O błysk szprychy

Kto twierdzi, że kolarstwo jest nudne, powinien obejrzeć sobie powtórkę wczorajszego wyścigu o mistrzostwo świata.


Julian Alaphilippe należał do wąskiego grona faworytów wyścigu ze startu wspólnego mistrzostw świata, które wczoraj zakończyły się we włoskiej Imoli. Francuz kapitalnie prezentował się podczas zeszłorocznego Tour de France, a ponadto znakomicie czuje się na trasach, które przypominają właśnie takie odcinki, jaki wczoraj zadedykowano kolarzom. Potwornie trudna, przeszło 250-kilometrowa trasa była szalenie selektywna. Już na pierwszych z dziewięciu okrążeń stało się jasne, że rywalizacja będzie polegać na oddzieleniu chłopców od mężczyzn. Na każdej ze wspomnianych dziewięciu rund czyhały na czeladkę dwa niezbyt długie, ale bardzo sztywne podjazdy. I to właśnie na nich działy się niesamowicie ciekawe rzeczy.

Poprawił po „Kwiato”

Nad ucieczką dnia nie warto się rozwodzić, choć trzeba oddać kolarzom, tym którzy zaryzykowali, honor. Akcja, która miała nawet ponad 6 minut przewagi, została jednak skasowana ok. 70 km przed metą. Wówczas, w szczuplejącym z każdą rundą peletonem, pojawiły się ataki. Trochę jednak to trwało i jako pierwszy, na konkretną akcję zdecydował się Tadej Pogaczar. Słoweniec, niedawny triumfator Tour de France, uciekł i w grupie czołowej – trudno nazywać ją peletonem, bo jechało w niej ok. 30. zawodników – zapanowała lekka konsternacja. Przez kilka minut nie było chętnych do pościgu. Aż wreszcie zebrali się Belgowie. Mogli kolarze z tego kraju grać na kilka kart. Co innego Polacy. Niestety, przyznać to trzeba i zaakcentować wyraźnie, Michał Kwiatkowski został sam. A wokół niego pojawili się kolarze z Belgii właśnie, a także Francuzi i Włosi.
Akcję Pogaczara skasował jednak Holender, a konkretnie Tom Dumoulin. Gdy do kreski pozostawało niecałe 30 kilometrów, a kolarze rozpoczęli ostatnią rundę, stało się jasne, że Kwiatkowski powalczy o medal. Siedzieliśmy, jak na szpilkach i czekaliśmy, kiedy się zacznie. I się zaczęło. Na ostatnim kółku zaryzykował Julian Alaphilippe. Francuz poszedł na solo, poprawił atak Kwiatkowskiego, i z miejsca zyskał kilka, a następnie kilkanaście sekund przewagi. Za jego plecami utworzyła się natomiast pościgowa piątka. Bardzo mocna, dodajmy, bo znaleźli się w niej, obok Michała Kwiatkowskiego, Wout van Aert, Marc Hirschi, Jakob Fuglsang i Primoż Roglić.

Szwajcar o gumę…

Co wydarzyło się później? Do mety pozostawało, kiedy Alaphilippe zaatakował, nieco ponad 20 kilometrów. Im bliżej Francuz był kreski, tym coraz bardziej czytelnym stawał się fakt jego triumfu. Już na torze w Imoli, „Muszkieter”, bo takie pseudonim nosi kolarz urodzony w Saint-Amand-Montrond, dołożył jeszcze kilka sekund i na metę wpadł jako pierwszy. To była piękna, okraszona złotym medalem mistrzostw świata i tęczową koszulką, akcja. Kto twierdzi, że kolarstwo jest nudne, ten powinien obejrzeć sobie powtórkę wczorajszego wyścigu. Tym bardzie ze względu na to, co wydarzyło się nieco ponad 20 sekund później.
Każdy, kto choć trochę interesuje się kolarstwem, ten wiedział, że kolarzem najlepiej finiszującym z pościgu jest Wout van Aert. Belg, zgodnie z przewidywaniami, okazał się najszybszy i zdobył srebrny medal. Zaskoczeniem, i to ogromnym, byłoby, gdyby nie wywalczył krążka. Doskonale jednak zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Michał Kwiatkowski też jest szybkim zawodnikiem. „Kwiato”, przez cały wyścig, jechał wspaniale. I tym bardziej trudno jest się pogodzić z tym, co stało się w kluczowym momencie. Polak umiejętnie przytrzymał koło van Aerta. Tak doświadczony kolarz doskonale wiedział, że nie ma potrzeby z Belgiem rywalizować o srebro. Bo do wzięcia pozostał brązowy medal. Diabeł tkwi w szczegółach, bo dokładnie z tego samego założenia wyszedł Marc Hirschi. Szwajcar i Polak stoczyli pasjonującą walkę o miejsce na podium. Gdy okazało się, że o długość gumy, o błysk szprychy, lepszy okazał się Hirschi, trudno było się z takim rozstrzygnięciem pogodzić. Zabrakło tak niewiele, że aż żal. Nie zmienia to jednak faktu, że Michał Kwiatkowski zaprezentował się wczoraj wspaniale. Postawę pozostłych pięciu naszych reprezentantów lepiej przemilczeć.


Wyścig ze startu wspólnego elity mężczyzn (258,2 km)
1. Julian Alaphilippe (Francja) 6.38:34, 2. Wout van Aert (Belgia), 3. Marc Hirschi (Szwajcaria), 4. Michał Kwiatkowski, 5. Jakob Fuglsang (Dania), 6. Primoż Roglić (Słowenia) – wszyscy +24, 70. Łukasz Owsian, 72. Maciej Paterski, 83. Michał Gołaś – wszyscy + 21:59, Stanisław Aniołkowski i Kamil Małecki – nie ukończyli.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus