Na właściwych torach

Raków meczem z Jagiellonią potwierdził, że wraca do optymalnej formy po problemach na początku rundy.


Te są rzeczą normalną przy drużynach prowadzonych przez Marka Papszuna. Sam zresztą potwierdził to na przedmeczowej konferencji. Zazwyczaj w pierwszych trzech kolejkach Raków ma problemy, aby wejść na swój optymalny poziom i grać w sposób, do jakiego przyzwyczaił w poprzedniej rundzie. Podobnie było w tym roku. Kibice częstochowian w pierwszych meczach w 2023 roku mogli momentami łapać się za głowę, ponieważ ich ulubieńcy prezentowali się słabo. Mimo to nie przegrali ani razu.

Od spotkania z Górnikiem forma Rakowa systematycznie rośnie. Już we wspomnianej rywalizacji przy Limanowskiego lider ekstraklasy pokazał, że dyspozycja jest na odpowiednim poziomie. Oczywiście można mieć do częstochowian zastrzeżenia, choćby o skuteczność w ataku, ale umówmy się – od dawna jest to temat omawiany, „wałkowany” i rozkładany na czynniki pierwsze i zapewne nic w tej gestii w najbliższych miesiącach się nie zmieni, szczególnie przez kontuzję Fabiana Piaseckiego. Podopiecznym trenera Papszuna oddać jednak trzeba, że potrafią wychodzić z opresji. Tak było w starciu z Górnikiem, gdzie nie dość, że utrzymali prowadzenie mimo naporu zabrzan, to na dodatek wyprowadzili skuteczną „kontrę” zakończoną bramką Jeana Carlosa Silvy.

Jeszcze gorszy scenariusz dla Rakowa pisał się w Białymstoku. Częstochowianie w końcu przegrywali od początku spotkania. Wicemistrz Polski stracił dość przypadkową bramkę. Dość długo dochodził po niej do siebie, jednak był w stanie odwrócić losy spotkania. Najpierw na listę strzelców wpisał się Carlos, a w końcówce Tomasz Petraszek. Pomijając aspekty urody pierwszego trafienia i „powtórkę z historii” drugiego, trzeba przyznać, że Raków znów stanął na wysokości zadania i losy meczu odwrócił. Pokazuje to siłę mentalną częstochowian, oczywiście na ten moment. Nie można przecież wykluczyć, że im bliżej końca rozgrywek tym presja związana z wynikiem i szansą na mistrzostwo będzie miała na nich wpływ. Doskonałym przykładem jest przecież poprzedni sezon, a także rywalizacja z obecnych rozgrywek w Pradze.

Być może częstochowianie uporali się z tymi problemami. Jak na ten moment pokazują, że mentalnie dają radę. W końcu w tym sezonie już wielokrotnie wygrywali jedną bramką, często skutecznie się broniąc. Takich sytuacji w lidze, w obecnych rozgrywkach, było 10. Jak na 22 rozegrane kolejki to całkiem sporo. Pokazuje to przede wszystkim pragmatyzm częstochowian. Potrafią przepychać mecze „kolanem”, nawet gdy nie wszystko układa się po ich myśli. Stąd też można być spokojnym o najbliższe spotkania, choć trzeba przyznać, że kalendarz nie jest sprzymierzeńcem wicemistrza Polski.

Raków jutro zmierzy się w Lublinie z Motorem. W teorii zadanie powinno być proste, jednak na pewno takie nie będzie. Zespół z Lublina prowadzony jest przecież przez Goncalo Feio, byłego asystenta trenera Papszuna. Portugalczyk zna więc rywala od podszewki, stąd Raków może mieć z nim problemy. W kolejnej kolejce ligowej częstochowian czeka wyjazd do Szczecina. Dodatkowe kilometry na pewno nie pomagają. Patrząc z drugiej strony – pragmatyzm zespołu z Częstochowy może ułatwić im zadanie.


Na zdjęciu: Wicemistrzowie Polski w końcu zaczęli grać w sposób, do jakiego przyzwyczaili kibiców.

Fot. Michał Kość/PressFocus