić się z trenerem Zagłębia Waldemarem Fornalikiem, że o pierwszej połowie jego piłkarze powinni jak najszybciej zapomnieć, a po przerwie było niewiele lepiej. Szkoleniowiec zespołu z Lubina musi wstrząsnąć swoimi podwładnymi, w przeciwnym razie w Poznaniu na mecz z Lechem pójdzie miną chrześcijańskiego męczennika, którego czeka spotkanie z pierwszym i zarazem ostatnim lwem.

Nie da się ukryć, że mecz na Łazienkowskiej był dla obu walczących na tym obiekcie drużyn spacerem na ostrzu brzytwy. Jak trafnie zauważył trener Cracovii Jacek Zieliński, to był klasyczny rollercoaster. Z nieba do piekła, potem replay, a w międzyczasie zmarnowany przez rywali rzut karny. Punkt zdobyty w jaskini lwa dla „Pasów” może być łykiem tlenu, nieodzownym do przywrócenia czynności życiowych. Na zadowolonego wyglądał również trener legionistów Kosta Runjaić, który jednak często robi dobrą minę do złej gry. Nie da się przecież ukryć, że w tym meczu wicelider tabeli STRACIŁ dwa punkty, a podkreślanie, że wciąż jest niepokonany na swoim stadionie nie likwiduje problemu z pogonią za Rakowem. Trochę to przypomina sztywnego terriera, który zwęszył trop. I tylko tyle.

Za dwójką przodowników tabeli „z partyzanta” podąża poznański Lech. Zespół trenera Johna van den Broma nie gra pięknie, ale za to bardzo skutecznie. Trochę jak Barcelona, która wygrała 11. mecz z rzędu, biorąc oczywiście pod uwagę wszystkie rozgrywki. Tym samym Xavi Hernandez skopiował wyczyn „Dumy Katalonii” z czasów, gdy prowadził ją Josep Guardiola. „Kolejorz” to oczywiście nie Barca, ale siedem zdobytych punktów w trzech ostatnich potyczkach ligowych (bez straty gola) każe upatrywać w mistrzu Polski poważnego kandydata do… mistrzowskiej korony w bieżących rozgrywkach. Niedługo może dojść do sytuacji, że przed meczami z Lechem w szatni jego rywali będzie panowała cisza tak głęboka, że da się słyszeć upadającą szpilkę.

Runda wiosenna wyraźnie nie służy Górnikowi Zabrze. W trzech potyczkach piłkarze tej drużyny zdobyli dwa punkty, strzelając tylko jednego gola. W końcu komuś mogą puścić nerwy i niekoniecznie będzie to trener Bartosch Gaul.


Na zdjęciu: Damian Kądzior (w środku) zdjął blokadę i Piast ruszył z miejsca.

Fot. Tomasz Folta/PressFocus