Ogromny pech Podbeskidzia. Strata punktów w ostatniej akcji meczu

Dwóch zmian zmuszony był dokonać szkoleniowiec Podbeskidzia Bielsko-Biała Krzysztof Brede w stosunku do ostatniego ligowego występu, w którym jego drużyna pokonała 2:1 Miedź Legnica. W meczu tym lekkiego, przeciążeniowego urazu kolana doznał Tomasz Nowak, lider drugiej linii zespołu „górali”, którego wczoraj zastąpił Adrian Rakowski. Do drugiej zmiany doszło w defensywie. Na prawą stronę szkoleniowiec bielszczan przesunął Filipa Modelskiego, a na lewej flance pojawił się Kacper Gach. Na ławce rezerwowych zasiadł natomiast z powodu drobnych problemów zdrowotnych Bartosz Jaroch. Pierwsze minuty spotkania były wyrównane, a jako pierwsi poważnie bramce przeciwnika zagrozili miejscowi.

 

Kto bardziej zawinił?

Akcję na prawe skrzydło rozprowadził Kornel Osyra, a Łukasz Sierpina zacentrował piłkę w pole karne. Futbolówka poszybowała kilkanaście centymetrów ponad głową Marko Roginicia, ale wszystko dobrze zamykał z lewej strony Karol Danielak. Wydawało się, że skrzydłowy Podbeskidzia zrobił wszystko jak należy i prowadzenie „górali” jest nieuniknione. Tymczasem… dosłownie z metra nie trafił w miejsce, w którym nie było Konrada Jałochy.

To była dwustuprocentowa szansa na gola; wydawało się, że do przerwy lepszej bielszczanie mieć nie będą. Nic bardziej mylnego – wynik spotkania otworzył… Karol Danielak, któremu bardzo pomogli rywale.

W walce o górną piłkę brali udział Roginić, Jałocha i jeden z tyskich obrońców, który wyraźnie przeszkodził swojemu bramkarzowi. Ten nie zdołał złapać piłki, która wypadła mu z rąk i spadła wprost pod nogi Danielaka. Skrzydłowy nie podpalił się i subtelnie skierował piłkę do pustej bramki, zdobywając w ten sposób swojego piątego gola w sezonie.

 

Piękna asysta Rakowskiego

Zdobyta bramka wyraźnie uskrzydliła miejscowych, którzy zaczęli kontrolować boiskowe wydarzenia i starali się budować atak pozycyjny. Przyjezdni natomiast do końca I połowy nie mogli się otrząsnąć i nie zorganizowali ani jednej poważniejszej akcji zaczepnej. Mało tego, nie byli w stanie dłużej utrzymać się przy piłce. Zbyt szybko ją tracili, a w ich poczynaniach brakowało dokładności. Ponadto drużyna Ryszarda Tarasiewicza miała problemy z tym, aby bez faulu zabrać futbolówkę rywalowi.

Nawet jeżeli na II połowę drużyna tyska wyszła usposobiona inaczej, to zwyczajnie nie zdążyła, aby od razu zrealizować plany odrabiania strat, bo bielszczanie przeprowadzili zabójczą kontrę. Najpierw boiskową mądrością wykazał się Rafał Figiel, który uspokoił grę w środku pola i podał do Łukasza Sierpiny. Ten z kolei posłał prawym skrzydłem Adriana Rakowskiego, który idealnie dostrzegł wychodzącego na pozycję Danielaka. Piłkę pomocnik Podbeskidzia zacentrował idealnie, wprost na głowę skrzydłowego, który specjalnie nie grzeszy warunkami fizycznymi. Ale do strzału złożył się znakomicie i główkując w kierunku dalszego słupka nie dał Jałosze najmniejszych szans i większość trybun na bielskim stadionie eksplodowała radością po raz drugi.

Tym razem jednak sympatycy Podbeskidzia z gola swych ulubieńców nie cieszyli się zbyt długo. Sebastian Steblecki urwał się lewą stroną i mocno wstrzelił piłkę przed bramkę. Tam niefortunnie interweniujący Osyra skierował futbolówkę do własnej siatki. Próbujący interweniować Rafał Leszczyński był bez szans.

 

Mogli dobić przeciwnika

Nadal jednak więcej pracy miał golkiper tyskiego zespołu. Podbeskidzie, chcą wrócić na dwubramkowe prowadzenie, próbowało strzałów z dystansu. Najpierw bramkarz GKS-u poradził sobie z próbą Rafała Figiela, a następnie – z najwyższym trudem – obronił płaskie, ale kąśliwe uderzenie Filipa Modelskiego. Mimo straconej bramki bielszczanie nadal prezentowali się lepiej, a w 70. minucie powinni podwyższyć swój kapitał. Po kapitalnym, prostopadłym podaniu Figiela „oko w oko” z Jałochą stanął Rakowski, który mógł zapytać tyskiego golkipera, w który róg ma posłać piłkę. Nie zrobił jednak tego i kopnął futbolówką prosto w rywala, marnując doskonałą sytuację na trzecią bramkę dla swojego zespołu.

Ostatnie minuty wczorajszego starcia pod Klimczokiem przebiegały pod dyktando tyszan, którzy próbowali atakować już całym zespołem. Niemniej jednak robili to dość nieudolnie. W 82. minucie spotkania przyjezdni reklamowali zagranie ręką Filipa Modelskiego w polu karnym, ale ustawiony blisko całej sytuacji sędzia Mariusz Złotek pozostał niewzruszony.

Chwilę później na wysokości zadania stanął Rafał Leszczyński, który obronił soczyste uderzenie Bartosza Szeligi. Próba ta skończyła się dla tyskiego obrońcy urazem, po którym jednak zdołał powrócić na boisko. Jego drużyna natomiast zdołała doprowadzić do wyrównania, choć niewiele na to wskazywało. Leszczyński najpierw spod poprzeczki „wyciągnął” piłkę po strzale głową Marcina Biernata. Tyszanie egzekwowali następnie rzut rożny, który był ostatnią akcją tego meczu. Tym razem w polu karnym najwyżej pofrunął Maciej Mańka, który główkując do siatki doprowadził do remisu.

 

Zobacz jeszcze: Kornel Osyra, czyli nowy filar Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Podbeskidzie. Osyra, czyli pewniak

 

 

Podbeskidzie Bielsko-Biała – GKS Tychy 2:2 (1:0)

1:0 – Danielak, 29 min,
2:0 – Danielak, 48 min (głową),
2:1 – Osyra, 51 min (samobójcza),
2:2 – Mańka, 90+3 min (głową).

PODBESKIDZIE: R. Leszczyński – Modelski, Baszłaj, Osyra, Gach – Danielak, Figiel, Sieracki (86. Laskowski), Rakowski (79. Rzuchowski), Sierpina – Roginić. Trener Krzysztof BREDE.
TYCHY: Jałocha – Mańka, Kowalczyk, Biernat, Szeliga – K. Piątek (83. Kasprzyk), Daniel, Grzeszczyk, Kristo (76. Szumilas), Steblecki – Piątkowski (67. Lewicki) Trener Ryszard TARASIEWICZ.

Sędziował Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Widzów 4773.
Żółte kartki: Roginić – Kristo.

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ