Od hat tricka z Realem do selekcjonera

Rozmowa z Janem Urbanem 57-krotnym reprezentantem Polski.


Jak często wraca pan pamięcią do 30 grudnia 1990 roku?

Jan URBAN: – Za każdym razem gdy… dziennikarze przypominają mi tamten mecz z Realem Madryt więc myślę, że i tym razem się od tego nie wymigam. Żebym jednak został dobrze zrozumiany wcale nie uciekam przed tymi wspomnieniami, bo kto nie lubi przypominać sobie najpiękniejszego momentu w życiu. A dla mnie tamten niedzielny wieczór na stadionie Santiago Bernabeu w obecności 75.000 widzów był na pewno najlepszym w całej klubowej piłkarskiej karierze. Owszem, występy w reprezentacji Polski i mistrzostwa Polski zdobywane z Górnikiem też były wyjątkowe, ale strzelić trzy gole Realowi na jego boisku i jeszcze dołożyć asystę przy golu pieczętującym zwycięstwo 4:0 to był prawdziwy wyczyn. Dla naszej drużyny CA Osasuna był to znakomity sezon, bo sięgnęliśmy w nim po czwarte miejsce, najwyższe w historii klubu, a ja z 13. trafieniami znalazłem się w dziesiątce najlepszych strzelców sezonu.

Czy ma pan w swoich piłkarskich zbiorach piłkę z tamtego meczu?

Jan URBAN: – Chyba wtedy nie było takiej tradycji, bo gdyby była to na pewno ktoś z drużyny zadbałby o to, żebym ją zabrał do domu. A może w tej atmosferze sensacji, bo w takich kategoriach należy traktować tamto zwycięstwo 4:0, ten „drobiazg” umknął naszej uwadze. A dodam, że kibice naszej drużyny skupili się na każdym szczególe. Z prasowych materiałów, zarówno z tych zapowiadających mecz, jak i z tych, które go relacjonowały, a także z komentarzy, bo porażka Realu była jeszcze długo tematem numer jeden kibicowskich rozmów w Hiszpanii, zrobili mi coś w rodzaju książki. Pozbierali wszystkie artykuły i zdjęcia więc taki pamiątkowy egzemplarz także przypomina mi o tym wyjątkowym meczu. Pamiętam też, że dostałem kasetę VHS z tego meczu i mogłem sobie go jeszcze oglądać odtwarzając na magnetowidzie, ale dzisiaj już tego rodzaju sprzęt nie jest używany. Można jednak w internecie oglądać ten mój hat-trick więc jeżeli ktoś chce to zobaczyć to nie ma najmniejszych problemów.

Którą z tamtych bramek ceni pan sobie najwyżej?

Jan URBAN: – Nie robiłem nigdy takiej klasyfikacji, bo każda była inna i wyjątkowa. Ta pierwsza, strzelona głową po dośrodkowaniu Martina Domingueza z rzutu rożnego otworzyła wynik w 17. minucie, ale niczego nie przesądzała. Na 8. minut przed przerwą zdecydowałem się natomiast na strzał z dystansu z prawą nogą. Takie gole i prawą, i lewą nogą strzelałem też w polskiej lidze, ale tamten wywołał euforię. Jak później wyliczono uderzyłem z 38 metrów, a piłka leciała z prędkością około 100 kilometrów na godzinę i Paco Buyo w bramce Realu nie zdążył zareagować, choć rzucił się w prawą stronę. Schodziliśmy więc na przerwę prowadząc 2:0, a trzeba jeszcze dodać, że gospodarze też atakowali i mecz był w sumie wyrównany. 7 minut po zmianie stron chyba już jednak ostatecznie pogrążyłem „Królewskich”. Inigo Larrainzar podawał wprawdzie z prawego skrzydła w pole karne z myślą, że piłkę przejmie Iaaki Ibanez, ale on ją przepuścił. Dlatego ostatecznie to ja znalazłem się w sytuacji strzeleckiej i mając dużo czasu i miejsca technicznym uderzeniem z 13. metra przymierzyłem w długi róg. 4 minuty później role się odwróciły, bo po moim rajdzie Larrainzar precyzyjnym strzałem z 11. metra ulokował piłkę w siatce tuż przy słupku. Trzy gole i asysta Polaka w zwycięstwie 4:0 Osasuny z Realem w Madrycie stały się więc faktem i sensacją.

Jak to zwycięstwo zostało przyjęte w Pampelunie?

Jan URBAN: – To nie był czas ogólnodostępnych telefonów komórkowych więc informacja nie docierała tak szybko i wprost do adresata. W przedsylwestrową niedzielną noc jednak większość kibiców Osasuny, oczywiście tych, którzy nie pojechali do Madrytu, w tym także rodziny piłkarzy, spotkali się na starówce. Wśród nich była także moja żona, która za pierwszym razem gdy oznajmiono jej, że strzeliłem gola Realowi bardzo się ucieszyła. Po drugim telefonie z informacją, że Osasuna prowadzi 2:0, a gola strzelił Jan Urban zaczęła mieć jednak wątpliwości czy to może być prawda. Natomiast po trzecim telefonie była już pewna, że ktoś sobie robi żarty. Uwierzyła dopiero gdy kibice wybiegli z kawiarenek i restauracji śpiewając, że Osasuna wygrała 4:0, a ja strzeliłem trzy gole. Po tym meczu zaczęły się też telefony do domu, bo każda szanująca się redakcja chciała mieć wywiad z pogromcą Realu, a ja byłem dumny z tego, że Polak strzelił 3 gole wielkiemu klubowi i to na jego boisku. Minęły już od tego dnia 32 lata, a ciągle jest to rekord, bo Robert Lewandowski, który w meczu z Realem strzelił 4 gole, ale w Dortmundzie, prowadząc Borussię do finału Ligi Mistrzów.

Skoro już wywołał pan temat polskiej piłki to zapytam czy śledzi pan pomundialowe wydarzenia w naszym kraju?

Jan URBAN: – Nie tyle śledzę co otrzymuję informację od znajomych. W Hiszpanii byłem odizolowany od tych wszystkich komentarzy i dyskusji. Na pierwszy plan wysunął się za to pogrzeb Pelego. Kibice, piłkarze, trenerzy oddawali mu hołd. Nawet ci, którzy nie pamiętali jak grał wiedzieli, że to był znakomity zawodnik – trzykrotny mistrz świata, a po zakończeniu kariery ambasador piłki nożnej na całym świecie. Urodziłem się gdy on sięgał po swój drugi mistrzowski tytuł, a gdy w 1971 roku kończył reprezentacyjną karierę dopiero zaczynałem bieganie za piłką po podwórkach w rodzinnym Jaworznie. Pamiętam jednak, że opuścił swój brazylijski klub FC Santos, żeby w Cosmosie Nowy Jork propagować piłkę nożną w USA. Co prawda tamta misja, w której brali też udział wielcy piłkarze z Europy jak Niemiec Franz Beckenbauer, Włoch Giorgio Chinaglia, Holender Johan Neeskens i wielu innych nie do końca zdała egzamin, ale po latach przyniosła owoce. To był na pewno wielki i niesamowity zawodnik w latach swojej świetności tak podziwiany jak Maradona w swojej piłkarskiej epoce czy Messi obecnie. To był także człowiek, który wielką miłość do piłki nożnej przekazywał innym jako dyrektor sportowy Santosu, minister sportu w Brazylii i ambasador dobrej woli UNESCO.

Wróćmy jednak do polskiej piłki. Czy zaskoczył pana fakt, że PZPN nie przedłużył umowy z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem?

Jan URBAN: – To była decyzja prezesa Cezarego Kuleszy. On przyjmował Czesława Michniewicza do pracy w roli selekcjonera i on także uznał, że umowa nie zostanie przedłużona. Moje opinie na ten temat nic nie zmienią choć zdaję sobie sprawę jak ważny jest to temat dla kibiców w Polsce, w której wylądowałem we wtorek. Przyleciałem z Hiszpanii na pogrzeb Andrzeja Iwana, mojego przyjaciela z czasów gry w reprezentacji Polski i Górniku Zabrze.

Rok temu Cezary Kulesza rozmawiał z panem na temat prowadzenia reprezentacji Polski. Czy temat powrócił?

Jan URBAN: – Owszem, gdy byliśmy w Turcji na zgrupowaniu Górnika Zabrze przed rundą wiosenną rozmawiałem telefonicznie z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej na ten temat i nie odmówiłem, ale który z polskich trenerów by odmówił. Chyba żaden. A teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że nie wypada na ten temat mówić w mediach tym bardziej, że nie mam „parcia na szkło”. Na pewno to jest miłe, że moje nazwisko pojawia się w kontekście kandydatów do objęcia reprezentacji, ale dopóki nie wkroczy to w fazę konkretnych rozmów, pozostaną to jedynie dywagacje medialne. Miłe dla mnie, lecz nadal wyłącznie medialne, a ja nie śledzę zbyt uważnie tego co się dzieje w polskich mediach. W mediach społecznościowych też się nie udzielam, więc żadnej kampanii na rzecz mojej osoby nie prowadzę nie mam zamiaru tego robić. Wiem, że są dziennikarze, z którymi od wielu lat się znam i przegadaliśmy wiele godzin na piłkarskie tematy oraz że są młodzi, którzy mają inne spojrzenie na futbol. Z wszystkimi rozmawiam, zachowując się naturalnie. Tak samo zachowuję się w rozmowach z zawodnikami w szatni, czy z działaczami w klubowych gabinetach. Nie mam wrogów. Nie szukam konfliktów. Tak zostałem wychowany, a hiszpańskie słońce, pod którym mieszkam już tyle lat oraz spotkani tam ludzie, utwierdzili mnie w przekonaniu, że warto być osoba otwartą i pogodną czego także życzę wszystkim kibicom w Polsce na cały 2023 rok.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus