ME w piłce ręcznej. Totalna dominacja

Po okazałym zwycięstwie z Białorusią biało-czerwoni awansowali do fazy zasadniczej słowacko-węgierskich mistrzostw Europy. We wtorek z Niemcami zagrają o 1. miejsce w grupie.


Mimo psychicznego zmęczenia, jakie towarzyszyło naszym reprezentantom od momentu przyjazdu do Bratysławy, zdołali wyjść na parkiet w pełni zmobilizowani i skoncentrowani. W efekcie pokonali pierwszą przeszkodę, a w wielu momentach inauguracyjnego spotkania z Austrią udowodnili, że kłody rzucane pod nogi przez organizatorów nie stanowiły wielkiego problemu.

Testy na parkingu

W regulaminie turnieju jest wyraźnie napisane, że w dniu meczowym testów na obecność koronawirusa się nie przeprowadza, ale wobec biało-czerwonych postanowiono zrobić wyjątek i nakazano im się „wymazać”. Obiecano przy tym, że wyniki będą znane na 5 godzin przed piątkowym meczem, ale nie dotrzymano słowa.

– Do turnieju przygotowywaliśmy się przez miesiąc i bardzo chcieliśmy grać. Nerwy związane z oczekiwaniem na rezultaty badań były ogromne, ale z drugiej strony jeszcze bardziej wzmogły chęć wyjścia na parkiet. Długo nie mieliśmy pewności, czy i w jakim składzie zagramy w piątek, ale gdy ostatecznie dano nam zielone światło, zawodnicy zareagowali bardzo pozytywnie – mówił w rozmowie ze związkową witryną selekcjoner Patryk Rombel.

Owe zielone światło zapalone zostało na 3 godziny przed meczem, lecz na podstawie wymazów pobranych w czwartek, a te pobrane w piątek gdzieś się musiały zawieruszyć, bo… jeszcze wczoraj nie dotarły do naszej ekipy. Sobota była dniem wolnym od walki o punkty, ale nie od kolejnych problemów. Około południa Polaków zaproszono bowiem na kolejne testy, które tym razem przeprowadzono na podziemnym parkingu.

Na 15-sekundowym filmiku widać kilku naszych reprezentantów stojących w kolejce do wymazu, któremu poddaje się dwumetrowy Szymon Sićko, posłusznie otwierający usta przed wspinającą się na palcach funkcjonariuszką medyczną. Jaki był powód kolejnego upokorzenia? Trudno na to pytanie odpowiedzieć, tym bardziej że doszło do niego dzień po meczu z Austrią.

Nie brakowało snujących domysły, że za zamieszaniem i próbą wybicia Polaków z rytmu przed inauguracyjnym spotkaniem stał Michael Wiederer, prezydent europejskiej federacji, obywatel Austrii. W związku z dalszym zamieszaniem, tę teorię spiskową można jednak włożyć między bajki. Zresztą narzekających na organizację jest znacznie więcej. Serbowie, Francuzi czy Czarnogórcy kilka razy protestowali, żaląc się na warunki pobytowe i spożywanie posiłków z postronnymi gośćmi hoteli.

O każdą piłkę

Dzięki wygranej z Austrią nasza drużyna znalazła się w korzystnym położeniu, ale zawodnicy wiedzieli, że do zrealizowania celu numer 1, jakim jest wyjście z grupy, jeszcze trochę brakuje. Mieli świadomość, że na Białorusinów muszą wyjść skoncentrowani.

– Wiemy o nich sporo, w sobotę analizowaliśmy ich mecz z Niemcami – podkreślił trener Rombel, zwracając uwagę, że kluczowa będzie obrona. – Wiele będzie zależało od tego, w jakim stopniu zniwelujemy zagrożenie ze strony Artsioma Karaleka i Władysława Kulesza oraz skrzydłowych, Mikity Waliupowa i Andrieja Jurinoka. Plan na to spotkanie pozostaje nam przełożyć na boisko – dodał selekcjoner.

Z dwójki piłkarzy Łomży Vive Kielce na parkiet wybiegł jednak tylko Karalek, któremu przyszło rywalizować przeciwko klubowym kolegom, Mateuszowi Koreckiemu, Arkadiuszowi Morycie, Michałowi Olejniczakowi i Szymonowi Sićce. Na godzinę relacje te trzeba było jednak odłożyć i wraz z pierwszym gwizdkiem walczyć o każdą piłkę.

Pełna fantazja

Polacy rozkręcali się powoli. Nie przejęli się stratą pierwszego gola, bo byli świadomi swoich umiejętności i wiedzieli, że wkrótce zaczną dyktować warunki. Szybko skorygowali ustawienie w defensywie, gdzie coraz lepiej rozumiał się duet Maciej Gębala-Bartłomiej Bis. To od nich odbijali się rywale, a jeśli już dochodzili do sytuacji strzeleckich, na wysokości zadania stawał Kornecki.

Nasz bramkarz popisywał się świetnymi interwencjami, denerwując Białorusinów. W 7 min po golu Jurinoka było 3:3 i jak się potem okazało był to ostatni remis w premierowej odsłonie. Od tego momentu biało-czerwoni przyspieszyli i większość akcji kończyli trafieniami. Reżyserem poczynań naszego zespołu był Olejniczak, pomysłowo rozdzielający piłki. W 19 min prawym prostym powstrzymał go Michaił Aliochin i zobaczył czerwoną kartkę. Było wtedy 7:11 i wydawało się, że nasi będą powiększać przewagę, a tymczasem w ich grze ofensywnej coś się zacięło. Przez 11 minut zdobyli tylko 3 bramki.

Były to jednak chwilowe problemy, bo po zmianie stron grali z taką fantazją, że rywale nie byli w stanie niczym im zagrozić. To był wręcz koncert naszego zespołu, który na tym turnieju dopiero się rozkręca.


Białoruś – Polska 20:29 (11:14)

BIAŁORUŚ: Sałdacenka, Usyk – Wajłupow 5/1, Astraszapkin 2, Gajduczenko 3, Karalek 3, Jurynok 3, Aliochin (CZK, 19 min – uderzenie rywala), Bochan 2, Samoiła, Krywenka 1, Kułak 1, Nikanowicz, Udavenia, Zajcew, Bialiawski. Kary: 10 min. Trener Jurij SZEWCOW.

POLSKA: Kornecki, Zembrzycki – Moryto 3/1, Daszek 6, Olejniczak 4, M. Gębala, Sićko 4, Krajewski 7/2, Pilitowski, Syprzak 2, Przybylski, Pietrasik 3, Bis, Jędraszczyk, Komarzewski, Beckman. Kary: 4 min. Trener Patryk ROMBEL.

Sędziowały: Charlotte Bonaventura i Julie Bonaventura (Francja).

Przebieg meczu: 5 min – 1:1, 10 min – 3:6, 15 min – 5:9, 20 min – 8:11, 25 min – 9:13, 30 min – 11:14, 35 min – 12:16, 40 min – 15:18, 45 min – 17:20, 50 min – 18:23, 55 min – 18:27, 60 min – 20:29.


Fot. Norbert Barczyk/PressFocus