Ligwy koloryt

Może nie efektownie, ale niezwykle efektywnie zaprezentowali się tyszanie i zdobyli komplet punktów tylko z pozorów w łatwych meczach.


GKS Tychy ciągle ma nadzieję na awans w tabeli, a sosnowiczanie w ciągu zaledwie 2 dni przeszli metamorfozę. W Oświęcimiu otrzymali srogie lanie, zaś w Tychach do samego końca walczyli o punkty. Taki jest koloryt ligowej rywalizacji…

Solidna praca

Tyski klub podpisał umowę z 25-letnim napastnikiem, Jouką Juhola (184 cm, 95 kg), występującym ostatnio w Popradzie. Jeszcze bez Fina, gospodarze od pierwszej chwili ruszyli i oddali kilka soczystych uderzeń na bramkę Markusa Ekholma Rosena, ale ten skutecznie interweniował. Goście rewanżowali się sporadycznymi, ale groźnymi kontrami. Gdy do boksu kar zjechał Jan Krzyżek wydawało się, że gospodarze będą w tarapatach, a tymczasem Bartłomiej Ciura przechwycił krążek i podał do Ondreja Śedivego. Czech idealnie oddał do Radosława Galanta, a ten wreszcie mógł się cieszyć ze zdobytego gola.

Druga odsłona była również pod kontrolą gospodarzy, a goście tylko od czasu do czasu nękali Fuczika, ale nie dał się zaskoczyć. W końcu Aleksander Boivin podał do Jeana Dupuya, a ten miał wiele swobody i krążek wylądował pod poprzeczką. W ostatniej tercji gospodarze w ciągu 19 sek. uzyskali 2 gole, a ukoronowaniem dobrej gry tyszan była świetna akcja i 5. trafienie Filipa Komorskiego. Fuczik nie zaliczył „czystego” konta, bo jego koledzy trochę zbagatelizowali rywali i Mark Viitanen zdobyl honorową bramkę.

Gole na powitanie

W niedzielę hokeiści Zagłębia zaczęli mocno wystraszeni i gospodarze mieli inicjatywę. Fin Juhola znakomicie przywitał się z miejscowymi kibicami, bowiem uzyskał prowadzenie, a potem ustlaił wynik. Przy pierwszej sytuacji miał sporo swobody, przymierzył i Speszny był bez szans. Od tego momentu goście pozbyli się strachu i coraz śmielej atakowali, ale Kamil Lewartowski interweniował ze spokojem, a w 17 min popisał się świetnym refleksem. Lukas Motloch z bliskiej odległości przymierzył pod poprzeczkę, ale „Lewar” złapał krążek.

W kolejnej odsłonie tyski golkiper już nie był taki skuteczny i przepuścił dwa krążki. Napastnik Zagłębia, Tim Friberg, rosły Szwed, w piątek debiutował w kiepskim meczu w Oświęcimiu, ale tym razem zaznaczył swoją obecność pierwszym golem, a potem Dominik Nahunko dał im prowadzenie. W 37 min napastnicy 1. formacji GKS-u jechali na Spesznego i… nie skierowali krążka do siatki. W 3. tercji efektowną akcją popisał się Dupuy i doprowadził do remisu. Jeziorski dość szybko zdobył dla GKS-u prowadzenie, a na 2:12 min przed końcem trener Grzegorz Klich wziął czas i wycofał bramkarza. Fin Juhola wyłuskał krążek i skierował go do pustej bramki.


GKS TYCHY – ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC 4:2 (1:0, 0:2, 3:0)

1:0 – Juhola – Szturc – Bizacki (9:37, 4 na 4), 1:1 – Friberg – MichaŁowski – Blomqvist (33:33), 1:2 – Nahunko – Moden (35:03), 2:2 – Dupuy – Boivin (50:13), 2:2 – Jeziorski – Mroczowski (51:41), 4:2 – Juhola (59:25, do pustej)

Sędziowali: Paweł Breske i Marcin Polak – Wojciech Czech i Wiktor Zień. Widzów 870.

GKS: Lewartowski; Pociecha – Bizacki (2), Nilsson – Kaskinen, Jaśkiewicz – Ciura, Sobecki; Śedivy – Komorski – Jeziorski (2), Dupuy (2) – Boivin – Mroczkowski, Ubowski – Starzyński – Bukowski, Szturc – Galant – Juhola. Trener Andrej SIDOENKO.

ZAGŁĘBIE: Speszny; Andrejkiw – Choperia, Naróg (2) – Kotlorz, Krwczyk – Michałowski, Gniewek – Motloch; Pawłenko (2) – T. Kozłowski – Witecki, Friberg – Rzeszutko – Blomqvist (4), Piotrowicz – Bucenko (2) – Kogut, Moden – Nahunko – Bernacki. Trener Grzegorz KLICH.

Kary: GKS – 6 min, Zagłębie – 10 min.

Liczby

9

SEKUND było do końca kary Krzyżka gdy Galant otworzył wynik meczu z Energą.

27

STRZAŁÓW oddali sosnowiczanie na bramkę GKS-u. Gospodarze zrewanżowali się 23 uderzeniami


Na zdjęciu: Bartłomiej Jeziorski w weekend zdobył 2 gole i zaliczył asystę.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus


Pozostałe mecze


Chcieć to móc

JKH GKS Jastrzębie w niedzielę zrewanżował się Marmie Sanok za piątkową porażkę, ale dwa punkty drużynie Roberta Kalabera uciekły.

Doprawdy brak słów, by skomentować „numer”, jaki w piątkowym meczu z Marmą Sanok „wywinęli” hokeiści JKH GKS Jastrzębie. Dowodzeni przez drugiego trenera Rafała Bernackiego (zastępował w boksie chorego Roberta Kalabera) gospodarze roztrwonili trzybramkową (!) zaliczkę, jaką mieli jeszcze w 37 minucie spotkania. Wprawdzie gospodarze zagrali bez czterech kluczowych napastników, lecz nie jest to żadne tłumaczenie. Marka Kalenikovasa i Raivo Freidenfeldsa zmogła choroba, Patryk Pelaczyk nabawił się urazu kolana, natomiast Radosław Nalewajka ma kłopoty z biodrem.

W II tercji piątkowego spotkania jastrzębianie nie wykorzystali 59 sekund gry w podwójnej przewadze i to się potem na nich srodze zemściło. Oba gole w ostatniej tercji stracone przez JKH padły w kuriozalnych okolicznościach, co de facto dyskwalifikuje obrońców tej drużyny jako ligowców pełną gębą. W serii rzutów karnych tylko napastnik gości Ville Heikkinen umieścił „gumę” w bramce, zapewniając swojej drużynie dwa punkty.

W niedzielę do boksu jastrzębian wrócił Robert Kalaber i jego podopieczni zrewanżowali się drużynie z Sanoka za piątkową porażkę. Wiadomo, pańskie oko konia tuczy… Ale dwa punkty drużynie JKH bezpowrotnie uciekły i szanse na zajęcie 4 miejsce po sezonie zasadniczym są minimalne, by nie powiedzieć żadne.

JKH GKS Jastrzębie – Marma Ciarko STS Sanok 5:2 (3:1, 1:1, 1:0)

1:0 –Jansons – Górny (1:23), 2:0 – Kamieniew – Szvec (5:41, w przewadze), 2:1 – J. Lorraine – Rąpała (5:53), 3:1 – Paś (13:03, w osłabieniu), 4:1 – Rajamaki – Kostek (26:11), 4:2 – Makela – Heikkinen – Karlsson (32:19), 5:2 – RajamakiE. Szewczenko (59:42, do pustej).

Sędziowali Tomasz Radzik i Rafał Noworyta oraz Maciej Byczkowski i Grzegorz Cytawa. Widzów 460.

JKH: Balizs; Kostek – Viinikainen (2), Bryk (2) – E. Szewczenko, Kamieniew (2) – Górny, Horzelski; Rajamaki – Paś – Urbanowicz, Szvec – Mikyska – Freidenfelds, Ł. Nalewajka – Jarosz – Jansons, Płachetka – Sigegubovs – Blanik. Trener Robert KALABER.

MARMA: Świderski; Valtola – Karlsson, Rąpała (2) – Florczak (4), Łysenko – Hoglund; Heikkinen – Tamminen – Ahoniemi, E. Lorraine – Makela – J. Lorraine, Harila (2) – Mocarski, Sienkiewicz – Miccoli – Wróbel. Trener Miika ELOMO.Kary: JKH – 6 min, Marma – 10 min (2 tech.)

Bogdan Nather


Wynik zbyt niski

Przewaga gospodarzy nie podlegała najmniejszej dyskusji. Dość powiedzieć, że po dwóch tercjach Cracovia miał na swoim koncie 33 oddane celne strzały, podczas gdy zespół z Torunia zaledwie 10 razy uderzał w światło bramki przeciwnika.

„Pasy” wynik meczu otworzyły błyskawicznie, bo pierwszego gola strzeliły po upływie zaledwie 46 sekund od syreny oznaczającej początek spotkania. Później Energa dość nieoczekiwanie wyrównała, ale remis nie potrwał zbyt długo. Trzeba przyznać, że gdyby gospodarze byli bardziej skuteczni, to wygraliby – być może – „dwucyfrówką”. Bardzo jednak dobrze w toruńskiej bramce spisywał się Mateusz Studziński. Jak również należy podkreślić, że w trzeciej tercji tego spotkania gospodarze wyraźnie zwolnili tempo.
(KJ)

COMARCH Cracovia – Energa Toruń 4:1 (2:1, 1:0, 1:0)

1:0 – Sawicki – Kasperlik (0:46), 1:1 – K. Kalinowski (13:50), 2:1 – Raczuk – Sawicki – Rac (14:34. w przewadze), 3:1 – Rac – Kasperlik – Sawicki (35:41, w przewadze), 4:1 – Arrak – F. Kapica – Brynkus (50:28).

Sędziowali Krzysztof Kozłowski i Mateusz Krzywda oraz Sebastian Iwaniak i Artur Hyliński. Widzów 400.

CRACOVIA: Stojanovicz; Jeżek (2) – Kinnunen, Gula – Szaur, Graborenko – Husak, Bżdzoch – Krejczi (2); Sawicki – Rac (2) – Kasperlik (2), D. Kapica – Polak – Wronka, Tomi – Raczuk – Nemec, F. Kapica – Arrak – Brynkus (2). Trener Rudolf ROHACZEK.

TORUŃ: Studziński; Zieliński (2) – Jaworski, Szecsi – Schafer, Gimiński (2) – Ahonen (2), Bajwenko (2), Prokurat – K. Kalinowski – Koskinen (2), Szucs – Syty – Korenczuk, Wenker – Szyrokow – Olszewski, Maćkowski. Trener Teemu ELOMO.

Kary: Cracovia – 10 min, Toruń – 10 min.