„Paralizator” pierwsza klasa

Nie mam żadnych wątpliwości, że mistrz ciętej riposty i plastycznych porównań, czyli trener Bogusław „Bobo” Kaczmarek, o takim zawodniku jak Damian Tront powiedziałby: „jest jak gaz – bezwonny, bezbarwny, niewidoczny, ale trujący”. Przed laty wydał taką opinię o defensywnym pomocniku GKS-u Katowice, Mirosławie Widuchu. Grający na tej pozycji piłkarz GKS-u 1962 Jastrzębie działa na rywali równie paraliżująco, jak przed laty „Wiluś”.

Przełom z Odrą

Beniaminek I ligi z Jastrzębia Zdroju w pierwszych czterech potyczkach ligowych zdobył tylko dwa punkty. Co było powodem tej „zapaści”? – Trudno znaleźć sensowną odpowiedź na to pytanie – przyznał szczerze Damian Tront. – Często zadawaliśmy je sobie w szatni i nic mądrego nie przychodziło nam do głowy, z bezradności rozkładaliśmy ręce. Wiedzieliśmy jednak, jakie błędy popełniliśmy w tych meczach. To były bardzo proste, wręcz naiwne, błędy. Po stracie bramki trudno było odrobić stratę, skruszyć mur obronny przeciwnika. Po prostu rywale bardzo dobrze ustawiali się w defensywie i trudno było przedrzeć się pod ich bramkę.

Który mecz był przełomowy dla zespołu z Jastrzębia? Damian Tront nie ma wątpliwości, że z Odrą Opole. – To było nasze pierwsze zwycięstwo w tym sezonie – powiedział pomocnik GKS-u 1962 Jastrzębie. – Naprawdę rozegraliśmy bardzo dobre zawody i gdyby Odra do przerwy przegrywała 0:3, nie mogłaby mieć pretensji. Poza tym sędzia nie gwizdnął nam ewidentnego rzutu karnego za faul na Faridzie.

Komfortowa „dziesiątka”

Trener Jarosław Skrobacz kilka razy ustawił Tronta na „dziesiątce”. Czy pozycja zawodnika „podwieszonego” pod napastnika odpowiada piłkarzowi przypisanego do pozycji numer „sześć” ewentualnie „osiem”? – Taki plan trener Skrobacz po raz pierwszy wdrożył w meczu z Chojniczanką – powiedział wychowanek Startu Mszana. – Nie wygadało to chyba najgorzej, chociaż nie jestem tak kreatywnym zawodnikiem jak inni koledzy, chociażby Kamil Jadach, czy Farid Ali. Z drugiej strony na „dziesiątce” czuję się komfortowo, bo mam za plecami dwóch defensywnych pomocników.

W meczu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza Kamil Adamek sprzątnął Damianowi Trontowi sprzed nosa tytuł „man of the match”. Czy ma o to pretensje? – Na pewno nie, ale dlaczego byłem kandydatem na piłkarza meczu? – żachnął się pomocnik GKS-u 1962. – To pan tak uznał? Dziękuję bardzo, ale niczego nadzwyczajnego w tym spotkaniu nie zrobiłem. Tak, miałem asystę przy drugiej bramce Kamila, ale przewidziałem, gdzie przeciwnik będzie podawał piłkę. Nie wiedziałem tylko, że zagra aż tak źle (śmiech). Wystarczyło obsłużyć „Adamsa”, on już wiedział, co zrobić z piłką.

W poprzednim sezonie Damian Tront dziesięć razy został upomniany żółtą kartką, natomiast w bieżących rozgrywkach w 8 meczach tylko dwukrotnie podpadł sędziom. Czy to oznacza, że teraz gra mniej agresywnie? – Nie wydaje mi się, bym teraz grał mniej agresywnie niż w poprzednich latach – powiedział „paralizator” z Jastrzębia. – Po prostu mniej fauluję, nie przerywam tak brutalnie akcji przeciwnika.

Specjalista od…

W GKS-ie 1962 Jastrzębie „etatowym” wykonawcą stałych fragmentów gry jest Farid Ali, sporadycznie do piłki podchodzą Kamil Szymura i właśnie Damian Tront. Kiedy zapada decyzja, który z nich podchodzi do piłki – przed meczem, czy dopiero na boisku? – To jest ustalone przed meczem, decyzję podejmuje trener Skrobacz. Faridowi piłka „siedzi”, więc on ma pierwszeństwo. Nie wtrącam mu się, chociaż na treningach ćwiczę uderzenia zza pola karnego z rzutów wolnych. Dużo zależy od sektora, z którego ma być wykonywany rzut wolny. Jeżeli lepszą pozycję ma zawodnik lewonożny, to do piłki podchodzi „Szymi”.

Koledzy z drużyny na pytanie, który z piłkarzy GKS-u 1962 Jastrzębie zrobi największą karierę, najczęściej odpowiadali, że Damian Tront. To jakaś „podpucha” z ich stronny, czy dodatkowa motywacja dla kolegi do jeszcze lepszej gry? – Jeżeli słyszę takie słowa, jest mi bardzo miło – mówi bohater niniejszego artykułu. – Ale jednym uchem ta „słodycz” wchodzi do głowy, a drugim wychodzi. Po prostu koledzy chcą wywrzeć na mnie większą presję. Ja się z tego cieszę, bo to znaczy, że wierzą we mnie. Z drugiej strony wiem doskonale, że wszystko i tak zależy ode mnie, a nie od tego, jak oceniają mnie koledzy z drużyny. To ja będę miał wpływ na to, czy moja kariera pójdzie do przodu, czy nie. Wszystko siedzi w mojej głowie i… nogach. Ale na razie nie myślę o ekstraklasie, skupiam się na grze w GKS-ie Jastrzębie.

Przeklęta” Garbarnia

W sezonie 1973/1974 Garbarnia w ramach rozgrywek II grupy drugiej ligi dwukrotnie pokonała GKS Jastrzębie – 1:0 na wyjeździe i 2:1 u siebie. W poprzednim sezonie, w „nowej” II lidze historia się powtórzyła – w Jastrzębiu krakowianie wygrali 2:1, a u siebie 3:1. Czy w związku z tym piłkarze GKS-u 1962 obawiają się sobotniego pojedynku? – Garbarnia to drużyna, która nam nie leży – przyznał Damian Tront. – Z drugiej strony byliśmy źli na siebie po meczu w Jastrzębiu, bo oba gole straciliśmy po stałych fragmentach gry. Natomiast w Krakowie przegraliśmy w dniu, w którym doszło do tragedii w kopalni „Zofiówka”. Puszczamy poprzednie mecze w niepamięć, chcemy wygrać i podtrzymać passeę meczów bez porażki.