Minimalnie, ale zasłużenie

Mistrz Polski nie olśnił swoją grą, ale i tak prezentował się wyraźnie lepiej od beznadziejnego Radomiaka.


Gol, który rozstrzygnął spotkanie, padł już w 12 minucie. Lech ruszył z kontrą i wykorzystał hektary przestrzeni powstałe na lewej flance Radomiaka. Sędzia nie przerwał akcji, mimo że na boisku leżał Daniel Pik (zszedł z kontuzją), a po dobrym dryblingu do siatki trafił Gio Citaiszwili.

Nie zjedli śniadania

Skupiając się na pozostałych 80 minutach trzeba stwierdzić wprost, że radomianie nie potrafili stworzyć zagrożenia. Poważne niebezpieczeństwo pojawiło się pod bramką Filipa Bednarka tylko raz, kiedy pojedynek sam na sam przegrał z nim Roberto Alves. Trudno stwierdzić, czy to goście byli tak beznadziejni w ataku, czy gospodarze tak kapitalnie bronili – ale zapewne oba te stwierdzenia noszą w sobie wiele prawdy.

Trzeba jednak podkreślić, że choć Lech nie miał wczoraj równorzędnego rywala, na poznańskiej murawie – której stanu nie można było określić mianem perfekcyjnego – również nie prezentował mistrzowskiej formy. Oczywiście przewyższał Radomiaka w niemal każdym calu, ale sytuacje z prawdziwego zdarzenia zaczął stwarzać dopiero po kilku minutach drugiej połowy – chwilę po szansie Alvesa.

Wcześniejsze próby kazały wątpić, czy poznaniacy zjedli niedzielne śniadanie, bo ich uderzeniom ewidentnie brakowało krzepy. Zresztą sam Citaiszwili strzelając gola kopnął piłko nieczysto, tak że ta ledwo przekroczyła linię bramkową.

Dwojaki Sousa

W końcu jednak Lech podkręcił tempo. Dogodne sytuacje mieli Michał Skóraś, Afonso Sousa (dwie najlepsze), Citaiszwili oraz rezerwowi Filip Marchwiński (sam na sam) i Kristoffer Velde. Kuriozalne było to, że gospodarze nie wykorzystali żadnej z nich. Prosili się o kłopoty w końcówce, ale jak już zostało wspomniane – Radomiak był fatalny.

Dwojakie wrażenie zostawił przede wszystkim Sousa. Z jednej strony miał na koncie asystę, był bardzo aktywny, dochodził do sytuacji, ale z drugiej – można było odnieść wrażenie, że Portugalczyk ma zaciągnięty hamulec ręczny i nie pokazuje pełni potencjału. Zresztą tylko sam 22-latek wie, jakim cudem nie zdobył wczoraj swojej trzeciej bramki w ekstraklasie.


Lech Poznań – Radomiak Radom 1:0 (1:0)

1:0 – Citaiszwili, 12 min (asysta Sousa)

LECH: Bednarek – Czerwiński, Satka, Dagerstal, Rebocho – Kvekveskiri, Karlstroem (71. Murawski) – Citaiszwili (90+1. Ba Loua), Sousa (80. Velde), Skóraś (71. Marchwiński) – Szymczak (79. Ishak ). Trener John VAN DEN BROM. Rezerwowi: Rudko, Pereira, Milić, Sobiech.

RADOMIAK: Kobylak – Grzybek, Rossi, Cichocki, Pawłowski – Luizao (87. Łukasik), Cele – Pik (14. Leandro, 87. Sokół), Alves, Machado – Maurides (58. Semedo). Trener Mariusz LEWANDOWSKI. Rezerwowi: Ojrzyński, Gajgier, Matos, Nowakowski, Kolasa.

Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 20 883. Żółte kartki: Karlstroem (25. faul), Sousa (72. faul), Citaiszwili (90+1. faul), Velde (90+3. niesport. zach.), Kwekweskiri (90+4. gra na czas) – Leandro (77. faul), Kobylak (78. dyskusje)
Piłkarz meczu – Filip DAGERSTAL


Fot. twitter.com/LechPoznan