Nie do wiary, a jednak przegrali!

Górale”, mimo tego że przez ponad pół godziny grali z przewagą jednego zawodnika, przegrali z zespołem znajdującym się w strefie spadkowej.


Uczciwie i jasno trzeba wskazać, że nie ma w tym sezonie bardziej pechowej drużyny od Podbeskidzia Bielsko-Biała. Po 10 meczach bez zwycięstwa ekipa spod Klimczoka mierzyła się przed własną publicznością ze Stomilem Olsztyn, który miał przed starciem na Stadionie Miejskim przy ul. Rychlińskiego niewielkie szanse na utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. I nikt nie wyobrażał sobie tego, że nadzieje wśród kibiców ze stolicy Warmii po meczu w Bielsku-Białej wzrosną. Stało się jednak inaczej, a odpowiedzialni za to są wyłącznie gracze Podbeskidzia.

Karny w osłabieniu

Od początku meczu „górale” dominowali. Zdecydowanie częściej znajdowali się w posiadaniu piłki, co przekładało się na sytuacje strzeleckie. W 12 minucie meczu kapitalną interwencją popisał się Kacper Tobiasz, golkiper Stomilu, który zatrzymał próbę Marcela Misztala. Jak się później okazało, nie była to jedyna znakomita parada olsztyńskiego bramkarza w tym spotkaniu.

Licząc jedynie bardzo klarowne sytuacje, to bielszczanie powinni do przerwy prowadzić przynajmniej 3:0. Kolejnych okazji nie wykorzystali bowiem Kamil Biliński i Maciej Kowalski-Haberek.

Wydawało się, że na początku drugiej połowy uśmiechnęło się do Podbeskidzia szczęście. Rafał Remisz zatrzymał bowiem faulem Bilińskiego i po analizie VAR-u został odesłany do szatni. W tej sytuacji nie pozostało bielszczanom nic innego, tylko zaatakować jeszcze wyraźniej.

Tobiasz między słupkami bramki Stomilu wyczyniał jednak cuda. Nie tylko znakomicie bronił kolejne strzały Podbeskidzia, ale kapitalnie zachowywał się na przedpolu. Olsztynianie, na nieco ponad kwadrans przed zakończeniem podstawowego czasu gry, wykonali wypad do przodu i wywalczyli rzut karny. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Łukasz Moneta i dał prowadzenie swojej drużynie. Nikt nie mógł do końca uwierzyć w to, co się stało.

Gest Kozakiewicza

Ostatnie nieco ponad 15 minut to ciągłe ataki Podbeskidzia. Gola próbowali strzelić Goku Roman, Emre Celtik i Mateusz Wypych, ale nadal znakomicie w bramce Stomilu spisywał się Tobiasz, który bezapelacyjnie zasłużył na miano bohatera spotkania. Gdy po siedmiu doliczonych minutach wybrzmiał końcowy gwizdek, Tobiasz nie utrzymał nerwów na wodzy. W kierunku kibiców bielskiego zespołu pokazał popularnego „wała” – czy jak kto woli: „gest Kozakiewicza”. Za ten występek został ukarany przez sędziego czerwoną kartką, co jednak nie zmienia faktu, że był absolutnie pierwszoplanową postacią tego spotkania. I bohaterem sensacyjnego zwycięstwa Stomilu pod Klimczokiem.

A „górale”? No cóż, nie wygrali jedenastego spotkania z rzędu w I lidze i perspektywa gry w barażach o ekstraklasę oddala się od nich jeszcze bardziej.


Podbeskidzie Bielsko-Biała – Stomil Olsztyn 0:1 (0:0)

0:1 – Moneta, 75 min (karny).

PODBESKIDZIE: Igonen – Bonifacio, Kowalski-Haberek (83. Janota), Wypych, Simonsen, Celtik – Roman, Misztal (76. J. Bieroński), Frelek (67. Polkowski), Merebaszwili (77. Wełniak) – Biliński. Trenerzy Piotr JAWNY i Marcin DYMKOWSKI.

STOMIL: Tobiasz – Dampc, Remisz, Tecław, Lafrance, Straus – Shibata, Spychała (76. Reiman), Żwir, Wójcik (64. Moneta) – Sobol (89. Czajka). Trener Piotr JACEK.

Sędziował Wojciech Myć (Lublin). Widzów 2187. Żółta kartka: Kowalski-Haberek. Czerwone kartki: Remisz (56. faul), Tobiasz (po meczu).

Piłkarz meczu – Kacper TOBIASZ



Na zdjęciu: Kacper Tobiasz rozegrał kapitalny mecz pod Klimczokiem, choć tuż po jego zakończeniu nie utrzymał nerwów na wodzy.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus