Nieszczęście jednego…

Wszystko przez jedną akcję i jedno zachowanie. Chodzi oczywiście o faul tuż przed polem karnym i czerwoną kartkę dla Marcina Pietrowskiego w 45 minucie ostatniego meczu z Legią. Prawy defensor gliwiczan, który od początku sezonie prezentuje się bardzo dobrze, także w meczu z mistrzem Polski zaprezentował kilka ciekawych akcji w ofensywie, jedyny raz zaspał, ale po prawdzie większe pretensje można w tamtej feralnej akcji mieć do Tomasza Jodłowca, który stracił piłkę w środku boiska i postawił wspomnianego „Pietro” w trudnej sytuacji.

– Tak naprawdę miałem dwa wyjścia, przerwać akcję Dominika Nagy’ego lub dać mu ją wykończyć – mówi szczerze Marcin Pietrowski. – Nie byłem przygotowany na tamtą akcję, bo piłka była w naszym posiadaniu i gości po jej odzyskaniu momentalnie wyszli z kontrą. Chciałem go delikatnie wytrącić i lekko pociągnąłem, on się momentalnie przewrócił. Takich pojedynków w meczach ligowych jest mnóstwo i być może z poziomu boiska nie wygląda to tak samo, jak na telewizyjnych powtórkach. Może dlatego sędzia najpierw puścił grę a potem skorzystał z systemu VAR – stwierdza „Pietro”.

Pauza musi być

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że po czerwonej kartce Marcin Pietrowski będzie musiał odpoczywać tylko w jednym, najbliższym meczu z Jagiellonią w Białymstoku. 30-latek bardzo żałuje, że nie będzie mógł pomóc drużynie. Tym bardziej, że sam czuł się od początku bardzo dobrze. – Bardzo dobrze przepracowałem okres przygotowawczy i nie będę ukrywał, że prawa strona obrony leży mi najbardziej. Na lewej stronie jestem trochę ograniczony, gdyż jestem prawonożny. W zasadzie byłem brany pod uwagę n prawej obronie od momentu kontuzji Martina Konczkowskiego w trakcie przygotowań. Myślę, że w sparingach wyglądałem korzystnie. Teraz Martin powinien otrzymać szansę, ale ja się tak łatwo nie poddam i będę walczył o powrót do składu. Taka jest jednak piłką, popełniłem jeden błąd w meczu z Legią i muszę swoje odcierpieć – przyznaje Pietrowski.

Na innym biegunie

W trochę innej sytuacji był wspomniany Martin Konczkowski. Prawy obrońca, który w poprzednim sezonie zagrał w każdym ligowym meczu Piasta dozna urazy podczas letnich przygotowań, co mocno wytrąciło go z rytmu i jak wspominaliśmy, kosztowało utratę miejsca w składzie. Co prawda były defensor chorzowskiego Ruchu jest już zdrowy, ale w ostatnim czasie brakowało mu grania. – Rozegrałem tylko 30 minut z Pogonią w Szczecinie, więc pojawienie się w drugiej połowie meczu z Legią było dla mnie bardzo ważne. Kontuzja wykluczyła mnie ze wszystkich sparingów i potrzebuję grania. Fizycznie jest wszystko w porządku, brakuje mi jeszcze tej boiskowej pewności. Ale ona przyjdzie – uspokaja „Konczi”, który nie chce wprost przyznać, że czuje się pewniakiem do gry w Białymstoku. –

Trener widzi nas na treningu i to on podejmuje decyzje kto zagra. Oczywiście dla mnie pojawia się okazja do grania i chcę przekonać szkoleniowca. Jeżeli chodzi o „Pietro” to był on w bardzo wysokiej formie, trafiał do jedenastek kolejki. Trochę pechowo otrzymał czerwoną kartkę. Znałem swoje miejsce w szeregu, bo drużyna wygrywała, prezentowała się bardzo dobrze in ie było wielkich szans na grę. Musiałem więc cierpliwie czekać… – opowiada Konczkowski.