Ligowiec. Uśmiech krokodyla

Trudno przejść obojętnie nad wysokim zwycięstwem Zagłębia Lubin we Wrocławiu. Pewnie, zawsze znajdą się malkontenci, którzy znajdą dziurę w całym, ale czy warto z nimi polemizować?


Zasada jest prosta – z faktami się nie dyskutuje, a te są bardzo brutalne dla piłkarzy Śląska. Na ich tle rywale prezentowali się jak faworyci finału olimpijskiego stumetrówki. Po prostu śmigali na boisku niczym niszczyciel po wzburzonym morzu. Nie okłamujmy się, w sobotnim pojedynku podopieczni trenera Waldemara Fornalika byli dla rywali słodcy jak cukierek… umoczony w truciźnie. Sukces gości jest tym cenniejszy, że po raz ostatni „miedziowi” przywieźli komplet punktów z Wrocławia 5 marca 2016 roku, gdy po golach Łukasza Piątka i Jarosława Kubickiego wygrali 2:0. A postawa defensorów gospodarzy żenująca, wołająca o pomstę do nieba. Jak mawia w takich sytuacjach trener Jan Woś (obecnie Ruch Chorzów) „nadają się tylko do tarcia chrzanu”.

Najwięcej emocji (i kontrowersji) wzbudził pojedynek w Łodzi pomiędzy Widzewem i Pogonią. „Portowcy” trzykrotnie obejmowali prowadzenie i za każdym razem gospodarze doprowadzali do wyrównania. Najwięcej emocji, również tych niezdrowych, wywołał rzut karny przyznany drużynie trenera Janusza Niedźwiedzia w doliczonym czasie gry przez sędziego Daniela Stefańskiego. Po uderzeniu Jordi Sancheza z kilku metrów stoper Pogoni Benedict Zech dostał piłką i twarz i rękę, co rozjemca zinterpretował w sposób jednoznaczny – przewinienie i „jedenastka”. Szkoleniowiec „Dumy Pomorza” Jens Gustafsson nie omieszkał wytknąć tego sędziemu: „Nie zgadzamy się z interpretacją arbitra przy rzucie karnym, ponieważ Benedikt Zech najpierw dostał piłką w twarz, a następnie w rękę. Nie zmienimy jednak tego i musimy to zaakceptować”.

Nie musieli (i nie muszą) tego zaakceptować kibice. Oto niektóre z ich komentarzy: „Piękny druk w ostatniej akcji. Międzynarodowy sędzia nie zna przepisów? Patologia!”, „Parodia sędziego. Przecież tam była zmiana lotu piłki poprzez skierowanie twarzą, a nie ręką. Widziałem to w głupim 32 calowym telewizorze”, „Karny dla Widzewa to jakiś żart. Na VAR pokazali jedną powtórkę na której nic nie widać. Beka z tej ligi i sędziów. Robią co chcą”, „Fajny” sędzia, taki nie za mądry. Chyba ze stajni Ziobry”, „Co do ostatniej akcji, po strzale Sancheza piłka najpierw uderzyła w twarz, a następnie w rękę. Nie wiem jakie są dokładnie przepisy, ale z tego co ostatnio widziałem, to ręka po odbiciu od ciała chyba nie powinna być uznawana. Było to bardzo dobrze widać w powtórce, którą oglądał sędzia. Stwierdzam to jako postronny kibic”, „Ale karny wątpliwy. Zech najpierw zaliczył uderzenie w twarz, a dopiero potem była – o ile była – ręka…”, „Obrońca powinien przynajmniej starać się trzymać ręce z tyłu, a nie machać nimi jak drzewo gałęziami na wietrze. Sam sobie winien, szczególnie w dobie waru”.

Nie zazdroszczę Danielowi Stefańskiemu, który przez kilka dni będzie „bohaterem” w komentarzach wielu kibiców, przynajmniej do następnej kolejki. Jego obecna sytuacja kojarzy mi się z sytuacją bezbronnego pływaka otoczonego w jeziorze krokodylami, szczerzącymi kły w fałszywym uśmiechu.


Na zdjęciu: Sędzia Daniel Stefański (z prawej) po ostatnim meczu w Łodzi z Widzewem nie ma zbyt wysokich notowań u piłkarzy Pogoni…

Fot. Adam Starszyński/PressFocus