Ogień zapłonął po przerwie

Sześć procent – na tyle (statystycznie) wyceniono przed meczem z Lechem Poznań szanse Lechii Gdańsk na mistrzostwo Polski. Piotr Stokowiec, słysząc o tych procentach od dziennikarza, lekko się uśmiechnął i dyplomatycznie skomentował to takimi mniej więcej słowami: – Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Tyle że jedyne, co mogła zrobić Lechia, to wygrać w Poznaniu i czekać na wyniki konfrontacji w Szczecinie i Białymstoku, gdzie w pewnym sensie również rozstrzygały się jej losy. No i rozstrzygnęły się – remisując, definitywnie straciła szanse na tytuł.

Patrząc na skład Lecha – poniekąd eksperymentalny – mogło się wydawać, że ten niespecjalnie będzie mógł przeszkodzić zdobywcom Pucharu Polski w zdobyciu trzech punktów. Z góry było wiadomo, że nie będą mogli zagrać m.in. Pedro Tiba, Joao Amaral, Thomas Rogne. I że nie w pełni dyspozycji po leczeniu kontuzji jest Christian Gytkjaer. Na dodatek dla niektórych piłkarzy było to pożegnanie z poznańską publicznością i niekoniecznie na ich życzenie, co mogło skutkować różnymi postawami. Słowem siła „Lokomotywy” stała pod sporym znakiem zapytania.

Obawy były bezpodstawne. Licząc bowiem szanse stworzone w pierwszej połowie, Lech był górą. Z bardzo bliska jednak nie umieli trafić do bramki Wasielewski (5 min), Gytkjaer (14) – obaj próbowali uderzeń głową – a także Jevtić w 35 min, który przestrzelił z kilkunastu metrów. Swoje szanse miała i Lechia. Zaraz na początku gry Flavio Paixao nie umiał wykorzystać koszmarnego błędu w rozegraniu piłki przez Jasmina Buricia, a kilka minut później bramkarz Lecha wybił na róg ładny strzał Michała Maka. Jeszcze pod koniec I połowy piłka uderzyła w poprzeczkę bramki Lecha – po dośrodkowaniu Filipa Mladenovicia i przypadkowej główne Roberta Gumnego.

Czy oprócz bramek czegoś w tej pierwszej połowie brakowało? Może trochę ognia i pasji w poczynaniach obu zespołów, a na pewno odrobiny precyzji w tzw. ostatnim podaniu…

Te bramki jakby dostrzegli w sobie poznaniacy, którzy od początku II połowy podkręcili tempo. Pierwszym poważnym ostrzeżeniem dla gości była sytuacja Mateusza Skrzypczaka, który – choć miał blisko do bramki – uderzył zbyt lekko i Alomerivić wyłapał piłkę. Niedługo później, w 59 minucie, i w bardzo zbliżonej sytuacji, był już bezradny. Na bramkę uderzył Piotr Tomasik, a bieg piłki zmienił lekko Błażej Augustyn – to wystarczyło, by Lech objął prowadzenie.

Dopiero to sprawiło, że lechiści zechcieli zabrać się do bardziej intensywnej pracy, a na swój sposób zmobilizowali ich do tego przybyli z Gdańska kibice, czyniąc to zresztą w sposób mało dyplomatyczny. Efekt w każdym razie był: Mladenović zagrał z lewej strony do jednego z najbardziej aktywnych kolegów – Maka – a ten, znajdując się w polu karnym – kapitalnym strzałem „z pierwszej piłki” doprowadził do wyrównania.

Później obie drużyny próbowały wypracować sobie bramkowe okazje, ale szło to opornie. Do chwili – a konkretnie do 93 min – kiedy to Kołodziej kapitalnie zagrał do Darko Jevticia, a ten dał lechitom zwycięstwo.

 

Lech Poznań – Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)

1:0 – Augustyn, 59 min (sam.), 1:1 – Mak, 71 min (asysta Mladenović), 2:1 – Jevtić, 93 min (asysta Kołodziej).

LECH: Burić – Gumny, Janicki, Vujadinović, Tomasik – Wasielewski (69. Klupś), Skrzypczak (84. Marchwiński), Trałka, Jóźwiak – Jevtić – Gytkjaer (62. Kołodziej). Trener Dariusz ŻURAW. Rezerwowi: Szymański, Gajos, Goutas, Klupś, Kostewicz.

LECHIA: Alomerović – Nunes, Nalepa, Augustyn, Mladenović – Mak (81. Vitoria), Makowski, Łukasik, Lipski (66. Sopoćko), Żukowski (57. Haraslin) – Paixao. Trener Piotr STOKOWIEC. Rezerwowi: Kuciak, Fila, Kubicki.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów: 6000. Żółte kartki: Burić (71. niesportowe zachowanie), Skrzypczak (74. faul) – Sopoćko (68. faul), Mak (81. faul), Haraslin (95. faul).

Piłkarz meczu Darko Jevtić.

 

Na zdjęciu: Wiele wskazuje na to, że Łukasz Trałka (na pierwszym planie) będzie jednym z tych, którzy pożegnają się z poznańskim klubem.

 

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ