ME w piłce ręcznej. Zapomnieć jak najszybciej

Mając tak dziurawą defensywę, trudno myśleć o sprawieniu niespodzianki w konfrontacji ze znacznie lepszym rywalem. Tylu bramek na słowacko-węgierskim turnieju nie straciła dotąd żadna drużyna. To była bolesna lekcja.


Po zwycięstwach z Austrią (36:31) i Białorusią (29:20) Polacy byli pewni awansu do rudny zasadniczej. Bardzo chcieli znaleźć się w niej z 2 punktami, ale do tego potrzebne było pokonanie Niemców. Ci jednak – choć mieli znacznie większe niż biało-czerwoni problemy kadrowe – udowodnili, że trzeba się z nimi liczyć, a zawodnicy ściągnięci w trybie awaryjnym w niczym nie odstawali od wykluczonych z powodów wirusowych, wysoko zawieszając poprzeczkę naszej drużynie.

Chłodna analiza

W efekcie musieliśmy przełknąć gorycz porażki (23:30) i ostatniego miejsca w grupie II fazy zasadniczej. – Było ciężko, myślę że jak wszystkim w wirusowej rzeczywistości, choć nam szczególnie, bo straciliśmy wielu graczy ze środka defensywy (Piotr Chrapkowski, Maciej Gębala, Patryk Walczak, Dawid Dawydzik, a w trakcie meczu Bartłomiej Bis – przyp. red.) i wystąpili w nim zawodnicy, którzy grali ze sobą po raz pierwszy (Ariel Pietrasik i Melwin Backman – przyp. red.).

To największa różnica pomiędzy tym spotkaniem, a meczem z Białorusią sprzed dwóch dni. Mimo wszystko jestem bardzo dumny z tego, jak nasz zespół spisywał się w starciu z Niemcami. Do 50 minuty pozostawaliśmy w grze, mając tylko 4 bramki straty.

Nie chcę mówić, że gdybyśmy grali w optymalnym składzie, to byśmy wygrali, bo to byłoby zbyt duże uproszczenie i stwierdzenie krzywdzące Niemców, którzy zagrali doskonale. Na pewno jednak mielibyśmy większe możliwości i bylibyśmy bardziej równorzędnym partnerem w tym spotkaniu – analizował na chłodno Patryk Rombel.

Powrót z izolacji

Selekcjoner miał świadomość, że ta porażka postawiła naszą kadrę w – mówiąc delikatnie – niezbyt korzystnym położeniu, bo aby myśleć o półfinale, trzeba by było coś wygrać, a w naszej grupie znalazły się bardzo solidne zespoły. Na pierwszy ogień poszła Norwegia, brązowy medalista poprzedniego Euro oraz wicemistrz świata z 2017 i 2019 roku.

– Już we wtorek po meczu z Niemcami do drugiej w nocy zaczęliśmy ustalać różne opcje na ten mecz. Odbyliśmy indywidualne rozmowy z zawodnikami i postaramy się te plany zrealizować – zapowiedział trener, ale wypowiadając te słowa, nie wiedział, jakich zawodników będzie miał do dyspozycji, gdyż wyniki wymazów pobranych w środowy wieczór (po proteście złożonym przez federacje organizatorzy turnieju zrezygnowali z testowania zawodników w dniu meczu) długo nie nadchodziły.

Ostatecznie na dwie godziny przed meczem okazało się, że przeciwko Norwegom mogą zagrać nie tylko Dawydzik, przechodzący kwarantannę w kraju, i Jan Czuwara, który dzień wcześniej zakończył izolację, ale także Chrapkowski. Jeden z najbardziej doświadczonych zawodników, brązowy medalista MŚ z 2015 roku i jednocześnie kapitan nie mógł się doczekać debiutu na tym turnieju. Pozostali zresztą również.

W nowym ustawieniu

Trener Rombel chciał zaskoczyć ustawieniem. Michał Daszek wrócił na swe prawe skrzydło, jego miejsce na prawym rozegraniu zajął Rafał Przybylski, środek obrony mieli zabezpieczać Dawydzik i Ariel Pietrasik, a po lewym skrzydle biegał Czuwara. Na Norwegach takie roszady nie zrobiły żadnego wrażenia. Od pierwszego gwizdka dawali do zrozumienia, kto jest lepszy. Rozpoczęli od dwóch szybkich bramek Sandera Sagosena, który był właściwie nie do zatrzymania i tylko w pierwszej połowie trafił aż 8 razy.

Rywale prezentowali się wybornie i biało-czerwoni w żaden sposób nie byli w stanie ich powstrzymać. Norwegowie cieszyli się grą, płynnie i szybko przechodzili z obrony do ataku, zdobywając łatwe bramki. Nasi popełniali proste błędy, często gubili piłkę, co napędzało przeciwników.

Nie najlepiej grą kierował Michał Olejniczak, szybko zmieniony przez Macieja Pilitowskiego, ale na niewiele się to zdawało. Poziom w ofensywie trzymał jedynie Szymon Sićko, rzucający z różnych pozycji, którego wspierał Arkadiusz Moryto, bezbłędny z rzutów karnych. Przeciwnicy zmuszali nas do ataku pozycyjnego, a ten – łagodnie mówiąc – nie wychodził nam najlepiej.

W piątek Szwecja

Wiele elementów trzeba było poprawić, by po zmianie stron nawiązać walkę z rozpędzonym rywalem, ale jeśli w ciągu 10 minut zdobywa się raptem 2 bramki, to jest to niewykonalne. Selekcjoner próbował wszystkiego. Na środku rozegrania ustawił Piotra Jędraszczyka, ale filigranowy 20-latek nie był w stanie przebić się przez norweski mur i dopiero w 50 minucie trafił do siatki.

Rywale natomiast kontynuowali koncert, prezentując szeroki wachlarz rozwiązań w ofensywie wręcz bawili się grą, przekraczając granicę 40 bramek. Wiele z nich było wyjątkowej urody.

Trzeba się pozbierać i to jak najszybciej, bo w piątek o 18.00 kolejna szansa na punkty, choć po tym, co wczoraj pokazali nasi piłkarze, mecz ze Szwecją będzie z pewnością równie trudny.


Polska – Norwegia 31:42 (15:21)

POLSKA: Kornecki 1, Zembrzycki – Daszek 1, Przybylski 1, Olejniczak, Dawydzik 3, Pietrasik, Czuwara 2, Sićko 6, Moryto 10/7, Syprzak 2, Chrapkowski, Krajewski, Pilitowski 1, Jędraszczyk 2, Beckman 1. Kary: 6 min. Trener Patryk ROMBEL.

NORWEGIA: Bergerud, Saeveraas – Bjornsen 8, Tonnesen 5, Sagosen 9, Gullerud 1, Barthold 10/3, O’Sullivan 2, Reinkind 1, Solstad 1, Gulliksen 2, Blonz, Aga, Overjordet, Overby 1, Toft. Kary: 8 min. Trener Christian BERGE.

Przebieg meczu: 5 min – 3:4, 10 min – 6:8, 15 min – 7:10, 20 min – 9:14, 25 min – 11:17, 30 min – 15:21, 35 min – 17:23, 40 min – 17:27, 45 min – 19:33, 50 min – 23:36, 55 min – 26:39, 60 min – 31:42.


13 LAT czekamy na zwycięstwo z Norwegią. Ostatni raz pokonaliśmy ją na chorwackich MŚ w 2009 roku. Po słynnym rzucie Artura Siódmiaka wygraliśmy 31:30, uzyskując awans do półfinału. Ulegliśmy w nim gospodarzom 23:29, ale w meczu o 3. miejsce pokonaliśmy Duńczyków 31:23.


Czy wiesz, że…

Dwie z rzędu interwencje Mateusza Zembrzyckiego z początku mecz z Niemcami znalazły się w piątce najlepszych parad ostatniego dnia fazy grupowej. Bramkarz Azotów Puławy najpierw obronił rzut Rune Dhamke z lewego skrzydła, a następnie dobitkę Lukasa Zerbe ze środka. W polonanym polu zostali: Holender Bart Ravensbergen, Węgier Marton Szekely, Austriak Goloub Doknic i Portugalczyk Gustavo Capdeville.


Fot. Norbert Barczyk/PressFocus