ŁKS Łódź – Ruch Chorzów. Urodzin nie zepsuli

Pierwsza w sezonie porażka chorzowian. Zasłużenie wracali na tarczy z Łodzi.


Ruch jechał do Łodzi, by godnie zakończyć 12-dniowy maraton, w ciągu którego rozegrał 4 meczów, walcząc o zachowanie statusu jedynego niepokonanego zespołu na dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych oraz chcąc zepsuć ŁKS-owi ten ważny dzień. Klub właśnie w piątek, czyli o symbolicznej dacie 19.08, nawiązującej do roku powstania, świętował 114. urodziny. Do pierwszej po ponad 10 latach konfrontacji z łodzianami „Niebiescy” przystąpili z kilkoma roszadami w składzie, pierwszy raz od inauguracji sezonu na „dziesiątkach” trener Jarosław Skrobacz wystawił obu weteranów – Łukasza Janoszkę i Tomasza Foszmańczyka.

Kosztowna strata

Tempo od początku było dość wysokie, jedni i drudzy próbowali pressingu, chcieli atakować, żadna z drużyn nie sprawiała wrażenia zainteresowanej remisem. W starciu zespołów mających na koncie po 12 punktów stroną przeważającą, częściej utrzymującą się przy piłce i popełniającą mniej niewymuszonych błędów byli łodzianie. Aktywny był napastnik Nelson Balongo, który a to obsłużył Pirulo (spudłował), a to uderzył głową po centrze Bartosza Biela (zbyt lekko, by zaskoczyć Jakuba Bieleckiego).
Chorzowianie w defensywie, osłabionej brakiem kontuzjowanego Przemysława Szura, mieli problemy i w 35 minucie skapitulowali. Na własne życzenie; piłkę przed środkową linią na rzec Lorenca stracił Swędrowski, Kort prostopadłym podaniem uruchomił Pirulo, nie przeciął go Remigiusz Szywacz, a hiszpański as ŁKS-u nie miał problemów z wykorzystaniem sytuacji sam na sam. Ruch próbował jeszcze przed przerwą odrobić straty, ale wywalczony przez Janoszkę przed polem karnym rzut wolny został rozwiązany tak, że… może to być hit internetu. Prześmiewczo, bo choć przy piłce byli Foszmańczyk, Janoszka, Szczepan i Swędrowski, to żaden z nich nie kopnął piłki w stronę bramki, a ŁKS wyprowadził kontrę, która mogła zakończyć się drugim golem. – Co wy robicie?! – wściekał się na swoich zawodników trener Skrobacz.

Wisiało w powietrzu

Po zmianie stron drugi gol dla miejscowych wisiał w powietrzu od samego początku i bardzo szybko padł. Mieszko Lorenc bezkarnie przemknął przez połowę Ruchu i uderzył sprzed pola karnego, a piłka zaliczyła jeszcze rykoszet od Filipa Nawrockiego i wpadła przy słupku, obok bezradnego, choć wyciągniętego jak struna Bieleckiego. 20-letni Lorenc wcześniej w tym sezonie rozegrał ledwie 11 minut. W piątek okazał się czołową postacią ŁKS-u i trener Moskal mógł sobie gratulować. W 62 minucie Ruch miał idealną okazję na kontaktową bramkę, ale Jakub Piątek jedynie obił poprzeczkę, a chwilę później sztab dokonał potrójnej zmiany. „Niebiescy” próbowali, egzekwowali kilka stałych fragmentów, ale jeden z nich… mógł zakończyć się stratą gola, gdy po kontrze sam na sam z Bieleckim wyszedł Kelechukwu Ibe-Torti, ale bramkarz wygrał ten pojedynek. Chorzowianie ponieśli pierwszą w sezonie, a drugą w 2022 roku porażkę. Poprzednim zaś wyjazdem, z którego wracali na tarczy, był ten do Bełchatowa w… grudniu 2021.

ŁKS Łódź – Ruch Chorzów 2:0 (1:0)

1:0 – Pirulo, 35 min, 2:0 – Lorenc, 48 min.

ŁKS: Arndt – Dankowski, Dąbrowski, Monsalve, Koprowski – Lorenc (82. Kuźma), Kowalczyk (62. Ibe-Torti) – Pirulo (73. Janczukowicz), Kort (73. Ochronczuk), Biel (62. Trąbka) – Balongo. Trener Kazimierz MOSKAL.

RUCH: Bielecki – Kasolik, Nawrocki, Szywacz – Michalski (62. Moneta), Swędrowski (62. Witek), Piątek, Wójtowicz (85. Barański) – Foszmańczyk (62. Pląskowski), Janoszka (75. Kwietniewski) – Szczepan. Trener Jarosław SKROBACZ.

Sędziował Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 8540. Żółta kartka Kowalczyk.
Piłkarz meczu – Mieszko LORENC.


Na zdjęciu: Łukasz Janoszka i chorzowska spółka mieli wczoraj w Łodzi bardzo trudną przeprawę.
Fot. Norbert Barczyk/Pressfocus