Nauczony na błędach braci

Czerwiec 2016. 18-letni Szymon Żurkowski gra ostatni mecz w Gwarku Zabrze. Po meczu w klubowym korytarzu wpadają na siebie wysłannicy Cracovii (Władysław Łach) i Górnika Zabrze (Jan Żurek) i zaczynają się przekomarzać, kto ściągnie piłkarza Gwarka do swojego klubu. Górą był Żurek, a w Krakowie i w Piaście Gliwice musieli obejść się smakiem. – Tam były przymiarki do drugiej drużyny raczej. Powiem szczerze, że lepiej od razu mierzyć wysoko, ale w razie „W” mieć gotowe rozwiązania awaryjne. Na szczęście trener Marcin Brosz do końca czekał na mnie. Szkolił mnie, aż postanowił dać mi szansę. A gdy już na mnie postawił, po prostu wiedział, że jestem gotowy – mówi Żurkowski.

Maj 2018. Spotykamy się na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Żurkowski wygląda na wyluzowanego, ale momentami w jego oczach widać zaskoczenie, jakby sam siebie pytał „Jezu, co się wokół mnie dzieje”. A dzieje się wiele. Po transferze do Górnika – początkowo grał głównie w trzecioligowych rezerwach (a jednak), aż w końcu w maju Brosz uznał, że jest gotowy. Na sześć kolejek przed końcem wstawił go do składu – zabrzanie wygrali wszystkie sześć spotkań (bilans bramkowy 18:4) i w sensacyjnym stylu wkroczyli do ekstraklasy. A on wziął ją z marszu.
– Zawsze się mówi, że najtrudniejszym momentem dla piłkarza jest przejście z juniorów do seniorów. A jak patrzę dziś na Szymona w ekstraklasie to wygląda jakby ciągle grał w najstarszej grupie juniorów. Luz, chłodna głowa, on to nadal ma – mówi trener Żurkowskiego z Gwarka Zabrze, Janusz Kowalski.

Doświadczeni ligowcy musieli uciekać się do brutalnych metod, by zatrzymać młodego piłkarza drużyny Marcina Brosza. – Nie mam do nich pretensji, ale cieszyłem się, że nie zatrzymali mnie w taki sposób, który oznaczałby dłuższą przerwę. Piłka to nie są szachy, po to są ochraniacze i po to także się trenuje, by przed takimi atakami uciekać – wzrusza ramionami.

Troskliwi bracia

Na początkowym etapie najbardziej wartościowymi nauczycielami byli dla Szymona bracia, wszyscy sporo starsi. Wojtek w tym roku kończy 42 lata, Arek to rocznik 1977, a Tomek – 1980. Od niego Szymon jest młodszy o 17 lat. – Czasem słyszę, że w domu dużo się działo, gdy bracia byli młodsi, ale ja byłem wtedy takim bajtlem, że nie miałem szans tego zapamiętać – mówi.

Żaden z nich nie był w stanie zbyt długo usiedzieć w domu, naturalnym środowiskiem było boisko. – Sport mamy w genach. Najstarszy brat Wojtek w przeszłości miał do czynienia z siatkówką. Wiem, że dobrze mu szło, ale nigdy nie dopytywałem, co poszło nie tak, że nie został profesjonalnym zawodnikiem. Arek to zawsze piłka nożna, grał z Michałem Chałbińskim. Niezły był, ale nikt go nie wypatrzył, nie miał tyle szczęścia. Postawił na baseball i teraz znacznie więcej czasu poświęca tej dyscyplinie – gra w niższych ligach i zajmuje się też trenerką. Bardzo mi pomagał, to on zaprowadził mnie na trening Gwarka – mówi najmłodszy z Żurkowskich.

– Bardzo mu za to dziękuję, zresztą jak wszystkim trzem braciom. Są o wiele starsi, mogli uznać, że młody powinien sam sobie radzić, a postanowili mi pomóc i uczą mnie na swoich błędach. Najmłodszy brat Tomek uprawia najróżniejsze sztuki walki, skończył na ringu. Już zapowiedział, że w razie sodówki, użyje siły, by sprowadzić mnie na ziemię – dodaje.

Arek miłością do baseballa zaraził młodszych braci, a Szymon zaliczył nawet kilka występów w juniorskich reprezentacjach Polski. – Gra jest bardzo ciekawa. Jeśli nieco głębiej pozna się zasady, zagra się kilka meczów, to można naprawdę poczuć, że nie chodzi tylko o wybicie piłki, a liczy się pomysł na mecz, taktyka. Bardzo podobnie jak w piłce nożnej – zaznacza Szymon.

Bracia udzielają lekcji i pilnują, by junior nie odleciał i już teraz, mimo młodego wieku, sprawia wrażenie rozsądnego człowieka. – Myślę, że to efekt błędów braci. Bardzo im dziękuję, że potrafili wyciągnąć wnioski ze swoich błędów, a potem przekazać mi tę lekcję. Nie chodzi tu tylko o sportowe, ale też o prywatne sprawy. Rodzice też zawsze stawiali najpierw na naukę. Kazali mi być rozsądnym w życiu. Wszyscy w domu, gdy tylko coś mi się udało i byłem z siebie zadowolony, od razu mnie tonowali. „Spokojnie, jeszcze dużo przed tobą” – przypominali. Nawet teraz, po powołaniu brat oczywiście pogratulował i życzył powodzenia, ale potem dodał, abym nie unosił głowy zbyt wysoko, bo przede mną jeszcze ostatni mecz w sezonie – mówi piłkarz Górnika.

Ostatni mecz też był udany, bo Górnik nie dał odebrać sobie miejsca w kwalifikacjach do Ligi Europy, które chciała odebrać mu Wisła Kraków.

Szkoła życia w bursie

Żurkowski twierdzi, że ukształtowało go też mieszkanie w bursie w Zabrzu. Gwarek to świetna szkółka, ale wiele młodych ludzi nie zdało testu na samodzielność. Jakub Błaszczykowski wolał uciec z internatu i wrócił do Częstochowy. Wyglądało to na krok w tył, bo zamienił Górnika na KS Częstochowa, ale dość miał atmosfery panującej w zabrzańskiej bursie. – Były pokusy. Daleko od rodziców, za to Katowice blisko, wsiadasz w pociąg 15 minut i jesteś. Wciąż mam kontakt z kolegami, którzy teraz mówią: „Brawo, że to przetrwałeś”. Teraz czują, że mogli zrobić coś więcej. Przecież praktycznie wszyscy w Gwarku zaczynaliśmy z tego samego pułapu, trzeba było tylko przetrwać ten trudny okres – wspomina Żurkowski.

Kowalski prosi, by nie dramatyzować. – Przecież w bursie jest całodobowa opieka pedagogiczna. O 7 rano jest pierwszy trening, więc trudno ukryć nocne eskapady. Jak tylko coś się dzieje, od razu interweniujemy – mówi. Żurkowski już trafił do galerii sław zabrzańskiej szkółki. – Jego koszulka wisi na ścianie, a w kolejce są kolejni – Adrian Gryszkiewicz, Wojciech Hajda, Dominik Lasik czy Darek Kamiński – wylicza. A w Żurkowskim już widzi piłkarza. – Mam w tej pracy ponad 20-letnie doświadczenie i wiem, jakimi cechami charakteryzują się zawodnicy, którzy robią potem kariery. Szymon to ma i przypomina mi naszego innego wychowanka, Łukasza Piszczka – zapewnia.

Kowalski twierdzi, że ani przez moment nie wątpił, że Żurkowski będzie kolejnym piłkarzem, którym wkrótce Gwarek będzie się chwalił. – Dzisiejsza młodzież charakteryzuje się tym, że jak coś wyjdzie, kopną piłkę dwa razy, to już są mistrzami świata. I dla odmiany, gdy coś zawalą, to najczęściej mówią, że rezygnują ze sportu. U Szymona nigdy czegoś takiego nie było. Są chłopcy, którzy chcą grać w piłkę, ale traktują to jako dodatek. A on nie. Od początku był bardzo ambitny, zacięty, wyróżniał się cechami wolicjonalnymi – opisuje doświadczony trener.

Biega jak Boniek

Liczba komplementów, jakie spadły na niego w ostatnim czasie, mogła przygnieść. Czesław Michniewicz, na łamach Super Expressu, porównał go do Zbigniewa Bońka. – Sylwetka, sposób poruszania, determinacja, walka i taki zadziorny jest na boisku. Jak dla mnie to mały „Zibi” – powiedział trener reprezentacji U-21. Gdy młody Żurkowski usłyszał te słowa, siadł na kanapie, obejrzał kilka meczów Zbigniewa Bońka i przyznał, że… coś w tym jest. – Widzę podobieństwo, szczególnie wtedy, gdy pan Boniek biegł do kontry z piłką. Ten długi krok to coś, co nas łączy. Ale on takie akcje kończył bramkami, a ja jeszcze na to muszę poczekać – zaznacza.

Powołanie do kadry było szokiem, a wyjazd na mistrzostwa świata byłby już czymś naprawdę wyjątkowym. Rzadko zdarza się, by na mundial pojechał piłkarz bez choćby jednego występu w pierwszej reprezentacji. W 1978 podczas turnieju finałowego mistrzostw świata w kadrze debiutował Andrzej Iwan, ale to wyjątek potwierdzający regułę. Gdy Adam Nawałka dzwonił do Żurkowskiego z informacją o powołaniu, połączenie nie zostało zrealizowane. – Miałem akurat drzemkę – uśmiecha się piłkarz. – Odebrałem dopiero drugi telefon, od trenera Bogdana Zająca – dodaje. To było święto dla całej rodziny. – Wszyscy to przeżywali, babcia, rodzice, bracia, znajomi. Rodzina najbardziej, to oni kibicują mi najmocniej, jeśli tylko mogą, są na każdym meczu. Brat nawet zaczął chrząkać, popłakiwać. Poleciała mu łezka ze szczęścia – opisuje.

Szokiem były również pierwsze dni na zgrupowaniu w Juracie. – Byłem nastawiony na wiele stresu, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony panującą na kadrze atmosferą. Każdy jest przyjacielsko nastawiony. Kuba Błaszczykowski sam podszedł przed pierwszym treningiem i powiedział, żebym śmiało walił do niego z każdym problemem. Ja ze 40 meczów na nieco wyższym poziomie, a on całe mnóstwo. I nagle podchodzi do mnie i padają takie słowa. Naprawdę można się super poczuć. Przed grą kontrolną Arek Milik czy Kuba też dawali mi wskazówki. Niesamowita sprawa – mówi.

Żurek albo zupka

Na kadrę przyjechał z ksywą „zupa” autorstwa Aleksandra Kwieka. – To od nazwiska, ale też od trenera Jana Żurka, który był wtedy w Górniku. Rzuciłem kiedyś podczas treningu i się przyjęło – mówi piłkarz Widzewa. „Zupa”, „Zupka”, „Żuri” – Szymon reaguje na wszystkie te hasła. Nie reaguje za to, przynajmniej na razie, na spekulacje transferowe, a tych z każdym dniem będzie coraz więcej, jego nazwisko jest już w notesach dziesiątek skautów pracujących dla europejskich klubów. – Teraz jestem tutaj, a o transferze jeszcze nie myślałem. W Górniku jestem dopiero dwa lata i nie ma co palić mostów, zresztą mam jeszcze dwuletni kontrakt. Osoby decyzyjne będą wiedzieć, co będzie dobre dla mnie i dla klubu – mówi.

Fot. Piotr Kucza/400mm

Z Górnikiem chętnie spróbowałby sił w europejskich pucharach. – Jak to kibice nasi śpiewali, to nie są czary, Górnik ma puchary. Są zadowoleni, bo po tylu latach znów możemy pokazać się w Europie. W tym sezonie Górnikowi udało się wszystko. Wygraliśmy też Pro Junior System, choć nie było to proste, bo punktowali zawodnicy, którzy nie są wychowankami. W Lechu mieli Roberta Gumnego, Kamila Jóźwiaka, Tymoteusza Klupsia – to wszystko ich wychowankowie, a więc ich punkty liczyły się podwójnie. Na ich trójkę musieliśmy odpowiedzieć szóstką zawodników. Nie było to proste, więc tym większe gratulacje należą się trenerowi Broszowi – podkreśla.

Ale teraz mundial. Debiut w Rosji? – Byłoby mega – rozmarza się Żurkowski. Ale dobrze zna swoje miejsce w szeregu i z ufnością przyjmie każdą decyzję selekcjonera.