Mundialowy alfabet osobisty

15 dni w Katarze, 24 mecze na żywo – drugich takich mistrzostw świata nie będzie!


Kończący się turniej w Katarze zaoferował kibicom i dziennikarzom coś, czego nie było na wcześniejszych mistrzostwach świata. Mówił o tym choćby były świetny reprezentant Szwecji w latach 80., a obecnie komentator i ekspert telewizji SVT Glenn Stromberg. – Ze strony organizacyjnej nie mam żadnych zastrzeżeń, bo wszystko przebiega sprawnie, nie ma jakichś kolejek, zamieszania z wejściem na stadiony.

Plusem jest też to, że wszystko odbywa się tutaj w jednym miejscu, praktycznie w jednym mieście, Doha, że nie trzeba się przemieszczać tysiące kilometrów, jak było to na trzech ostatnich mundialach w Rosji, Brazylii i RPA, gdzie po jednym meczu od razu trzeba było lecieć do innego miasta – mówił „Sportowi” 52-krotny reprezentant Szwecji, który sam grał w mundialu w 1990 roku na włoskich boiskach.

Jak to wszystko wyglądało na miejscu? Oto mój alfabet XXII MŚ.

A – jak Al-Thumama Stadium

Pierwszy, a później ostatni mecz zobaczyłem właśnie na tym pięknym obiekcie. W poniedziałek, 21 listopada, byłem tam na meczu Senegal – Holandia. Świetna była oprawa spotkań. Potężny… dmuchany Puchar Świata na środku boiska (8 osób niosło wąż, przez który pompowano powietrze), do tego dwie potężne flagi z jednej i drugiej strony – trzymane przez 31 osób, na koniec sztuczne ognie. Robiło to wrażenie, ale nie dla fajerwerków się tam jechało, a do pracy. No właśnie…

Przyjeżdżam po meczu do domu, jest noc, a może poranek, bo 2.00 czy 3.00, a tutaj nie ma ładowarki do laptopa. Została na stadionie. Na drugi dzień rano wyjazd na zamknięty na cztery spusty obiekt, pilnowany przez policję. Tłumaczenie, proszenie, nerwy i stres. W końcu mnie wpuszczają w asyście policjanta. Idziemy na górę, gdzie są miejsca prasowe. Wiem gdzie siedziałem. Block 307, desk 211, seat B. Ładowarka spokojnie leży na biurku.

Ulga na sercu i podziękowanie dla św. Antoniego. Przy okazji widzę, jak dzień po meczu murawa stadionu jest naświetlana lampami. Co jak co, ale słońca – nawet o tej porze roku w Katarze nie brakuje – tymczasem trawa jest dodatkowo naświetlana. Potężne dachy nad 8 arenami mistrzostw zabierają światło. To dlatego taki dodatkowy zabieg, tym bardziej że na Stadionie Al-Thumama rozegrano podczas mundialu aż 8 meczów, w tym starcie biało-czerwonych z Francją w 1/8 finału. To był dla mnie mecz numer 24 mundialu. Po nim, jak nasi reprezentanci, wracałem do domu.

B – jaka Barawa Barahat

Potężne osiedle w miejscowości Al-Wakra, oddalone o kilkadziesiąt kilometrów od centrum Dohy. Jeszcze pachnie nowością. Kurtka, kiedy wieszam ją w metalowej szafce, jest cała od cementu. Nie wszystko jeszcze skończone, ale mieszkają tu tysiące fanów z całego świata, a przede wszystkim z Ameryki Południowej i z czasem coraz więcej Marokańczyków. Na jednym z dużych zdjęć gospodarze chwalą się, że przepracowanych zostało tutaj w bezpieczeństwie 10 milionów godzin. Nikomu nic się nie stało. To nawiązanie do krytyki Kataru za niewolniczą pracę i śmierć setek, jeżeli nie tysięcy biednych migrantów głównie z krajów azjatyckich, przy budowie stadionów i innych miejsc związanych z infrastrukturą.

Z Barawa Barahat Al-Janoub kawałek drogi do Dohy, ale to miejsce, gdzie jak nigdzie indziej czuć atmosferę mistrzostw! Kibice wszystkich nacji, spotkałem też Polaków, mała strefa kibica, boiska do grania, supermarkety, dwa meczety, a wszystko otoczone kilkumetrowym murem. To było dobre lokum, dobre miejsce do zakwaterowania podczas mistrzostw świata. No i miało jeszcze jeden wielki plus, ledwie 30 dolarów za łóżko w dwuosobowym pokoju. Taniej się nie dało.

E – jak eksperci

Na czas trwania mistrzostw FIFA powołała tzw. Technical Study Group. Co to jest za twór? To grupa byłych świetnych trenerów i wybitnych piłkarzy. Dało ich się zauważyć na mundialowych meczach. Ubrani w garnitury z naszywkami FIFA, w eskorcie kilku towarzyszących im osób ze światowej federacji. Na czele TSG stoi sam Arsene Wenger, a w jej skład wchodzą: niemiecki mistrz świata z 1990 roku Juergen Klinsmann, znany włoski trener Alberto Zaccheroni, były świetny bramkarz reprezentacji Szwajcarii Pascal Zuberbuhler, Kolumbijczyk Faryd Mondragon, który w MŚ zagrał w wieku 43 lat, były reprezentant Korei Południowej Cha Du-Ri oraz Nigeryjczyk Sunday Oliseh.

Mają przygotować pomundialowy raport, ale pierwsze informacje były dostępne już wcześniej, choćby po seriach grupowych gier. I tak przykładowo okazuje się, że rośnie w zespole pozycja bramkarza. Może nawet nie bramkarza, ale golkipera-zawodnika. W Rosji cztery lata temu mieli on piłkę przy nodze 443 razy, teraz już 726. Okazuje się też, że przestrzenie między obrońcami są o metr mniejsze niż było to na poprzednim mundialu. Stąd mała skuteczność ataków środkiem, a duża efektywność na skrzydłach. Na pewno ciekawie będzie zapoznać się z końcowym materiałem. Dodajmy, że i Pascal Zuberbuhler, i Sunday Oliseh udzielili wywiadów „Sportowi”.

G – jak gwiazdy

Znanych piłkarskich twarzy na takiej imprezie jak mundial nie brakuje. Przykładowo, przed meczem Szwajcaria – Kamerun w grupie G na Al-Janoub Stadium władze FIFA wyróżniły jednego z największych piłkarzy w historii afrykańskiego futbolu, Rogera Millę. Otrzymał nagrodę „Classic Player FIFA”. Milla, 77-krotny reprezentant Kamerunu i strzelec 43 goli w narodowych barwach, jest najstarszym zawodnikiem w historii finałów MŚ, który trafił do bramki. Gola na mundialu w Stanach Zjednoczonych w 1994 w starciu z Rosją strzelił, kiedy miał 42 lat!

Wspólna fotka z mistrzem świata z 1990 roku, Juergenem Klinsmannem. Fot. Michał Zichlarz

Na telebimie przypomniano jego wspaniałe bramki i tańce radości z MŚ 1990, które dały Kamerunowi sensacyjny wtedy ćwierćfinał. – Milla! Milla – skandowali kibice na Al Janoub Stadium, oddając hołd wielkiemu zawodnikowi. Wiele z tych sław z przeszłości komentowało spotkania, jak słynny chilijski napastnik Ivan Zamorano czy król strzelców południowoafrykańskiego mundialu z 2010 roku, Diego Forlan.

I – jak Infantino

Prezydent FIFA, Gianni Infantino, wzbudza kontrowersje. O jego pomyśle organizowania mistrzostw świata co dwa lata zmilczę, bo mam nadzieję, że nigdy się nie ziści. Widziałem, choćby na Al-Janoub Stadium w Al-Wakra, jak podjeżdża limuzyną sponsora turnieju KIA na obiekt. Zdjęta marynarka, biała koszula. Jego sylwetka pojawiała się na stadionowym telebimie. Było też tak podczas grupowego starcia Walia – Anglia na Ahmad bin Ali Stadium. Został niemiłosiernie wygwizdany przez dziesiątki tysięcy fanów z Wysp Brytyjskich. Potem na kolejnym meczu sytuacja się powtórzyła. W końcu zaprzestano wyświetlania sylwetki szefa FIFA. Pokazywany było tylko na monitorach, które stały na miejscach prasowych.

J – jak jedzenie

Ceny. To coś, co odstręczało od wyjazdu do Kataru. Z Europy fanów w Katarze było niewielu. Swoją reprezentację w jako takiej dobrej liczbie wspierali tak naprawdę tylko kibice z Wysp, czyli Anglicy, choć Walijczyków też było całkiem sporo. Pobyt wiąże się oczywiście z jedzeniem, jakoś trzeba przecież przeżyć. O ile jeszcze na mieście da się zjeść w przyzwoitej cenie, to już w stołówce w głównym centrum prasowym czy w prowizorycznych biurach dla żurnalistów usytuowanych na stadionach, trzeba sporo płacić. Ceny wahają się od 50 do 70 katarskich riali, czyli od 60 do 85 złotych. Sporo. Ja najczęściej wybieram klasyczne danie kuchni indyjskiej „chicken biryani”. To ryż z kurczakiem, którym można się najeść. U siebie, czyli w Barawa Barachat, człowiek polegał na przygotowanych w markecie sandwiczach. Na początku kosztowały po 6-7 riali. Potem dwa razy tyle, no ale jakość trzeba było sobie radzić.

K – jak kontenerowy Stadion 974

Jedną z tych rzeczy, która na przybyszach zrobiła największe wrażenie, były areny w ośmiu miejscach. Od majestatycznego i wspaniałego Lusail Iconic Stadium, gdzie w niedzielę odbędzie się wielki finał, po inne obiekty. Na mnie największe wrażenie wywarł Stadion 974. Ten zbudowany z kontenerów obiekt wewnątrz niczym nie różni się od wielkich piłkarskich aren. Ale na zewnątrz, kiedy widzi się te wszystkie poukładane kontenery, pomiędzy którymi śmigają windy dowożące kibiców, dziennikarzy czy oficjeli na miejsca w wyższych partiach obiektu, to coś niesamowitego!

Świetna konstrukcja, świetny pomysł, a dodatkowym atutem jest położenie stadionu, tuż nad wodą, tuż nad Zatoką Perską czy tutaj nazywaną Arabską. To dlatego jako jedyny nie miał klimatyzacji i szczerze powiedziawszy nie była potrzebna, bo podczas meczu dało się czuć morską bryzę. To obiekt, na którym nasza reprezentacja grała akurat najczęściej, bo mierzyliśmy się tam w inauguracyjnym spotkaniu z Meksykiem i potem w ostatnim spotkaniu grupy C z Argentyną. Szkoda, ze będzie rozebrany. Dobrze że stanie w innym miejscu na świecie. Gdzie? Być może w Urugwaju, gdzie miałyby na nim być rozgrywane mecze MŚ w 2030 roku. Trzymam kciuki za ten fenomenalny obiekt!

L – jak „Lwy Atlasu”

Historia tworzyła się podczas tego mundialu na naszych oczach. Po raz pierwszy w 1/8 finału znalazły się reprezentacje ze wszystkich kontynentów, bo była przecież – po raz drugi w swojej historii – Australia. Były zespoły z Azji czy z Afryki. Właśnie, jeżeli chodzi o ten ostatni kontynent, to Maroko stało się pierwszym przedstawicielem w czołowej czwórce. Mało kto się tego spodziewał, choć piłkarskiej jakości w tym futbolowym kraju nigdy nie brakowało.

Najpierw wygrali grupę przed m.in. Chorwacją i Belgią, a potem eliminowali faworyzowane jedenastki Hiszpanii i Portugalii. Swoją grą, a także niesamowitym poświęceniem, sercem i ambicją zyskali sobie poklask fanów w całym futbolowym świecie! Wszystko, jeszcze przed mistrzostwami, wytypował Samuel Eto’o. Była gwiazda afrykańskiej piłki obstawiała finał… Kamerun – Maroko.

M – jak mix zona

Mix zona, święte miejsce dla dziennikarzy. To tam po meczach można porozmawiać z zawodnikami. Najczęściej ta „rozmowa” odbywa się tak, że wokół stoi 20 albo i więcej żurnalistów i każdy chce zadać pytanie. Czasami padają z kilku stron, zdezorientowany zawodnik nie wie, na które odpowiedzieć. Czasami zaś mało kto interesuje się tym czy innym zawodnikiem. Wiadomo, największe zainteresowanie wzbudzają ci najwięksi, Messi, Neymar, Lewandowski, Mbappe. Ale inni też mają coś ciekawego do powiedzenia. Weźmy kapitana reprezentacji Kanady Atibę Hutchinsona. Niesamowita historia tego przesympatycznego 39-letniego już zawodnika.

Fot. PressFocus

– Cztery lata temu myślałem, że moja kariera jest już skończona. A dzisiaj? Gram na mistrzostwach świata – mówił dziennikarzom ten doświadczony gracz. Także z takich historii można wiele wyciągnąć. Co jeszcze zapamiętam z mix zony? Po meczu Kanady z Chorwacją czekałem z kolegą, Jaromirem Krukiem z „Piłki Nożnej” na Josipa Juranovicia. Były gracz Legii okazał się jednym z odkryć mundialu i jednym z najlepszych prawych obrońców na XXII MŚ. Już ma oferty z największych klubów, w tym z Chelsea. Czekamy godzinę, czekamy dwie, a jego nie ma. Zostaliśmy sami w mix zonie. Z nami tylko wolontariuszka z Meksyku, Nadia Sanchez, i pani z FIFA, która informuje, że Juranović jest na kontroli antydopingowej. Około 23.00 i my odpuściliśmy…

S – jak Souq

Nie ma zaliczonej wizyty w arabskich kraju ten, kto nie był na miejscowych suku, czyli targowiskach. Souq Waqif z Doha znałem z przeszłości. W 2011 roku odwiedzałem to miejsce z lekarzem siatkarzy Jastrzębskiego Węgla, Jerzym Wiewiórą, podczas klubowych mistrzostw świata. Teraz podczas mundialu to miejsce pełne życia i przede wszystkim kibiców. Spotkałem tam też naszych fanów w… tradycyjnych arabskich galabijach.

Tętniący życiem i kibicami Souq Waqif. Fot. Andrew Surma

Można tu kupić wszystko, od perfum, jedzenia, pamiątek po gadżety związane z toczącym się mundialem. Przykładowo, koszulka reprezentacji Argentyny, oczywiście obowiązkowo z numerem 10 i nazwiskiem Maradony z tyłu? 50 riali, czyli około 60 zł, a gdzie indziej nawet trzy razy drożej. Schodzą też perfumy. Sklepiki powadzą głównie Hindusi i Pakistańczycy.

Dla mnie najlepszym miejscem było inne suku, a mianowicie Old Souq Al-Wakra. Spokojny, cichy, z piękną plażą, gdzie bez problemów można było wejść do wody i pokąpać się, a potem napić wspaniałej kawy w „South Pearl Restaurant” za 10 riali, choć po mundialu, jak poinformował mnie sprzedawca, znowu będzie kosztowała trzy riale. Czyli wszystko wróci do normy.

T – transport

Szacuje się, że do liczącego niespełna 3 milionów ludzi Kataru, przyleciało prawie milion kibiców z całego świata. Mecze rozgrywano praktycznie w jednym mieście. Jasne, Al-Wakra, w której sam przez dwa tygodnie mieszkałem, Al-Rayyan, gdzie usytuowane są dwa stadiony, Education City i Ahmed bin Ali, to osobne miasta, jak Al-Khor, ale to na przysłowiowy rzut kamieniem od Dohy. Praktycznie na każdy obiekt można dojechać zbudowanym specjalnie z myślą o mistrzostwach nowoczesnym i czyściutkim metrem. Żeby w ogóle wjechać do Kataru na czas MŚ, to każda osoba – kibic czy dziennikarz – musiała wcześniej wyrobić sobie „Hayya Card”. To rodzaj wizy, przepustki i… darmowego biletu.

Transport dla wszystkich był za darmo. Trzeba było okazać „Hayya Card”, ale tylko na początku prowizorycznie ktoś tam coś sprawdził, a potem wsiadało się do metra, przykładowo czerwonej linii w Al-Wakra, i jechało do końca, do stacji QNB Lusial, gdzie usytuowana jest główna arena mundialu. Autobusy to samo. Z osiedla Barawa Barachat Al-Janoub były podstawianie na każdy mecz dla kibiców.

To samo było z przyjazdem na miejsce po spotkaniach. Jasne, parkingi były usytuowane 2-3 km od obiektu, trzeba było więc czasami sporo przejść, także w prażącym w południe słońcu, ale nie była to jakaś wielka niedogodność. Ktoś kto chciał dojechać na miejsce szybko, to mógł sobie wynająć Ubera czy Careema. To ta sama usługa tylko w krajach Bliskiego Wschodu trochę tańsza. Ja musiałem z niej skorzystać, kiedy walczyłem o odzyskanie ładowarki do laptopa…

Ż – jak życie w Katarze

Miejscowi są w swoim państwie… mniejszością. Duża rzesza mieszkańców kraju, którego powierzchnia to ponad 11 tys. km. kw., jak nasze województwo świętokrzyskie, to przybysze z innych państw, głównie Hindusi i Pakistańczycy, ale nie brakuje też innych nacji z biedniejszych krajów z Azji czy z Afryki. Katarczycy są oczywiście w swoim kraju panami, to oni rządzą i decydują o wszystkim. Nie płacą za wodę, która tu jest cenniejsza niż benzyna, nie płacą za energię elektryczną. Litr benzyny kosztuje 2 riale, czyli w przeliczeniu na nasze 2,45 zł. Stać ich na zorganizowanie takiej imprezy, jak piłkarskie mistrzostwa świata. Wcześniej zresztą organizowali mistrzostwa globu w piłce ręcznej oraz lekkiej atletyce. Agenda Katar 2030, dla której MŚ były jednym z kroków, ma podnieść ten mały, ale niesamowicie zamożny kraj na wyżyny światowej elity, pod każdym względem, politycznym, społecznym czy gospodarczym.


Na zdjęciu: W ponad dwumilionowej stolicy Doha tradycja miesza się z nowoczesnością.

Fot. Andrew Surma