Piast Gliwice. Transfer inny niż wszystkie

Klub pozyskuje piłkarza przede wszystkim po to, by w krótkim czasie podnieść jakość zespołu, a w dłuższej perspektywie zarobić. W przypadku powrotu Patryka Dziczka do Piasta przede wszystkim chodzi o inne rzeczy…


Patryk Dziczek ma 24 lata, ale historia jest kariery w ostatnich latach jest nietypowe, pełna wzlotów i momentów niezwykle nerwowych, gdzie strachu i pytań co dalej, było co nie miara. Dla „Dzika” wychowanka Piasta powrót na stare śmieci, jest nowym etapem, szansą na powrót do normalności, być może jedyną i ostatnią próbą wskrzeszenia pięknie układającej się kariery.

A miało być tak pięknie

W pewnym sensie „Dziku” w bardzo młodym wieku miał wszystko i szedł określoną drogą. Z Piastem zdobył mistrzostwo Polski, robił systematyczne postępy, był jednym z ważnych ogniw młodzieżowej reprezentacji Polski prowadzonej wówczas przez Czesława Michniewicza. Został też dostrzeżony przez włoskich skautów, dzięki czemu trafił do Lazio, a w Salernitanie miał się otrzaskać przed szansą gry w Rzymie.

Gdyby wszystko układało się dalej tak dobrze, to kto wie, czy dziś nie miałyby przynajmniej zaliczonego debiutu w barwach Lazio i w reprezentacji Polski prowadzonej przez… Czesława Michniewicza, który do Patryka i do Szymona Żurkowskiego zawsze miał słabość. Ale 20 lutego 2021 roku pojawiło się inne gdyby.

Chwile grozy

W 85 minucie meczu wyjazdowego Salernitany z Ascoli, w ramach rozgrywek Serie B, Dziczek bez kontaktu z przeciwnikiem zasłabł i osunął się na murawę. Gdyby nie szybka i przytomna reakcja służb oraz kolegów z drużyny, to kto wie, jak to wszystko mogłoby się skończyć.

– Jesteśmy zobowiązani podziękować lekarzowi klubu Ascoli Calcio, medykom i personelowi karetki obecnym na stadionie, a także (Vittorio) Pariginiemu i wszystkim zawodnikom „Bianconeri”, którzy wraz z naszym kapitanem (Francesco) Di Tacchio i innymi piłkarzami Salernitany starali się pomóc Patrykowi – dziękowała w oświadczeniu Salernitana. Polski pomocnik trafił do szpitala w Rzymie, gdzie został zbadany od stóp po głowę.

Takie zasłabnięcie czy też atak epilepsji przytrafił mu się we Włoszech po raz drugi. Nic więc dziwnego, że nie pozwolono mu wrócić do treningów. Diagnozy jednak nie postawiono. Piłkarz bardzo długo był w zawieszeniu, bo potrzebował zielonego światła na powrót do gry.

– Dla mnie to jest coś pięknego wrócić. Chodzi nie tylko o Gliwice, ale też o powrót do gry. To cudowne. Po okresie badań, które miały rozstrzygnąć czy jestem zdolny do gry, to potrafiło zmęczyć głowę, ale zawsze byłem zdeterminowany, by tego dokonać, dlatego bardzo się cieszę, że tak się stało – przyznał po podpisaniu kontraktu z Piastem.

Najważniejsza próba

Teraz Dziczek rozpoczyna nowy etap, powrotu do dawnej dyspozycji. Piast w środku pola ma ogromny ścisk, konkurencja jest ogromna, ale w Gliwicach bardzo szanują piłkarzy, którzy kiedyś coś zrobili dla tego klubu. Stąd nie obawiano się podpisać z pomocnikiem trzyletniej umowy. U siebie, w domu, może w spokoju szlifować formę pod okiem Waldemara Fornalika i jego sztabu. Krok po kroku zbliżać się do ponownej gry w barwach Piasta.

– W tym momencie może brakować mi jedynie treningów piłkarskich z drużyną. Pierwsze pół roku byłem całkowicie wyłączony z treningów, natomiast kolejne dwanaście miesięcy, to była naprawdę ciężka indywidualna praca z trenerem, więc fizycznie i siłowo jestem dobrze przygotowany. Nie jest to jeszcze taki poziom, jaki dają treningi z drużyną – wyjaśnia Dziczek.

Oby zdrowie nie było już nigdy głównym tematem…


Na zdjęciu: Patryk Dziczek w Piaście – część II. Oby równie udana co pierwsza.

Fot. Piast-gliwice.eu