Urodzony snajper z Bąkowa

Zbliżający się do 52. urodzin Marek Wacha, grając w Zrywie Bąków 24 sezony, zdobył aż 360 bramek i jeszcze nie powiedział ostatniego słowa!


Za swoje snajperskie zasługi podczas uroczystości jubileuszowych 70-lecia Zrywu Bąków Marek Wacha został wyróżniony Srebrną Honorową Odznaką Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Kibice A-klasowej drużyny z Podokręgu Skoczów liczą jednak, że napastnik, który podczas 24 sezonów strzelił 360 goli, potraktuje odznaczenie nie jako trofeum na zwieńczenie kariery, ale jako… motywację do dalszej gry.

– Pochodzę z Bąkowa i tu od dziecka całymi dniami grałem w piłkę – mówi Marek Wacha. – Do klubu oficjalnie wstąpiłem mając 14 czy 15 lat, bo w tamtych czasach nie było drużyn młodzieżowych, więc wchodziło się od razu do zespołu seniorów. Zadebiutowałem gdy miałem 16 lat, a trenerem był Marian Hus. Pamiętam ten pierwszy mecz w Hażlachu, bo strzeliłem gola i wygraliśmy 1:0. To była B klasa, w której graliśmy przez wiele lat nie spadając do klasy C. Dopiero w 2010 roku awansowaliśmy do klasy A. Niemal całe piłkarskie życie grałem w ataku, a najmilej wspominam spotkanie z Wapienicą w B klasie. Mając około 20 lat, czyli będąc jeszcze młodym zawodnikiem, strzeliłem w nim 5 goli i wygraliśmy 5:0.

34 gole w sezonie

– Rok po roku kończyłem sezon jako król strzelców. Mój snajperski rekord to 34 bramki w lidze, nie licząc trafień w Pucharze Polski czy meczach towarzyskich – wylicza snajper z Bąkowa. – Miałem to szczęście, że trenerem drużyny przez wiele lat był mój tata Stanisław Wacha, który dla mnie był szczególnie wymagający. Musiałem podwójnie pracować, żeby zasłużyć na miejsce w jedenastce. Choć na treningach dostawałem cięgi, to na meczach przychodziły efekty, więc teraz miło to wspominam. Bardzo miłe było też to, że kibice żyli naszymi meczami.

– Na trybunach u nas zawsze było pełno ludzi, a na wyjazdy jeździli autobusem. Po meczu, co mi się bardzo podobało, każdy przychodził i poklepał po ramieniu. Nawet gdy coś nie wyszło człowiek czuł, że ci ludzie na niego liczą i wiedział, że jest częścią tej sportowej rodziny. Szczególnie gdy graliśmy z drużynami zza między, czyli z Zabłocia, Strumienia, Drogomyśla czy Pruchnej albo z Cieszyna. Gdy walczyliśmy o awans do klasy A, to wokół boiska były tłumy.

– Dlatego mogę powiedzieć, że Zryw to dla mnie kawał życia i czuję do niego sentyment. Bez względu na to czy są dobre wyniki, czy przychodzą porażki, ciągle jest w sercu. Dlatego ostatnio… przestałem chodzić na mecze jako kibic, bo siedząc i patrząc czułem, że za bardzo mnie to ciągnie. W dodatku ciągle mnie namawiano żebym wrócił do gry. Głupio mi było się wymigiwać, albo odpowiadać, że przyjdę, a później nie przychodzić. Śledziłem jednak w internecie jak drużyna gra i jestem na bieżąco.

Dlaczego nie spróbował?

Słuchając opowieści Marka Wachy nie można nie zadać pytania o to dlaczego nie spróbował swoich sił w innym klubie na wyższym szczeblu rozgrywek.

– Było dużo propozycji, między innymi z Morcinka Kaczyce, który grał w IV lidze, a nawet z Podbeskidzia – wyjaśnia snajper z Bąkowa. – Graliśmy wtedy z rezerwami bielskiego zespołu, a po meczu przyszedł trener pierwszej drużyny, grającej w tamtym czasie na zapleczu ekstraklasy, i pytał czy nie chciałbym przyjść do nich na treningi. Nie zdecydowałem się jednak na przeprowadzkę. W Bąkowie od najmłodszych lat byłem związany z drużyną, z klubem, z rodziną i trudno było powiedzieć, że odchodzę.

– Dopiero dużo później przyszły czasy, w których chłopcy z Bąkowa, od najmłodszych lat wychowywani w szkółkach piłkarskich, myśleli inaczej. Na przykład Daniel Krzempek poszedł do Cracovii gdzie w 2018 roku został wicemistrzem Polski juniorów, a Łukasz Halama w 2007 roku trafił do Górnika Zabrze i dwa lata grał w Młodej Ekstraklasie, a później 6 lat w III-ligowym Pniówku Pawłowice. Ja nie byłem tak „wyprofilowany” na piłkę i na przejście zdecydowałem się dopiero gdy miałem 29 lat.

Z największą przyjemnością

– Wtedy na jeden sezon zameldowałem się w pobliskim Cukrowniku Chybie, grającym w okręgówce. Z ciekawości. Chciałem spróbować i sprawdzić się, ale choć uznawany już byłem za „starego zawodnika” i tak strzeliłem najwięcej goli dla drużyny. Wróciłem jednak do Zrywu, a po trzydziestce – choć strzelałem tu bardzo dużo bramek – propozycji już nie było. Może i dobrze, bo bardzo dobrze się czułem w Bąkowie i w Zrywie grałem z największą przyjemnością. Dopiero jakieś trzy lata temu poczułem, że w klubie chcą stawiać na młodszych i zacząłem się wycofywać, ale teraz okazało się, że jeszcze mnie potrzebują.


Czytaj także w kategorii PIŁKA NOŻNA


– Prezes Mirosław Czwartos ostro mnie namawia, ale ja mam wątpliwości, bo już mam przecież swoje lata i „kości bolą”. W dodatku po pracy w fabryce czekolady w Skoczowie, w której pracuję już 24 lata, mam się czym zajmować. Jeszcze hoduję gołębie sportowe, które startują w zawodach i zdobywają trofea. Mam na przykład nagrodę za lot z Ostendy i dyplom za 30. miejsce w Polsce, więc mam się czy emocjonować.

– Lubię też łowić ryby, chodzić na grzyby i spacerować po górach. Sprawność fizyczna jest więc w dalszym ciągu i dlatego myślę, że… dam się namówić do powrotu do drużyny. Przynajmniej zobaczę na treningach jak wyglądam. Trener niech sam uzna czy się nadaję czy nie, a jeżeli nie, to będę już mógł spokojnie kibicować – kończy Marek Wacha.

(jaD)


Na zdjęciu: Czy Marek Wacha powinien się wahać?

Fot. slzpn


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.