Mnóstwo strzałów nic nie dało

Górnik Łęczna wygrał pierwszy wyjazdowy mecz w tym sezonie. Drużyna Marcina Prasoła pokonała Wisłę Kraków, która po wygranym meczem w Sosnowcu zapowiadała przełamanie.


Trener Radosław Sobolewski, w porównaniu z ostatnim spotkaniem, dokonał jednej zmiany. Na środek obrony po kartkowej pauzie wrócił bowiem kapitan Igor Łasicki, zastępując juniora Kacpra Skrobańskiego i… nie zapewnił krakowskiej drużynie szczelnej defensywy. W 16. minucie gry bowiem goście zdobyli bramkę. Damian Zbozień wyrzucił piłkę z autu w środek pola karnego krakowian, gdzie Marcin Biernat wygrał powietrzny pojedynek z Ivanem Jeliciem Baltą i przedłużył lot futbolówki. Wbiegający w pole bramkowe Łukasz Grzeszczyk uprzedził Dawida Szota i główkując z 3. metra zapewnił Górnikowi prowadzenie.

Zespół z Łęcznej cieszył się nim do 44. minuty. Wprawdzie napędzana przez Luisa Fernandeza Wisła atakowała z wielkim rozmachem i momentami zamykała rywali w ich polu karnym jak w hokejowym zamku, ale brakowało skuteczności. Najlepszym tego dowodem były niewykorzystane sytuacje z 43. minuty, bo po rzucie rożnym wykonanym przez Fernadeza Angel Rodado główkując ostemplował poprzeczkę, tak samo jak wykonujący dobitkę Dor Hugi. Po następnym kornerze Łasicki przestrzelił z 5. metra, aż wreszcie kolejne dośrodkowanie Hiszpana zostało wykorzystane przez Szota. 21-letni obrońca główkując z linii bocznej pola bramkowego zdołał ulokować piłkę w krótkim rogu.

Maciej Gostomski dał się zaskoczyć, ale szybko zrehabilitował się, bo w 45. minucie Rodado przymierzył z 15. metra i trzeba było parady wysokiej klasy, żeby przyjezdni mogli zejść do szatni w sumie zadowoleni z rezultatu. Wystarczy bowiem spojrzeć na statystyki z pierwszej połowy: 16-2 w strzałach i 9-1 w rzutach rożnych dla Wisły, żeby mieć obraz gry przed przerwą.

Po zmianie stron krakowianie dalej atakowali, ale nadal grzeszyli nieskutecznością. W 54. minucie z dystansu huknął Jelić Balta i Gostomski z trudem przerzucił piłkę na rzut rożny. W 56. minucie znowu mieliśmy kanonadę krakowian, bo Hugi strzelał z 8. metra, a bramkarz Górnika szczęśliwie odbił futbolówkę, do której doskoczył jeszcze Fernandez i wykonał dobitkę, ale Daniel Dziwniel stał na linii bramkowej i nie dopuścił do straty gola.

Te niewykorzystane okazje zemściły się w 60. minucie, bo wystarczyła chwila zawahania defensywy Wisły z Josephem Colleyem na czele, żeby po zagraniu ledwo co wprowadzonego Karola Podlińskiego uderzeniem z 4. metra do pustej bramki akcję sfinalizował Serhij Krykun i zapewnił Górnikowi radosny powrót na Lubelszczyznę. Trafiona Wisła straciła bowiem impet. Wprawdzie atakowała do końca, ale nie potrafiła wyrównać i po meczu, w którym jego drużyna oddała 25 strzałów i wykonała 14 rzutów rożnych Radosław Sobolewski, prowadzący Wisłę od 3 października, zapisał na swoje trenerskie konto pierwszą porażkę.


Wisła Kraków – Górnik Łęczna 1:2 (1:1)

0:1 – Grzeszczyk, 16 min (głową), 1:1 – Szot, 44 min (głową), 1:2 – Krykun, 61 min.

WISŁA: Broda – Szot (82. Wachowiak), Łasicki, Colley, Jaroch – Talar (66. Młyński), Basha (66. Duda), Jelić Balta (82. Plewka), Hugi (82. Pereira) – Fernandez, Rodado. Trener Radosław SOBOLEWSKI.

GÓRNIK: Gostomski – Zbozień, Biernat, Cisse, Dziwniel (86. Lewkot) – Tkacz (46. Pierzak), Łychowydko, Kryeziu, Krykun (90+4. Turek) – Grzeszczyk (57. Podliński), Gąska (87. Szramowski). Trener Marcin PRASOŁ.

Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów 14111. Żółte kartki: Łasicki, Szot, Basha, Duda – Grzeszczyk, Gąska, Zbozień.

Piłkarz meczu – Serhij KRYKUN.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus