Marcin Lijewski: Zdaliśmy egzamin celująco

 

Wypił pan choć lampkę szampana, gdy dowiedział się w poniedziałek, że rozgrywki zostają uznane za zakończone, co oznacza dla Górnika brązowy medal?
Marcin LIJEWSKI: – Nie. W sporcie zespołowym świętowanie sukcesu najbardziej smakuje wspólnie, więc poczekam z tym szampanem, gdy już będziemy mogli zrobić to z całym zespołem i wszystkimi w klubie, którzy też dołożyli swoją cegiełkę.

Psuje panu radość poczucie, że nie było rundy finałowej, w której o medal trzeba byłoby walczyć w dwumeczach?
Marcin LIJEWSKI: – Oczywiście, liga została przerwana nagle, ale sytuacja jest oczywista. A sezon gra się cały rok, dlatego nikt nie ma prawa podważyć naszego trzecia miejsca, mieliśmy dużą przewagę nad pozostałymi rywalami, wygraliśmy dwukrotnie i z czwartymi Azotami Puławy, i z piątą Gwardią Opole. Martwi mnie jedynie, że nie mogę nacieszyć się tym z wszystkimi w klubie.

A propos systemu rozgrywek, może to jakiś wniosek dla środowiska, żeby go zmienić? Czy po siedmiu miesiącach i 26 meczach o awansie do strefy medalowej naprawdę muszą decydować tylko dwa mecze?
Marcin LIJEWSKI: – Być może. Vive przez lata uciekło w tej lidze wszystkim i pewnie myśląc o regulaminie chciano przenieść choć odrobinę niepewności i emocji na koniec sezonu. Ale to raczej słabe. Wszystkie liczące się ligi – niemiecka, francuska, hiszpańska – nie grają play offu, tylko dwie rundy i koniec.

A ile Górnikowi brakuje, by zrobić kolejny krok do przodu, bić się z Wisłą Płock czy nawet z Vive?
Marcin LIJEWSKI: – Sportowo trochę jakości, dwóch graczy międzynarodowej klasy, jak Niko Mindeghia w Płocku. Nie mówię, że jego styl by do nas pasował, chodzi mi o to, że jeden zawodnik odmienił zespół. Na pewno też jest bardzo drogi.

Michał Jurecki spełniłby pana oczekiwania?
Marcin LIJEWSKI: – „Dzidzia” spełniłby wszystkie oczekiwania, nie tylko dałby ogromną jakość w meczach. Codzienny trening z takim gościem to bardzo wiele dla innych chłopaków. Gdyby został Iso Sluijters, plus doszedł uniwersalny obrotowy, to mamy naprawdę dobry zespół. Na razie pandemia wstrzymała wszystko, ale na pewno świat piłki ręcznej też się zmieni. Teraz siedzimy w domach i jedyne, co możemy, to zatroszczyć się o siebie i swoich bliskich.

Być może kryzys wymusi teraz bardziej racjonalne gospodarowanie pieniędzmi? Zamiast majstrowania przy regulaminie, może coś na kształt pułapu wynagrodzeń, jak w ligach za oceanem?
Marcin LIJEWSKI: – Oby jak najmniej kryzys trafił w kluby, ale to raczej nieuniknione. Zakładam, że większość z nich i tak nie byłaby w stanie do górnego pułapu takiego limitu dobić, ale może ograniczyłby płacowe szaleństwa choć w jednym. Zresztą potem z wypłacaniem kasy już nie jest tak fajnie – w poprzednim sezonie wysokie kontrakty musiano w Kielcach obcinać.

Wracając jeszcze do tego, co za nami – wiem, że trenerzy wyróżniają graczy niechętnie, ale może jednak?
Marcin LIJEWSKI: – Nie będę. Na sukces pracowali wszyscy – od tych zawodników, którzy zaczynali mecze, po tych, którzy na parkiet nie weszli. Istotą dobrej drużyny jest to, że każda składowa ma w niej swoje miejsce, jak to było u nas. Gdy wypadł kontuzjowany Marek Daćko, Bartek Bis grał na kole i z przodu, i z tyłu, praktycznie nie odczuliśmy braku „Maro”; gdy Szymon Sićko nie mógł rzucać i grał tylko w obronie, jego rolę w ataku przejęli inni. I tak dalej. W trudnych chwilach zdaliśmy egzamin na celująco.

To może choć, kto zrobił największy postęp?
Marcin LIJEWSKI: – Wystrzelił Szymon Sićko. W zeszłym sezonie był kompletnie niewidoczny, w klubie zastanawiano się nad jego pozostaniem, a w tym omal nie został królem strzelców. Oczywiście, także dzięki kolegom, bo na jego dorobek pracowali wszyscy, stwarzali sytuacje. Osobiście najbardziej podziwiam Saszę Buszkowa. Najstarszy w drużynie, prawie 38 lat, a trzymał równy poziom przez cały rok i był bardzo mocnym punktem drużyny.

O 15 lat młodszy od Buszkowa Bis trafił do was z Vive. Zebrał najwięcej kar w zespole, ale pod nieobecność kontuzjowanego Michała Adamuszka został „szefem” obrony…
Marcin LIJEWSKI: – Umówmy się, w Kielcach Bartek to sobie jeździł na mecze, bywał tu i tam, czasem wchodził na jakieś ogony. U nas rzuciliśmy go na głęboką wodę i okazało się, że wcale nie tonie – to facet, który nie tylko kreuje grę w obronie, ale który potrafi też rzucać po 6-7 bramek w ataku! Zrobił swoje, wystarczyło chłopakowi zaufać i go zmotywować: fajnie pracujesz, ciągniesz zespół, jedziesz tak dalej!

Kibice i szefowie klubu mogą odczuwać niedosyt z postawy Adriana Kondratiuka, który przychodził latem jako najlepszy strzelec poprzedniego sezonu. A pan?
Marcin LIJEWSKI: – „Kciuku”, jeżeli dobrze sprawdziłem, jest trzecim asystującym w lidze, to nie jest wcale słaby sezon! Pamiętajmy, że w Wybrzeżu grał na lewym rozegraniu, a u nas musiał wskoczyć na środek, bo przez większą część sezonu nie mogliśmy skorzystać z Rafała Glińskiego. U nas od rzucania są także inni, Adrian miał inne priorytety.

To był dla niego trudny sezon, z racji wielu nowości. Dużo czasu zajęło mu zgranie w linii z grającymi po bokach Sluijtersem i Sićką, a także z innymi zawodnikami. Po niektórych meczach miałem mu kilka rzeczy do powiedzenia, bo nie był sobą, ale generalnie jestem z niego megazadowolony.

Dojrzał sportowo i życiowo, jest profesjonalistą i ten etos pracy udziela się pozostałym; widzą, że jest gościu, który na treningach pracuje jak szalony i muszą równać do niego. Jestem przekonany, że w następnym sezonie Adrian pokaże w Zabrzu pełnię możliwości.

Jako czołowy bramkarz ligi do Zabrza przychodził z Lubina Jakub Skrzyniarz, ale pozostał w cieniu Martina Galii, swoją drogą trenera bramkarzy w zespole. Czy ten układ się sprawdził?
Marcin LIJEWSKI: – Gdy Jakub wchodził na boisko, nigdy nie zawiódł, ciągnął zespół w górę. Jestem z niego bardzo zadowolony. Może grał mniej, ale mieliśmy na niego wspólnie z Martinem w decydującej części sezonu plan, by to on zaczynał niektóre mecze. W przyszłym sezonie będzie grał więcej. Współpraca z Martinem jest dobra, bardzo się angażuje w pracę z bramkarzami, ale być może w przyszłym sezonie to ja wezmę na siebie decyzje, kto i kiedy będzie stał między słupkami.

Czy jeden fizjoterapeuta w trzecim klubie superligi to dość?
Marcin LIJEWSKI: – Na pewno nie. Ale to kwestia związana z finansami, a więc w gestii prezesa. Rafał Biliński pewnie chciałby być odciążony, ale i w pojedynkę dawał radę.