Nie jestem żadnym talizmanem

Maciej GRYGIERCZYK: Miedziowo zrobiło się w szatni GKS-u. Adrian Błąd, Konrad Andrzejczak, teraz pan…
Arkadiusz WOŹNIAK: – Nie, nie. Jesteśmy w GKS-ie Katowice i to jest najważniejsze. Co było – to już przeszłość. Wiadomo, że w Zagłębiu Lubin spędziłem prawie całe swoje życie – Adrian zresztą też – ale teraz będę bronił tych barw i dam 150 procent serca dla GKS-u. Trzeba oddawać serducho dla klubu, kibiców, otoczenia. Dlatego nie mówmy, że jesteśmy miedziowi, bo teraz gramy w Katowicach.

Ale trochę zakuło, gdy rozstawał się pan z Lubinem, gdzie – poza półrocznym wypożyczeniem do Łęcznej – grał pan od małego?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Coś po prostu się skończyło. Takie jest życie piłkarza. Podobne myśli towarzyszyły mi już w styczniu. Widziałem, jaka jest sytuacja. Do trenera Mariusza Lewandowskiego nie mam żadnego żalu, bo ma swoją wizję i sentymentów być nie może. Chciałem być ważnym ogniwem drużyny i zresztą takim się czułem, ale brakowało mi minut. Jestem bardzo ambitnym piłkarzem. GKS Katowice zadzwonił do mnie i bardzo szybko podjąłem decyzję. Naprawdę cieszę się, że tu jestem.

Nie było szans na pozostanie w ekstraklasie?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Gdy wyraziłem chęć odejścia z Zagłębia, GKS zadzwonił jako pierwszy. Nie myślałem już wtedy o niczym innym. Nawet nie chciałem słyszeć o kolejnych ofertach, bo po prostu nie chciałem kogoś oszukiwać i zbywać. Gdy piłkarz czuje, że klub chce go pozyskać, to… Jest to najlepsze uczucie, jakie może być. Trener Paszulewicz przedstawił mi filozofię klubu, która bardzo mi się podoba i odpowiada. Zadecydowałem się na ten transfer od razu. Adi Błąd też mnie namawiał, ale… Nawet nie musiał. To był szybki deal.

Gdzie trener Paszulewicz widzi pana na boisku?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Docelowo – w roli „dziewiątki”.

Na największym polskim portalu piłkarskim, 90minut.pl, figuruje pan jako obrońca.
Arkadiusz WOŹNIAK: – Bo przed sezonem w Lubinie trener Lewandowski powiedział, że widzi we mnie drugiego Alana Czerwińskiego; że mamy podobną wydolność. Jestem jednak ofensywnym zawodnikiem, chcę cały czas być pod bramką przeciwnika, bo zawsze tam się dobrze czułem. Gry defensywnej też się nie boję. Ona przecież zaczyna się od napastników, musimy być agresywni. Docelowo będę napastnikiem i z tego się cieszę, a zawsze mogę też zagrać na skrzydle. Gdy robiliśmy z Zagłębiem awans do ekstraklasy, to na skrzydle grałem cały sezon.

Kilka tych awansów już było.
Arkadiusz WOŹNIAK: – Dwa, z Zagłębiem i Łęczną, ale nie ma co mówić. To dopiero piąta kolejka… W pierwszym wywiadzie dla oficjalnej telewizji klubowej usłyszałem, że jestem talizmanem. Nie, nie. To drużyna zawsze jest talizmanem, bo drużyna robi awans, a nie jeden zawodnik.

Jak na pierwszy rzut oka pod pana nieobecność zmieniła się pierwsza liga?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Oglądałem często jej mecze. Wiadomo, jak kiedyś była kojarzona stara druga liga. Siermiężna, toporna… A teraz – zobaczmy. W sobotę przyjechały do nas Wigry Suwałki, młody zespół, który chciał grać w piłkę. Nie bał się ryzyka. To drużyna może nie tyle skazywana na porażkę, ale też żaden przedstawiciel topu. Nie była w Katowicach faworytem, a mimo to próbowali się otwierać. Dla bardziej doświadczonego przeciwnika – super, bo można wtedy taki zespół złapać, ale tym chłopakom w przyszłości się to przyda. Będą odważniejsi. Niech się rozwijają, niech polska piłka idzie do przodu. Brakuje nam zawodników, którzy potrafią wygrać 1 na 1 i są na boisku pozytywnie bezczelni.

W meczu z Wigrami zanotował pan wejście z ławki. Jest już pan gotowy na 90 minut?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Żadnego problemu by nie było. Trenuję nieprzerwanie od… Nie pamiętam, kiedy! Przez kilka lat byłem na każdym treningu, nie odpuściłem niczego.

W najlepszym dla piłkarza wieku, 28 lat, znalazł się pan w niższej lidze. Duży niedosyt, że tak się ta piłkarska droga poukładała?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Nie, bo wybrałem tak, jak chciałem. W piątek rozmawiałem z naszym kierownikiem drużyny. Mówiliśmy, że czasem jest tak, że jeśli ktoś przez lata grał w ekstraklasie, to schodząc do pierwszej ligi odgraża się, że ją wciągnie nosem. A to nie tak. Najważniejsza w życiu jest pokora. Gdy będziesz pokorny, gdy będziesz ciężko pracował, to przyniesie to efekty. Czy jesteś w ekstraklasie, czy pierwszej lidze – nie zmieniaj się. Czy wygrasz, czy przegrasz – nie zmieniaj się. Bądź cały czas taki sam.

Czyli niedosytu nie ma?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Jestem tu, gdzie chciałem być. Ze mnie to pozytywny, zawsze uśmiechnięty człowiek. W Katowicach zaaklimatyzowałem się już podczas… pierwszego treningu. Wielu chłopaków kojarzyłem z ekstraklasy czy pierwszej ligi. Tych młodszych – może trochę mniej, ale z wszystkimi imionami i ksywami szybko się zapoznałem. Sądzę, że drużyna też dobrze mnie przyjęła. Nie jestem konfliktowy, a nastawiony optymistycznie. Tak trzeba podchodzić do życia. Nie ma co narzekać. Mamy przecież najlepszą pracę, jaka tylko może być!

Stawia pan sobie jakiś konkretny cel bramkowy?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Nie. Super będzie, jeśli gole będą wpadać. Jeśli jednak drużyna osiągnie dobry wynik, to nikt po sezonie nie zarzuci komuś, że nie zdobył 10 czy 15 bramek. I odwrotnie – co z tego, że ktoś strzeli 20 goli, skoro drużyna skończy sezon na 9. miejscu? Gdy z Zagłębiem robiliśmy trzecie miejsce w ekstraklasie, to naszym najlepszym strzelcem był Łukasz Janoszka. 8 bramek! Nic specjalnego, a wynik zespołu był ponad stan. Myślę, że każdy z nas zamieniłby gole na wynik. Jeśli tak będziemy do tego podchodzić, to życie nam odda.

Tak jak w sobotę oddało Adrianowi Błądowi, który zdobył fantastyczną bramkę?
Arkadiusz WOŹNIAK: – Pamiętam, jak graliśmy finał mistrzostw Polski juniorów z Lechem Poznań. Adrian strzelił bardzo podobnego gola z rzutu wolnego na 1:1, ja poprawiłem na 2:1 – i zdobyliśmy pierwsze w historii mistrzostwo juniorów dla Lubina. Adi jest znany z tego, że ma młotek w obu nogach.