Niebieskie wspomnienia Dariusza Mrózka

Szkoleniowiec Rekordu Bielsko-Biała karierę zawodniczą zakończył w Ruchu Chorzów, którego w sobotę podejmie w spotkaniu o III-ligowe punkty.


Dla mierzącego ponad 2 metry Dariusza Mrózka jutrzejszy mecz z Ruchem ma szczególny wymiar. 45-latek w swym piłkarskim życiorysie ma bowiem chorzowski epizod na II-ligowych boiskach i okres ten wspomina z sentymentem.

Telefon od Wyrobka

– To było 16 lat temu – mówi trener Rekordu. – Po 7 latach gry w Ceramice, z którą awansowałem na zaplecze ekstraklasy, klub nie tylko zmienił nazwę na Stasiak Opoczno, ale również siedzibę. Po jego przenosinach do Ostrowca Świętokrzyskiego, rozstałem się z prezesem Mirosławem Stasiakiem i wróciłem do Bielska-Białej.

Trener Petr Nemec nie widział dla mnie miejsca w KSZO, ale mimo to zostałem na drugim szczeblu rozgrywek, bo skontaktował się ze mną trener Ruchu Jerzy Wyrobek, zapraszając na mecz kontrolny. Pojechałem, zagrałem, wróciłem do domu i czekałem. Sezon 2004/05 już się zaczął, a ja nie miałem klubu. Po 2. kolejce chorzowianie znaleźli się w trudnej sytuacji kadrowej, bo w meczu ze Szczakowianką Piotrek Mosór doznał poważnej kontuzji, która wyłączyła go z gry na pół roku i mój transfer został błyskawicznie sfinalizowany.

Zadebiutowałem w 3. kolejce podczas wyjazdowego spotkania z Radomiakiem. Wygraliśmy 1:0 po golu Piotrka Ćwielonga, obok którego w ataku występowali Mariusz Śrutwa i Krzysztof Bizacki. W takim towarzystwie grałem przez pół roku, a w defensywie partnerował mi Tomek Foszmańczyk, wtedy boczny obrońca, a dziś środkowy pomocnik i kapitan „Niebieskich”. Zaliczyłem tylko 14 występów, bo na treningu zerwałem więzadła, a na leczenie musiałem poświęcić rok.

Zaproszenie dla prezesa

Na początku 2006 roku Dariusz Mrózek podjął decyzję o rozwiązaniu kontraktu za porozumieniem stron. „Rozstaliśmy się na moją prośbę – argumentował 31-letni wówczas zawodnik. – Nie wiem, jak długo jeszcze potrwa leczenie, a nie chcę być ciężarem dla klubu. Zrobię sobie pół roku przerwy, a potem okaże się, czy będę jeszcze w stanie grać”. Do „wyczynu” jednak nie wrócił, stawiając na trenerkę. – Z czasów gry w Ruchu najmilej wspominam spotkanie z Koroną – dodaje Mrózek.

– To był mój ostatni mecz, choć wtedy tego jeszcze nie wiedziałem. Co prawda w ostatniej kolejce rundy jesiennej szybko straciliśmy gola, ale straty odrobiliśmy z nawiązką. Wygraliśmy 4:1, a kielczanie maszerowali wtedy do ekstraklasy. Miłe wspomnienia dotyczą także ludzi związanych z Ruchem, a pierwszych chorzowian spotkałem, gdy jako 19-latek przyszedłem do BKS-u Stali Bielsko-Biała.

Jego barw bronili świętej pamięci Mariusz Jendryczko, wychowanek „Niebieskich”, a jesienią 2004 roku mój kolega z boiska oraz obecny prezes Ruchu Seweryn Siemianowski, który jesienią 1996 roku grał w BKS-ie, a na wiosnę wrócił do ekstraklasowego Ruchu. Jeżeli znajdzie czas, to przed meczem zaproszę go na kawę.

Czynnik motywacyjny

Te sentymenty na pewno jednak nie będą miały znaczenia w samym podejściu do sobotniej konfrontacji. Trener Rekordu przede wszystkim spogląda na dorobek swojej drużyny i w każdym meczu stara się go poprawić. – Mogę mówić o małym niedosycie – nie ukrywa Dariusz Mrózek.

Dariusz Mrózek. Fot. bts.rekord.com.pl/Dominika Babiarczyk

– Kilka punktów straciliśmy we frajerski sposób, ale taka jest cena budowania zespołu i zmiany modelu gry. Było też jednak kilka bardzo dobrych momentów, bo pierwsza połowa wygranego 2:1 meczu ze Stalą Brzeg oraz gra w środowym spotkaniu z Gwarkiem Tarnowskie Góry, zremisowanym 1:1, mogły się podobać.

Do pełni szczęścia zabrakło nam skuteczności, z której byłem zadowolony po meczu w Świdnicy, gdzie zwyciężyliśmy 3:0. Mam świadomość, że chcąc stawić czoło Ruchowi, którego uważam za jednego z najlepszych zespołów naszej ligi oraz faworyta do awansu, dobrą grę musimy połączyć ze skutecznością i uważam, że jesteśmy w stanie to zrobić.

Tym bardziej, że dojdzie jeszcze jeden czynnik motywacyjny – zagramy na Stadionie Miejskim, w obecności licznej grupy dopingujących kibiców. Dla chorzowian to nic nowego, bo do takiej otoczki są przyzwyczajeni, ale dla naszych zawodników – zarówno tych z peselem juniora, jak i tych doświadczonych – to mobilizacja.

Z szacunkiem, ale bez bojaźni

W zespole Rekordu nie brakuje zawodników z rocznika 2002. Jednym z nich jest bramkarz Jakub Szumera, który w środę bez strachu stanął między słupkami i wszystko wskazuje, że przeciwko Ruchowi także wyjdzie w podstawowym składzie. – Zadebiutował w Świdnicy i zachował czyste konto, a przeciwko Gwarkowi także spisał się bez zarzutu – ocenia trener bielszczan.

– Mimo młodego wieku, ma spokój i dobre warunki fizyczne, czyli 187 centymetrów wzrostu, choć żeby popatrzeć mi w oczy, musi zadzierać głowę… Kuba potrafi bardzo dobrze grać nogami, dzięki czemu wprowadza porządek w naszą grę od tyłu. Inni młodzi, ale i doświadczeni zawodnicy również mają swoje atuty, które będziemy chcieli wykorzystać. Wierzę w swój zespół i jestem pewien, że do rywala podejdziemy z szacunkiem, ale bez bojaźni, a każdy zawodnik da z siebie maksimum.


Czytaj jeszcze: Słupki, poprzeczki i remis

Czwartek był dniem regeneracji sił, by w sobotę ich nie zabrakło. W piątek chciałem przeprowadzić dokładniejszą analizę przeciwnika, ale niestety nie będzie ona pełna, gdyż Ruch nie udostępnia nagrań domowych meczów na platformie PZPN. Inne kluby je wrzucają, za co są zwalniane z opłat sędziowskich, ale chorzowianie mają swoje metody.

Analizę opieram więc na spotkaniach wyjazdowych chorzowian, przygotowując skład, który będzie się różnił od tego z ostatniego meczu, a jednocześnie doda naszej grze pewności. Jaki to będzie skład? Pierwsi poznają go zawodnicy, z którymi spotkam się na dwie godziny przez pierwszym gwizdkiem. Wtedy karty zostaną odsłonięte.


Na zdjęciu: Ostatnia wizyta Ruchu w Bielsku-Białej skończyła się jego zwycięstwem 3:0, a Mariusz Idzik (w środku) był nieuchwytny, zdobywając dwie bramki w ciągu minuty.

Fot. Marcin Bulanada/PressFocus