Od królowej ważniejsi… biało-czerwoni

Kazimierz Mochlinski z Ascot

Brytyjczycy – jak wiadomo – uwielbiają swoją królową i królewską rodzinę. Największy zaś dowód tej miłości dają właśnie w drugiej połowie czerwca, gromadząc się – przez pięć dni – na Royal Ascot. To największe i najważniejsze wyścigi konne w Anglii; sięgające swą tradycją roku 1768, a rangą przewyższające nawet turniej tenisowy na kortach Wimbledon, a odbywające się w bezpośrednim sąsiedztwie Windsor Castle. Każdego dnia na torze zjawia się 70 tysięcy widzów, oddając w ten sposób hołd królowej. Dla niej zaś obecność w Ascot to jedno z najważniejszych zadań i przywilejów, przynależnych koronowanej głowie! Wartość nagród dla zwycięzców sięgnęła w tym roku 7,3 mln funtów! Jest też Ascot – jak wiadomo – z jednej strony spotkaniem brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, z drugiej – swoistą rewią mody, by wymienić tylko coroczną rywalizację ladies w kategorii „najdziwniejszy kapelusz”.

Równolegle w The Queen’s Club odbywają się tradycyjne „przewimbledonowe przedbiegi”, czyli turniej ATP, w tym roku noszący nazwę „Fever-Tree Championships”. To kolejne „targowisko próżności”, nieodłączny punkt w całorocznym kalendarzu każdego Anglika, pilnującego swej przynależności do elity.

W tym roku jednak wszystko… zakłócił mundial. BBC – dysponując dwoma kanałami – wyszła z twarzą z tej zbitki terminów. Jeden z nich przeznaczyła na tenis i konie, na drugim – króluje futbol. Ale już ITV – największy konkurent narodowego nadawcy – miał twardy orzech do zgryzienia. W miniony wtorek zdecydowała się na żywo pokazać przyjazd rodziny królewskiej do Ascot, po czym – jeszcze przed rozpoczęciem „konnej olimpiady” – przełączyła się do Rosji, na transmisję… meczu Polska – Senegal! Już sama wygrana futbolu z królową to wydarzenie godne uwagi. Fakt zaś, że „Her Majesty” przeniesiona została z otwartej telewizji jedynie do kablówek, i to z racji spotkania dwóch bynajmniej nie brytyjskich drużyn, wielu konserwatystom wręcz nie mieści się w głowach!

Tegoroczny mundial przez brytyjskie elity zdecydowanie nie jest mile widziany. Książę William, przecież prezes Football Association, jest oczywiście wielkim fanem „kopanej”, ale do Rosji się nie wybrał – zresztą podobnie jak przedstawiciele rządu. To – z jednej strony – wyraz sprzeciwu wobec imperialnej polityki Władimira Putina, a bezpośrednio – wobec ataku na Siergieja Skripala. Z drugiej – wyraz dezaprobaty dla FIFA. William – zresztą m.in. w towarzystwie Davida Beckhama – był członkiem ekipy, lobbującej przed laty za przyznaniem finałów MŚ 2018 właśnie Anglii. Zwycięsko z boju o mundial wyszli Rosjanie, ale na wyspach do dziś są pewni – co zreszą potwierdzało śledztwo w łonie światowej federacji – że Brytyjczycy nie przegrali w czystej walce; że turniej został im „skradziony” przez cały system gigantycznych łapówek.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że – w wymiarze medialnym – w owo wtorkowe popołudnie główni wyspiarscy nadawcy przedłożyli Lewandowskiego i spółkę nad królewską rodzinę. Tym bardziej wstydzić się trzeba za to, co tego dnia biało-czerwoni światu zaprezentowali…

 

Na zdjęciu: Królowa Elżbieta II i włoski dżokej Frankie Dettori, odbierający z jej rąk nagrodę za triumf w wyścigu Gold Cup w ramach Royal Ascot.