Na rozmowy jeszcze przyjdzie czas

– Fajnie będzie przyjechać, aczkolwiek często bywam w Krakowie. Odległości nie mam przecież do pokonania tak dużej jak wtedy, gdy grałem w Chojniczance – przyznaje Marcin Biernat, który jako junior spędził wiele sezonów w Cracovii. Nie będzie jednak to jego debiut na stadionie Wisły, gdzie honory gospodarza pełnią „Brązowi”. – Grałem tam z Wisłą w Młodej Ekstraklasie. Chyba padł remis – przypomina sobie 26-latek.

Śledzi niższe ligi

Siłą rzeczy, występując w „Pasach”, to Wisła – a nie Garbarnia – była dla niego największym rywalem. – Ale nigdy nie zagłębiałem się w kibicowskie kwestie, nie wzbudzałem w sobie dodatkowej „napinki” na derby. Było odwrotnie: to raczej każdy w rozgrywkach wojewódzkich mobilizował się na Wisłę i Cracovię. Liga toczyła się między nami, może czasem włączał się też Hutnik. Nie mam szczególnych wspomnień związanych z meczami z Garbarnią, bo… większość się po prostu wygrywało. Oby tak samo było w sobotę – przyznaje stoper drużyny z Tychów.

Znajomych w kadrze „Brązowych” oczywiście nie brakuje. – W czasach juniorskich graliśmy wspólnie z Norbertem Piszczkiem, jest też sporo innych chłopaków, których kojarzę. Kilka znajomości będzie okazja odświeżyć. Fajnie będzie się spotkać, porozmawiać. Nie będę ukrywał, że jakiś sentyment musi być. Garbarnia wywalczyła w ciągu dwóch lat dwa zasłużone awanse, a teraz stara się z całych sił utrzymać, choć nie będzie to łatwe. Ja zawsze cieszę się, gdy jak najwięcej klubów z Małopolski idzie w górę. Śledzę mocno czwartą grupę trzeciej ligi i trzymam kciuki za Hutnika, jako beniaminek ma duże szanse awansować do drugiej ligi. Jestem takim trochę maniakiem, interesuje mnie też czwarta i piąta liga – uśmiecha się Biernat.

Czas działa na korzyść

W sierpniu przy Edukacji górą był GKS. Wygrał aż 5:0. – Patrząc na sam wynik, można było mówić o pogromie, ale Garbarnia grała wtedy nieźle. To poukładany zespół, stara się grać krakowską, przyjemną dla oka piłkę. Spodziewamy się ciężkiego meczu, bo w tej lidze łatwych nie ma, ale znamy swoją wartość. Porażka w Olsztynie siedzi nam w głowach, nie tak wyobrażaliśmy sobie inaugurację, ale nie ma co patrzeć w dół tabeli. W Krakowie celem mogą być tylko trzy punkty – zapowiada nasz rozmówca.

Przez półtora roku – odkąd trafił do GKS-u – Biernat tworzył w Tychach parę stoperów z Danielem Tanżyną, który w styczniu odszedł do łódzkiego Widzewa. – Ta współpraca wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Każdy z nas znał ruch partnera; wiedział, kiedy i jak się przesunie. Do tego to bardzo ambitny, waleczny, nigdy nie odstawiający nogi zawodnik, a takich chce się mieć w zespole jak najwięcej. Daniel zmienił jednak klub i trzeba się do tej sytuacji zaadoptować. Jest Marcin Kowalczyk, dołączył do nas Łukasz Sołowiej (to on zagrał wraz z Biernatem w Olsztynie – dop. red.). Mamy rywalizację wśród stoperów. Szkoda już energii, by rozważać, jak by to wyglądało, gdyby „Dixon” z nami został. Czas będzie działał na naszą korzyść, bo im dłużej się ze sobą gra, tym lepiej zaczynają funkcjonować pewne mechanizmy. Zostało jeszcze 12 kolejek, musimy naprawdę dobrze się rozumieć, by zdobywać punkty, bo wiosna jest krótka i nie ma miejsca na pomyłki – zaznacza 26-latek.

Decyzji nie podejmie

Tanżyna odszedł m.in. wskutek faktu, że już 30 czerwca wygasał jego kontrakt z tyskim klubem. Biernat jest w podobnej sytuacji. Działacze zaproponowali mu nową umowę, ale ani jej nie podpisał, ani też nie związał się od lipca z żadnym nowym pracodawcą. – Nie skupiam się na kontrakcie, a na tym, by w każdym kolejnym meczu prezentować równą i wysoką formę. Teraz decyzji nie podejmę. Chcę zająć z GKS-em jak najlepsze miejsce mieć jak najlepszą rundę. W czerwcu przyjdzie czas na rozmowy o kontrakcie. Otrzymuję też sygnały z innych klubów, one powoli zaczynają się do mnie odzywać, ale podchodzę do tego na spokojnie. Nie zamykam sobie żadnej drogi. Wiem, że zawsze w takich sytuacjach jest ryzyko odniesienia kontuzji, ale one dotąd – odpukać – w miarę mnie omijały. Jestem doprze przygotowany do rundy, dlatego wierzę, że wszystko będzie w porządku. Cel to prezentowanie odpowiedniej dyspozycji i popełnianie jak najmniejszej liczby błędów – podkreśla Marcin Biernat.