Mistrzostwa Europy. Gospodarza miało nie być – a jest!

Zaproponowana przez Michela Platiniego, a następnie – w 2013 r. – przyjęta przez UEFA idea zorganizowania mistrzostw Europy w 12 krajach, od początku budziła kontrowersje, ale trzeba przyznać, że środowisko na Starym Kontynencie dało się uwieść ładnym opowieściom o tym, że należy w ten sposób uhonorować 60-lecie pierwszej rywalizacji o Puchar Henriego Delanuaya. W miarę upływu czasu, dzięki kolejnym dziwnym pomysłom europejskiej centrali, umiarkowany entuzjazm gasł. Chodzi m.in. o formę eliminacji, rozgrywanych poprzez nowo powstałą Ligę Narodów, która zresztą była zmieniana już w trakcie rywalizacji. Teraz bardzo negatywne emocje wzbudza forma losowania, która w znacznej mierze będzie – po prostu – przyporządkowaniem poszczególnych zespołów do grup. Wreszcie, kiedy wybrano 12 miast-gospodarzy turnieju, jakoś nikt głośno nie mówił o tym, że zespoły z wybranego kraju wszystkie mecze fazy grupowej rozegrają u siebie, a już w najbardziej uprzywilejowanej sytuacji są Anglicy, których można uznać za… gospodarzy finałów Euro 2020.

Otóż wszystkie trzy mecze fazy grupowej „Synowie Albionu” rozegrają na Wembley. Wiadomo że zespół ten jest jedną z najmocniejszych obecnie europejskich reprezentacji i nie ma takiej możliwości, że ekipa Garetha Southgate’a nie wyjdzie z grupy. Mało tego, całkiem prawdopodobne, że z pierwszego miejsca. Wtedy opuści Londyn, ale kibice „Synów Albionu” wcale nie będą rozpaczać, bo w 1/8 finału zagrają w… Dublinie! Wprawdzie Irlandczycy za Anglikami nie przepadają, ale na pewno sympatycy „Trzech lwów” szczelnie wypełnią trybuny Aviva Stadium. No chyba, że Anglikom powinie się noga i zajmą drugie lub trzecie miejsce w grupie. W pierwszym z wymienionych przypadków pojadą do Kopenhagi, a w drugim mogą trafić np. do… Glasgow. Zostańmy jednak przy najbardziej prawdopodobnej opcji. Przecież na Wembley Anglia o punkty praktycznie nie przegrywa. Pierwsze miejsce zatem oznacza najpierw Dublin, a następnie Rzym i będzie to jedyny przypadek, kiedy to zespół opuści Wyspy Brytyjskie. To spotkanie wydaje się kluczowe dla losów całego turnieju w wykonaniu Anglików. Jeżeli poradzą sobie w nim, to wracają na Wembley, gdzie zostanie rozegrana faza finałowa, a więc do domu. W tym miejscu wypada zastanowić się nad jedną rzeczą. Po co komu były takie ceregiele? Wystarczyło z okazji 60. rocznicy pierwszych ME przyznać organizację turnieju Anglikom właśnie! Zwłaszcza po tym, jak z kretesem przegrali walkę o mundial w 2006, a następnie w 2018 roku. Wydaje się, że niewiele jest bardziej właściwych krajów na świecie, w których wielkie piłkarskie imprezy mogłyby się odbywać regularnie. Stadionów, wiekowych, ale zmodernizowanych i pachnących futbolem, jest tam aż nadto.

Infrastruktura? Na najwyższym poziomie. Bliskość poszczególnych miastgospodarzy wręcz wymarzona. Dziś nikt nie zastanawiałby się jak to zrobić, aby przemieścić się na czas z Rzymu do Baku i z powrotem, a przy okazji rozegrać jeszcze trzy mecze w osiem dni. Sam pomysł organizacji Euro 2020 był zaskakujący, ale decyzje, jakie podjęto później jeszcze bardziej niezwykłe…

Na zdjęciu: Harry Kane, kapitan reprezentacji Anglii, pewnie jest zadowolony, że może zostać mistrzem Europy praktycznie nie ruszając się z domu.