Na Ruch zawsze będę patrzył ciepło

Maciej GRYGIERCZYK: Jak to się stało, że jako junior grał pan w trzech chorzowskich klubach, ale nie Ruchu?

Robert CHWASTEK: – Pochodzę z Chorzowa Starego, z ulicy Kościuszki. Nie znam stąd nikogo, kto nawet w najmniejszym stopniu nie sympatyzowałby z Ruchem. Pierwszy raz na mecz mama i tata zabrali mnie, gdy miałem 5 lat. Chodziłem na Cichą, ale nie jakoś regularnie. Najczęściej – na sektor nr 1, z panem Witkiem Wieczorkiem, kierownikiem Zantki Chorzów i chłopakami z zespołu. Mama chciała zapisać mnie do Ruchu, ale większość kolegów pierwsze kroki kierowała do Zantki lub na Stadion Śląski. Bo blisko; wystarczyło przejść przez park. Zaczynałem na Stadionie, finalnie – po przygodzie z Józefką – trafiłem do Zantki, gdzie mieliśmy najmocniejszy rocznik na Śląsku. W juniorach starszych graliśmy z rok starszymi rywalami, z rocznika 1987, a nawiązywaliśmy równorzędną walkę z Gwarkiem Zabrze, ciągniętym przez Przemka Trytkę czy Dawida Jarkę.

Jak wyglądała rywalizacja chorzowsko-chorzowska?

Robert CHWASTEK: – Dla Stadionu, Zantki i Józefki mecze z Ruchem były ważniejsze niż te z GKS-em czy Górnikiem! Bywało ostro, te spotkania na „własnym podwórku” były bardzo zacięte. Wyniki decydowały, kto kogo po przeciwnych stronach ulicy wytykał palcami… Z Zantki, w której grałem m.in. z Tomkiem Cywką, trafiłem do SMS-u Łódź. Chodziłem do klasy z Mateuszem Cetnarskim czy Błażejem Augustynem. Zdobywaliśmy medale mistrzostw Polski, a potem trafiłem do Bełchatowa, który był wtedy jednym z najlepiej zorganizowanych klubów w kraju. Ściągnięto mnie do zespołu Młodej Ekstraklasy. Moim trenerem był m.in. Waldemar Fornalik.

Bardzo okrężną drogą – przez Łódź, Bełchatów, Płock i Ząbki – ale do Ruchu w końcu pan trafił…

Robert CHWASTEK: – Podejścia miałem dwa. Próbowałem z Płocka, ale na Cichej była wtedy bardzo mocna drużyna, tuż po zdobytym wicemistrzostwie Polski. Ostateczne wylądowałem w Dolcanie, a w Ruchu znalazłem się w przerwie zimowej sezonu 2012/13. Długo przygotowywałem się z trenerem Leszkiem Dyją, testy trwały chyba z miesiąc. To były dla mnie duże emocje. Klub z ekstraklasy, z rodzinnego miasta… Bardzo chciałem zagrać w Ruchu. Udało się. I… poza tym, to już nic się nie udało. To nie był dobry okres. Zagrałem w dwóch przegranych domowych meczach, które dla drużyny były najgorsze w całej rundzie. Z Lechem wypadłem przeciętnie, z Podbeskidziem bardzo słabo.

Można powiedzieć, że to był punkt zwrotny na pana piłkarskiej drodze. Potem nie grał pan już wyżej niż w II lidze.

Robert CHWASTEK: – Cały sezon – 2013/14 – spędziłem w III-ligowych rezerwach, bo były zawirowania związane z moim odejściem. Ludziom wydaje się, że mogłem rozwiązać kontrakt i odejść, ale to nie takie proste. Nie jest tak, że zamierzałem tylko siedzieć i pobierać pensję. Decyzję o tym, że trener Jacek Zieliński nie widzi dla mnie miejsca w pierwszym zespole, usłyszałem bardzo późno. Do jakiegokolwiek klubu się zwróciłem – tam kadra była już zamknięta. Byłem po półroczu w ekstraklasie, wcześniej przez lata grałem na zapleczu, dlatego na propozycje z II ligi nawet się nie oglądałem. Przez dwa dni byłem w… „Klubie Kokosa”, razem z Marcinem Kikutem. Prezes Smagorowicz stwierdził jednak, że tak nie powinno być i powiedział, że mam trenować w rezerwach. Prowadził je wtedy Karol Michalski i zachował się bardzo w porządku. Wiedział, że to dla mnie nieprzyjemna sprawa, a od razu dał mi opaskę kapitana. Mogę mu za to raz jeszcze podziękować. Na treningach było nas 7-8, czasem schodził Patryk Lipski, będący już blisko pierwszego zespołu. Mimo że było nas tak niewielu, trener Michalski organizował profesjonalne zajęcia, wymagał zaangażowania. Potem pracował już tylko z pierwszą drużyną. Zimą mówiło się, że rezerw może już nie być. Dyrektor Mosór wskazał, że mam trenować z juniorami, ale zablokował to trener Pietrzak. I znów wylądowałem w „Klubie Kokosa”. Był w nim Andrzej Niedzielan i pracował z trenerem Gawendą. Zapytałem, czy też mogę, bo po prostu nie miałem co robić. Ćwiczyliśmy pod wiatą, w siłowni, dwa razy dziennie. Andrzej rozwiązał potem kontrakt z winy klubu, a ja ostatecznie dograłem sezon w rezerwach, u trenera Tomasza Fornalika. Dodam, że w sprawach finansowych jestem z Ruchem na czysto.

Potem grał pan w II lidze. Siarka, Gryf, Bełchatów… Latem po cichu liczył pan na zapytanie z Cichej?

Robert CHWASTEK: – Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdybym odebrał taki telefon. Nie mam jednak żalu, że tak się nie stało. Zdaję sobie sprawę, że w klubie jest teraz sporo młodzieży i trzeba do niej dobierać doświadczonych zawodników; może z lepszą marką niż moja.

Chciałby pan kiedyś wrócić?

Robert CHWASTEK: – Trudno powiedzieć. Jestem coraz starszy i nie wiem, jak długo będę jeszcze grał w piłkę. Nie ma w Polsce klubu, dla którego bym nie zagrał. Nie mam żadnych uprzedzeń. Wiadomo, że na Ruch zawsze będę patrzeć cieplej, ale przyznam też, że układam sobie życie na Pomorzu. Razem z dziewczyną, która ma tu pracę, kupiliśmy mieszkanie w Wejherowie, bo bardzo nam się ten region podoba. To Kaszuby, ładne, zielone tereny. W klubie czuję się pozytywnie, niebawem planuję rozpoczęcie kursu trenerskiego i może w tym kierunku pójdę.

Jako rodowity chorzowianin, martwi się pan, co z tym Ruchem?

Robert CHWASTEK: – Umówmy się – cały czas żyjemy w Chorzowie tym, że jesteśmy legendą bez końca, 14-krotnym mistrzem Polski. Gdyby jednak spojrzeć na to, co obecnie jest, to widzi się… duży problem. Są kibice, ale pytanie, jak długo Ruch będzie przyciągał do siebie nowe pokolenia. Bo czym? Infrastrukturą? Zdarza się, że na jednym boisku trenują cztery roczniki. Jeśli ma to pójść w dobrym kierunku, to tak dalej być nie może. W Łodzi powstały dwie kapitalne bazy, Legia buduje się pod Warszawą, wiemy, jakie warunki ma Zagłębie Lubin, na akademię postawił też Raków Częstochowa, zatrudniając trenera Śledzia, który wykonał wcześniej kapitalną robotę w Lechu Poznań. Ruch porównuje się do najlepszych, ale ci najlepsi zaczynają odjeżdżać. I to nie powoli, bo w niektórych aspektach bardzo szybko. W Chorzowie jest problem, by powstał stadion na 12 tysięcy miejsc z możliwością rozbudowy o 4 tysiące. A jeśli stanie, to najwcześniej w 2023 roku! Gdyby został zbudowany cztery lata temu, może Ruch nie grałby dziś w II lidze, a wciąż w ekstraklasie…

Czego spodziewa się pan po piątkowym meczu?

Robert CHWASTEK: – Przed sezonem widziałem dyskusję kibiców o tym, że z tym składem Ruch nie ma szans na utrzymanie. Powtarzam jednak zawsze, że aby wyrokować cokolwiek w tej lidze, naprawdę trzeba być odważnym. Startem Ruchu nie jestem zaskoczony ani pozytywnie, ani negatywnie. Pojedziemy do Chorzowa po 3 punkty, ale ze świadomością, że Ruch gra fajnie piłką, ma kilku dobrze wyszkolonych zawodników. Żałuję tylko, że nie zobaczę na żywo Mateusza Bogusza, o którym słyszałem wiele pozytywnego. Wcale się nie cieszę, że pauzuje za kartki. Wolałbym, żeby zagrał.

 

 

Robert CHWASTEK

urodzony: 11.09.1988

pozycja: pomocnik

kluby: Stadion Śląski Chorzów, Józefka Chorzów, Zantka Chorzów, UKS SMS Łódź (2005-07), GKS Bełchatów (2008), Wisła Płock (2008-11), Dolcan Ząbki (2012), Ruch Chorzów (2013), Ruch II Chorzów (2013-14), Siarka Tarnobrzeg (2014-15), Grunwald Ruda Śląska (2015-16), Gryf Wejherowo (2016-17), Bełchatów (2017-18), Gryf (2018 – ?)

w ekstraklasie: 2 mecze

 

Na zdjęciu: Robert Chwastek przemierzy z drużyną Gryfa niemal całą Polskę, by zagrać na stadionie położonym niecałe 3 kilometry od ulicy, przy której się wychował…