ŁKS. Baraże zagrożone

ŁKS rozpoczynał niedzielny mecz z szóstej pozycji w tabeli, nie mając już się dokąd cofać. Pierwsza szóstka wyraźnie odskoczyła od reszty, ale jeżeli ŁKS będzie nadal grał w ten sposób, to i ze strefy barażowej wypadnie.


Zaczęło się komfortowo dla łodzian. W 12 minucie zdobyli bramkę z karnego po faulu Michała Bojdysa na Maksymilianie Rozwandowiczu, a po 23 minutach goście mieli już cztery żółte kartki i jedną czerwoną, bo z boiska wyrzucony został Bojdys. To fatalny powrót tego zawodnika do gry: po rocznej przerwie zagrał w maju w końcówce dwóch spotkań, teraz wyszedł w podstawowym składzie, ale szybko osłabił drużynę, która przez 70 minut musiała grać w dziesiątkę. Nie było tym razem w składzie „wykartkowanych” w poprzednim meczu Farida Alego i Marka Mroza.

ŁKS miał więcej miejsca do gry, mógł więc ćwiczyć swoją tiki-takę i nabijać liczbę podań i procent posiadania piłki. Goście nawet nie próbowali śmielej zaatakować, przeszkadzali jak umieli, ale to przede wszystkim łodzianie sami są sobie winni, że nie strzelili następnych goli. Jeszcze w 85 minucie bilans strzałów wynosił 19-1 na korzyść łodzian, a rzutów rożnych 10-1. O takim prezencie, jaki gospodarze zrobili im w końcówce, GKS do tego meczu nie mógł nawet marzyć. Piłkarze ŁKS grali jednak bez należytej koncentracji i kończyli swoje ataki wyjątkowo niestarannie – jak grupa niesfornych, roztrzepanych pierwszaków, która rysując w zeszycie szlaczki nie dociąga kredką do linii. Dostali za to mocno po łapach…

Surowy i konsekwentny do bólu sędzia, który po każdym groźniejszym faulu wyciągał żółtą kartkę, tępiąc zwłaszcza faule „taktyczne”, przerywające atak przeciwnika, przyznał gościom „jedenastkę” po faul Adama Marciniaka na Lukaszu Bielaku. Daniel Rumin nie dał jednak rady pokonać Dawida Arndta -Arkadiuszowi Malarzowi należał się psychiczny odpoczynek po ostatnich meczach. Jednak i z takiego daru losu łodzianie nie umieli skorzystać, bo kilka minut później faulował z kolei Maciej Dąbrowski, a Rumin zrehabilitował się za poprzednie pudło celnym strzałem. Piłkarze z Jastrzębia, którzy pomstowali na sędziego za kartki i rzut karny w pierwszej połowie, teraz gotowi byli całować go w rękę w podziękowaniu za sędziowanie.

W tym rejwachu nerwowej końcówki umknąć mógł obserwatorom drobny z pozoru fakt, który być może wpłynął na wynik. W 82 minucie kontuzji doznał Maksymilian Rozwandowicz, pod nieobecność Malarza kapitan ŁKS. To był najlepszy zawodnik ŁKS w tym meczu, skuteczny w odbiorze, kierujący grą w środku pola, niebezpieczny dla rywala pod bramką. Może to jego brak wprowadził na boisko chaos w zespole ŁKS? Jego koledzy z drużyny nie mają jednak nic na swoje usprawiedliwienie.


ŁKS – GKS Jastrzębie 1:1 (1:0)

1:0 – Dominguez, 12 min. (z karnego), 1:1 – Rumin, 90+2 min. (z karnego)

ŁKS: Arndt – Wolski, Moros, Dąbrowski, Marciniak – Pirulo (77. Klimczak), Dominguez, Rozwandowicz (84. Srnić), Trąbka (65. Rygaard), Nawotka – Ricardinho (77. Sekulski). Trener Ireneusz Mamrot.

GKS Jastrzębie: Drazik – Słodowy, Komor, Bojdys, Szcześniak – Kulawiak (81. Zalewski), Bielak, Zejdler (90+3. Bondarenko), Jadach (46. Feruga), Apolinarski (46. Niewiadomski) – Rumin. Trener Łukasz Włodarek

Sędziował Mateusz Złotnicki (Lublin). Żółte kartki: Marciniak, Trąbka, Dominguez, Dąbrowski, Arndt – Apolinarski, Komor, Bojdys.

Czerwona kartka: Bojdys (23 min. po drugiej żółtej).


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus