Marcin Lijewski: Padliśmy, po prostu

Rozmowa z Marcinem Lijewski, trenerem Górnika Zabrze.


Czwarty zespół PGNiG Superligi ma już wakacje?

Marcin LIJEWSKI: – Tak, koniec, laba. Sezon był bardzo długi, trzeba odpocząć. Chłopaki pojechali na weekend spędzić trochę czasu ze sobą, odreagować stres. Nie brałem w tym udziału. Lepiej, żeby pewnych rzeczy trener nie widział. Ale mówiąc poważnie, miałem super zespół, wyjątkowy, bez problemów wychowawczych, obyczajowych…

No miód, aż się nie chce wierzyć…

Marcin LIJEWSKI: – Okej, oczywiście, tam gdzie grupa kilkunastu facetów, zawsze będą jakieś problemy, jak to w życiu, ale uniknęliśmy dramatów.

Dobrze, wierzymy na słowo. Mówi pan „miałem zespół”, w czasie przeszłym. W końcu odchodzi z niego siedmiu graczy, szóstka odgrywających w nim dużą bądź znaczącą rolę. Zdążył się pan pożegnać?

Marcin LIJEWSKI: – Ha, ha! Nie ma się co znowu rozczulać, nasze drogi pewnie jeszcze nieraz się zejdą. Może poza Iso Sluijtersem, który – z tego co wiem – nie ma jeszcze nowego klubu, ale już dawno zapowiadał, że z partnerką i dzieciakiem chcą się przeprowadzić w cieplejsze rejony Europy.

Skoro o ciepłych krajach, jak pan będzie wypoczywał?

Marcin LIJEWSKI: – Na razie cieszę się domem w Gdańsku. Potem pojedziemy do Włoch, będziemy pływać na statku.

Bolało, że „popłynęliście” z Azotami 22:28 i nie obroniliście medalu?

Marcin LIJEWSKI: – Oczywiście, ale to nasze czwarte miejsce jest mocne, do końca biliśmy się o brąz, a nad piątym zespołem mamy 18 punktów przewagi. Do medalu zabrakło bardzo niewiele jakości. Mówimy o sprawach boiskowych, ale zauważę tylko, że budżet Puław, z którymi przegraliśmy decydujący mecz, jest około dwukrotnie większy od Górnika.

Co się stało z drużyną w sobotę po bardzo dobrych 30 minutach, po których prowadziliście 13:12?

Marcin LIJEWSKI: – Myślę, że zdecydowały lepsze warunki fizyczne rywali, kilka centymetrów i jednak cztery dni mniej odpoczynku przed meczem. Azoty miały tydzień czasu, by się przygotować, my jeszcze w środę graliśmy bardzo trudny mecz w Głogowie, wygraliśmy dopiero w końcówce 29:27. Do tego podróż autokarem. To odcisnęło swoje piętno w końcówce meczu. Zespół bardzo chciał, ale padliśmy po prostu.

Pierwsza połowa zapowiadała bardziej zacięte finałowe minuty, ale od 45 minuty faktycznie jakby odcięło drużynie prąd.

Marcin LIJEWSKI: – Zaczęliśmy bardzo dobrze, taktycznie trzymaliśmy się planu, była dobra obrona i skuteczność w ataku. Warunkiem zachowania szans było jednak to, że chłopaki idą cały czas do przodu, na bramkę. W drugiej połowie jednak przestaliśmy to robić. W złym momencie dostaliśmy karę, jeden błąd, drugi, Azoty rzuciły nam dwa razy do „pustaka” i straciliśmy pewność siebie. Gdybyśmy mieli jednego „rzutka” więcej, pewnie byśmy powalczyli do końca.

Świetnie i szybko wprowadził się do zespołu debiutant Paweł Krawczyk, ale z Azotami ten niespełna 18-letni środkowy sobie nie poradził. Zabrakło doświadczenia?

Marcin LIJEWSKI: – Poprzeczka faktycznie była jeszcze za wysoka dla niego, ale Paweł dawał bardzo dobre zmiany w poprzednich meczach, w Głogowie był wręcz liderem zespołu. Adrian Kondratiuk był bez formy, jakie miałem wyjście? Ale on sobie ten mecz na pewno przeanalizuje, to dla niego dobra lekcja i będzie wiedział, co było nie tak. To jest znakomity, dojrzały chłopak, ale nie chciałbym go przechwalać, żeby młody, no wie pan…

Chyba wiem, o co chodzi. W kolejnym sezonie też wynajdzie pan takie diamenty?

Marcin LIJEWSKI: – Zobaczymy. W każdym razie dołączą rozgrywający Wojciech Mrozek i rozgrywający skrzydłowy Igor Bykowski, syn byłego gracza Pogoni Zabrze Janusza, który grał w SMS-ie Kielce. No i jest jeszcze Patryk Gregułowski, który przez ponad rok się rehabilitował po poważnej kontuzji. Trenował już z nami w ostatnich tygodniach, ale wreszcie powinien przepracować cały okres przygotowawczy.

Co z obrotowym Damianem Pawelcem – też odchodzi?

Marcin LIJEWSKI: – Dobre pytanie. Nie wiem. Może dowiem się jak prezes Bogdan Kmiecik wróci za tydzień z Nicei.


Zespół opuszcza aż trzech skrzydłowych, zostaje tylko Krystian Bondzior na prawej stronie. Kto dojdzie jeszcze, poza Dawidem Molskim z SMS-u Gdańsk?

Marcin LIJEWSKI: – Miał być uznany za odkrycie sezonu superligi Jakub Szyszko z MMTS-u Kwidzyn. Bardzo chciał do nas przyjść, w Kwidzynie zawodnicy mieli dostać wolną rękę, ale sytuacja się odwróciła, MMTS się uratował, a on ma ważny kontrakt. Bardzo żałuję, ale nasz prezes pewnie będzie jeszcze o nim rozmawiał. Jesteśmy też po słowie ze skrzydłowym z Olimpii Piekary Śląskie.

Z zespołu odchodzi szóstka graczy, którzy stanowili o jego obliczu, grali ze sobą wiele lat. Stanie pan przed trudnym zadaniem budowania po rewolucji.

Marcin LIJEWSKI: – Bo to jest rewolucja, postaci jak Sasza Buszkow czy Iso będzie trudno zastąpić, zresztą każdego z tych, którzy odchodzą. Ale nie biadolę. Dostaniemy dwóch rzutków na lewym rozegraniu, Piotra Rutkowskiego i Damiana Przytułę – a tego nam w tym sezonie brakowało. Do tego będzie utalentowany skrzydłowy reprezentacji juniorów Dawid Molski i obiecujący obrotowy. Może Sebastian Kaczor nie grał w Kielcach zbyt wiele, ale samo trenowanie z asami Vive to świetna szkoła sama w sobie.

A z asami Vardaru Skopje będzie teraz rywalizował Jan Czuwara. Poradzi sobie w Lidze Mistrzów?

Marcin LIJEWSKI: – Dlaczego nie? Jasiu ma fantastyczne warunki jak na skrzydłowego. Ale musi dać od siebie więcej przebojowości. Bo w zestawieniu z tym, co mu bozia dała, jest za spokojny, za mało agresywny.

Kiedy Górnik wraca do zajęć przed nowym sezonem?

Marcin LIJEWSKI: – Skoro liga ma ruszyć 4-5 września, to około 20 lipca. Sześć tygodni przygotowań w zupełności wystarczy.


Fot. Krzysztof Kuroń/handballzabrze